Kiedy brzask poranka rozjaśnił pokój, Catharina zdecydowała ostatecznie, co zrobi.


Po kilku tygodniach nadeszła odpowiedź od ciotki, pozytywna, aczkolwiek wielce zagadkowa. Aurora gorąco zapraszała siostrzenicę, wyrażając nadzieję, że wspólnie uwarzą z pewnością jakąś smaczną strawę. Matka Cathariny ze zdumieniem czytała te słowa.

– Czy ciotka zamierza cię uczyć gotowania? Przecież wszystkiego nauczyłaś się w domu.

– Ależ, mamo, wiesz przecież doskonale, że ciocię fascynuje francuska kuchnia i zna wiele wyśmienitych potraw. Chyba pozwolisz mi jechać?

– Moje dziecko, to tak daleko! Może wzięłabyś ze sobą Lottę, we dwie byłoby wam raźniej.

– Nie tym razem! – zaprotestowała Catharina, która ciągle jeszcze nie pokazała rodzicom listu od Malcolma Järncrony i prawdę powiedziawszy nie miała odwagi tego uczynić. – Przecież ciocia zaprasza tylko mnie, bo, jak pisze, z powodu remontu nie może przyjąć więcej gości.

Matka wyraźnie zaczynała się wahać.

– A czym tam dojedziesz?

– Koleją.

– Oszalałaś! Takie nowomodne wynalazki nie są dla panien z dobrego domu! – oburzyła się, ale popatrzyła zamyślona na swą najstarszą córkę. Przydałoby się jej trochę odpoczynku od ciągłych przytyków niezadowolonych sióstr. Sama także chętnie oderwałaby się od niespokojnych myśli o przyszłości najstarszej córki.

– Może Nilsson mógłby ci towarzyszyć? – rzekła w końcu niepewnie, zerkając ponownie do listu. – Ale na cały miesiąc…

Nilsson był ich starym oddanym kamerdynerem.

– Niech będzie. Odwiezie cię do Sztokholmu, a po miesiącu cię odbierze – postanowiła matka. – Tylko co zrobić, jeśli w tym czasie nadejdzie wiadomość od dziedzica Järncrony? Niewykluczone zresztą, że przyjedzie osobiście.

– Nie sądzę – odparła krótko Catharina, w żadnym razie nie przewidując takiej możliwości. – Gdyby jednak tak się stało, powiadomcie go, gdzie przebywam.

Matka w końcu ustąpiła i w parę dni później żegnały się na stacji. Catharina ubrana skromnie i praktycznie wspięła się po wysokich stopniach do wagonu przy dyskretnej pomocy Nilssona. Pociąg ruszył. Lokomotywa kopciła okropnie, pokrywając siedzenia grubą warstwą sadzy, ale Catharina nie przejmowała się niewygodami, bo oto wyruszała na spotkanie swej wielkiej przygody.


Ciotka Aurora, przemiła, pełna młodzieńczego wigoru dama, powitała siostrzenicę na dworcu w Sztokholmie duszącym zapachem perfum i nieprzerwanym szczebiotem.

Jednak na swobodną rozmowę przyszła pora dopiero następnego dnia, kiedy odprawiły Nilssona w powrotną drogę.

Okazało się, że ciotka nie zasypiała gruszek w popiele, oczekując przyjazdu Cathariny. Siadając do śniadania przy suto zastawionym stole, zdawała jej relację z tego, czego się dowiedziała.

– W Markanäs potrzebują służącej. Stawiają jednak wysokie wymagania: dziewczyna musi mieć nienaganne maniery i doświadczenie. Najlepiej, by nie była to jej pierwsza praca u ludzi z wyższych sfer.

– Służąca? – W oczach Cathariny pojawił się błysk przerażenia. – Nie wiem, czy podołam. Liczyłam na posadę guwernantki!

– W Markanäs nie ma dzieci z wyjątkiem przyrodniej siostry Malcolma, Elsbeth, liczącej około szesnastu lat.

– To on ma przyrodnią siostrę? Nie miałam pojęcia, zresztą w ogóle niewiele wiem o człowieku, którego miałam poślubić.

