Erin została w domu następnego ranka. Nie wylegiwała się, tylko wzięła prysznic i ubrana dołączyła do matki przed siódmą.

– Jadę do Ashmore’ow – powitała ją Nina. I zapytała prosto z mostu: – O czym rozmawialiście wczoraj z Richardem?

– Trzeba się było wybrać z nami na spacer.

– Jesteś bezczelna.

– Czy to reprymenda? – Roześmiały się obie. Erin nie chciała być nielojalna wobec Richarda, więc dodała: – Rozmawialiśmy o oświadczynach. O jednych w szczególności.

– Nadal mu się wydaje, że chce się ze mną ożenić?

– spytała Nina ostro.

– Wiesz, że tak.

– O, Boże! – Matka nie wyglądała na uszczęśliwioną z tego powodu. – Lepiej pojadę. Nie dadzą mi żyć, jeśli nie zdążę na wzajemne klepanie się po plecach! – Odzyskała zwykły humor. – Dzięki Bogu, że już przynajmniej wyjdą z basenu i będą ubrani. Te ich chude, wystające kolana… to niezbyt piękny widok! – Roześmiała się i ruszyła do swoich przyjaciół.


Myśli Erin znowu skoncentrowały się na człowieku, którego jeszcze we wtorek nienawidziła, a dziś znów bez pamięci kochała. „Spotkamy się, kiedy wrócę” – powiedział i na samą myśl jej głupie serce prawie oszalało z radości. Uspokoiła się nieco, przypominając sobie odmowną odpowiedź. Wątpiła, czy po czymś takim Josh będzie chciał się z nią zobaczyć. A właściwie po co zadzwonił, i to z Ameryki? Zazwyczaj zjawiał się bez zapowiedzi. I właściwie czemu chciał się z nią spotkać? Liczył na powtórkę ostatniego przedstawienia? Nie, nic z tego.

Matka i Richard zjedli coś u Ashmore’ow, więc Erin przygotowała sobie lunch, wciąż rozmyślając o Joshu i jego telefonie z Nowego Jorku.

Niedługo po trzeciej, wcześniej niż Erin przypuszczała, wróciła matka, a wkrótce po niej, Richard.

– Jak zawody? – zapytała go Erin.

– Do diabła ze skromnością – pochwalił się z uśmiechem. – Patrzysz na mistrza!


Erin uśmiechnęła się szeroko i pogratulowała zwycięstwa. Jednak w powietrzu dało się wyczuć bardzo napiętą atmosferę. Richard i Nina odzywali się do siebie z uprzedzającą grzecznością.

Erin pomyślała, że najwyższa pora wracać.

– Kiedy chcesz jechać do Londynu? – zapytała.

– W domu czeka na mnie robota – odparł. – Nawet zaraz, jeśli jesteś gotowa.


W ciągu pół godziny byli w drodze. Richard bawił ją opowieściami o zawodach pływackich, ale w miarę, jak zbliżali się do Londynu, coraz trudniej było mu udawać, że wszystko jest w porządku.

Nie wjeżdżali w małe podwórko, tylko zatrzymali się na ulicy. Erin chciała odebrać neseser i pożegnać się z Richardem, ale nalegał, że odniesie torbę do drzwi, na co Erin w końcu przystała.

– Napijesz się herbaty? – zaproponowała. Naprawdę zdążyła go polubić. Potrząsnął głową. Postawił neseser przy drzwiach.

– Uciekam – uśmiechnął