– No cóż, ja także nie zebrałam zbyt wielu informacji o rodzinie Järncronów. Są bardzo skryci i nie udzielają się towarzysko – przyznała ciotka, nakładając sobie na talerzyk kawałek ciasta orzechowego.

Ciasto na śniadanie? Catharina patrzyła zaszokowana. Ciotka Aurora znana była jednak z tego, że zawsze robiła to, na co miała ochotę.

– Powiedz, ciociu, co miałaś na myśli, wspominając kiedyś, że nad dworem Markanäs ciąży przekleństwo?

– Ee, nic takiego, to jakaś bzdura.

– Bardzo mnie zaintrygowałaś. Skoro mam tam mieszkać, powinnam chyba wiedzieć jak najwięcej o tym dworze.

– Hmm… Musiałabym sobie przypomnieć. Słyszałam o tym już tak dawno.

Ciotka Aurora zamyśliła się. Catharina, obserwując jej wyrazistą twarz, zapragnęła rozpaczliwie, by mieć tyle pewności siebie co ukochana ciotka.

– Chodziło chyba o jakąś dziedziczkę, właścicielkę dworu z siedemnastego wieku… Była bardzo piękna, ale żądna władzy i okrutna. Nie mogła znieść rządów swych następczyń. Powiadają, że zamordowała swą rywalkę czy synową… Wszystko w tej historii jest dość niejasne. Pamiętaj, że powtarzam tylko pogłoski krążące wśród tak zwanej elity towarzyskiej. W każdym razie podobno w Markanäs straszy. Trudno stwierdzić, czy tkwi w tym ziarenko prawdy, ale plotki nie rodzą się bez powodu. Ta licząca ponad dwieście lat dama nie akceptuje żon kolejnych dziedziców… Catharino, czy jesteś pewna, że chcesz tam pojechać?

– Tak – odpowiedziała zdecydowana. – Muszę się dowiedzieć, dlaczego mnie tak potraktował. Uważam, że nie powinnam rezygnować, nie próbując zrozumieć motywów tej decyzji. Może Malcolm ma jakieś kłopoty, finansowe albo osobiste? Może jest chory, niewidomy czy Bóg wie co jeszcze! Chcę mu pomóc!

Ciotka popatrzyła na Catharinę i rzekła:

– Masz rację, kobiety nie powinno się tak traktować! Na twoim miejscu postąpiłabym dokładnie tak samo. W sumie jednak cię podziwiam. Szczerze mówiąc, nie podejrzewałam cię o taką odwagę. Zawsze wydawałaś mi się cicha, nieśmiała i chyba najbardziej zahukana spośród moich ukochanych siostrzenic. Ale wracając do rzeczy! – Aurora poczęstowała Catharinę ciastem i dalej ciągnęła swą opowieść. – Moja wiedza o rodzinie Järncronów nie kończy się na plotkach. Dowiedziałam się, że Malcolm, mimo że jest dziedzicem, wcale nie był najstarszym synem.

– A co się stało z jego bratem?

– O, to tragiczna historia. Zaledwie trzy dni po ślubie jego żona spadła ze schodów i zabiła się. Młody dziedzic tak się przejął jej śmiercią, że popełnił samobójstwo. Zastrzelił się z rewolweru.

– Uff… – wyszeptała Catharina, czując, jak dreszcz przebiega jej po plecach.

– O ile sobie dobrze przypominam, matka Malcolma umarła, gdy chłopcy dorastali. Niewiele o niej słyszałam. Ich ojciec natomiast ożenił się powtórnie z piękną wdową o imieniu Tamara, która miała maleńką córeczkę, Elsbeth.

– W takim razie Malcolm i Elsbeth wcale nie są przyrodnim rodzeństwem!

– W rzeczy samej! Po kilku zaledwie latach właściciel dworu zmarł, pozostawiając Tamarę z trojgiem dzieci. Co prawda chłopcy zdążyli już dorosnąć, ale córka była jeszcze bardzo mała.

– Tak więc po śmierci brata i jego żony Malcolm mieszka w Markanäs jedynie ze swą macochą i jej córką?

– Przeprowadziła się też do nich siostra Tamary, Inez, osoba niezwykle ofiarna.

– Innymi słowy, wdowa Tamara znalazła łaskę w oczach okrutnej, żądnej władzy siedemnastowiecznej damy?

– Fe, Catharino, uważam, że trochę przesadzasz – skarciła ją ciotka, zdecydowanym krokiem podchodząc do gustownego sekretarzyka. – Popatrz, wczoraj przygotowałam list polecający, weźmiesz go z sobą! Napisałam, że pracowałaś u mnie i wykonywałaś wszystkie swoje obowiązki bardzo solidnie. Niestety z pewnych powodów natury osobistej zmuszona jestem wymienić służbę. Wspomniałam też, że jesteś uczciwa i zręczna… À propos, moje dziecko, jesteś zręczna? No i że masz nienaganne maniery. Myślę, że w Markanäs nie zdołają domyślić się pokrewieństwa między nami, noszę bowiem nazwisko mojego świętej pamięci męża. Jednak na wszelki wypadek nazwałam cię Karin Bengtsdatter.

– Wielkie dzięki, ciociu – Catharina dygnęła.

– Tylko, na miłość boską, zachowaj ostrożność! – ostrzegała ciotka. – Postaraj się nie rzucać Malcolmowi w oczy. Co prawda nie wie, jak wyglądasz, jednak na wypadek, gdyby się okazało, że jednak możecie wziąć ślub, lepiej, by się nie dowiedział, że go szpiegowałaś.

– Rozumiem, ale co ze służbą? Przecież przed nimi się nie ukryję.

– Tak, to rzeczywiście problem. Może jednak zrezygnujesz z tej ryzykownej eskapady i zostaniesz u mnie?

Catharina nie odezwała się słowem, ale jej spojrzenie nie pozostawiało wątpliwości, jaką podjęła decyzję. Ciotka westchnęła ciężko.

– Rozumiem cię, rozumiem doskonale. Życzę powodzenia, kochanie.

– A co zrobimy, jeśli nadejdzie list od mamy?

– Zostaw to mnie. Zawsze potrafiłam ją zagadać, kiedy chciałam odwrócić jej uwagę. Nie martw się, nikt się nie dowie, czym się zajmujesz.

– Dziękuję. Cieszę się, że rozumiesz moją determinację. Przez całe życie nie istniał dla mnie żaden inny mężczyzna prócz Malcolma. Chcę go zobaczyć, poznać go. Łudzę się, że może wcale go nie polubię, a wtedy nie będzie mnie bolało, że mną wzgardził. Samotne życie w gruncie rzeczy mnie nie przeraża, uważam, że mogłoby być równie wartościowe. Ale gdy pomyślę o moich siostrach… Dla nich staropanieństwo oznaczałoby prawdziwą tragedię, bo kochają swych narzeczonych. Nie widziałam Malcolma na oczy, ale przyznaję, że lubiłam jego krótkie liściki, podobał mi się też jego charakter pisma.

Ciotka popatrzyła na siostrzenicę i zamyśliła się. W tych kilku zdaniach usłyszała nutkę nadziei, co ją zaniepokoiło. Wyjęła elegancki ustnik i zapaliła papierosa.

Catharina spojrzała na nią zgorszona. Co prawda rodzice rozprawiali kiedyś z ubolewaniem o zepsuciu kobiet w dużych miastach, ale żeby ciotka Aurora zachowywała się tak jak mężczyzna? Chociaż… kiedy Catharina otrząsnęła się z szoku, uznała, że po ciotce można się było tego spodziewać. Wszak zawsze lubiła nadążać za modą.

– A więc małżeństwo ojca Malcolma i Tamary było bezdzietne? – zapytała, przełykając ślinę.

Aurora, wydmuchując przez nos chmurę dymu, westchnęła:

– Cóż, dość dawno temu krążyły plotki, że Tamara jest już za stara na dzieci. Ich pierwsze dziecko, córeczka, żyło parę lat, drugie zaś urodziło się martwe. Szkoda… Doprawdy dziwne rzeczy dzieją się w tym dworze. Często zmieniają służbę, w towarzystwie bywają tylko od wielkiego dzwonu i milczeniem zbywają pytania dotyczące ich rodzinnych spraw. Tak, ten stary dwór kryje wiele tajemnic…

– Nie boję się!

Ciotka zatopiła się w rozmyślaniach, nie zauważywszy nawet, że zgasł jej papieros. Zza okien dochodził turkot przejeżdżających dorożek.

Po chwili ocknęła się i poklepawszy siostrzenicę po dłoni, zapewniła:

– Trzymam twoją stronę. Jeśli wpadniesz w jakieś tarapaty, odezwij się! Uczynię wszystko, by ci pomóc.

Wówczas nie przypuszczały nawet, jak potrzebne okaże się wsparcie ciotki.

ROZDZIAŁ II

I znów Catharina znalazła się na dworcu. Wsiadła do pociągu jadącego w kierunku Östergötland. Ciotka Aurora wystarała się o osobny przedział dla siostrzenicy, bo, jak twierdziła, w tych nowoczesnych środkach lokomocji nigdy nie wiadomo, na jakich towarzyszy podróży się trafi. Zanim pociąg ruszył, obsypała dziewczynę tysiącem przestróg. Wreszcie jej postać zmieniła się w mały punkcik i zniknęła w oddali. Pociąg toczył się powoli po rozmytych przez ulewę torach, coraz bardziej zwiększając opóźnienie.

Catharina siedziała jak na szpilkach, wpatrując się w ciemniejące wieczorne niebo, a właściwie w gęstą ścianę deszczu. W głowie lęgły jej się najczarniejsze myśli Może na miejscu się okaże, że posada służącej jest już zajęta? A może mieszkańcy dworu uznają przybycie bez uprzedniej zapowiedzi za zbytnią śmiałość z jej strony? Przerażało ją, że dotrze tam w środku nocy. Markanäs wydało jej się nagle siedliskiem upiorów, czyhających z każdego kąta, Malcolm zaś bezwzględnym okrutnikiem, który wypędzi ją gdzie pieprz rośnie.

Wreszcie pociąg zatrzymał się na niewielkiej stacyjce. Catharina dostrzegła przechadzającego się wzdłuż wagonów konduktora i stojącego pod okapem dachu murowanego budynku zawiadowcę, który ostrym gwizdnięciem dał znak do odjazdu. Pociąg ruszył, pozostawiając na peronie przeraźliwie samotną dziewczynę. Wbiegła pod dach, taszcząc ciężką walizkę, i nim zawiadowca zdążył skryć się w budynku, zawołała zdyszana:

– Bardzo przepraszam, jak mogę się dostać do dworu Markanäs?

Zapytany popatrzył na nią szczerze zdumiony. W oddali było słychać stukot kół pociągu, strugi deszczu spływały z dachu, tworząc wodną zasłonę.

– Do Markanäs? – zdziwił się. – Czy panienki tam oczekują?

– Tak, ale nie wiedzieli, niestety, że przyjadę właśnie dziś – odpowiedziała, koloryzując nieco prawdę.

Dziewczyna nigdy nie odczuwała zakłopotania w rozmowie z ludźmi równymi sobie stanem, natomiast wobec ludzi z niższych sfer przybierała ton usprawiedliwienia, jakby w obawie, że zostanie posądzona o wyniosłość i zarozumialstwo.

Zawiadowca uchylił czapki i podrapał się za uchem.

– Hmm, do Markanäs jest dość daleko. Ale przed budynkiem stacji widziałem Johanssona, więc jeśli się panienka pośpieszy…

– Johanssona?

– To właściciel konia i wozu. Czasem wozi ludzi, teraz też przywiózł jakiegoś podróżnego.

Rzeczywiście, Catharina zauważyła, że ktoś wsiadał do pociągu. Z obawą pomyślała o swych skromnych zasobach finansowych, nie miała jednak wyjścia. Wszak w tej małej miejscowości na pewno nie było żadnego zajazdu, w którym by mogła przenocować. Linia kolejowa przebiegała tędy od niedawna. Ale jak zostanie przyjęta w Markanäs, jeśli zjawi się o tak późnej porze? Kiepski początek!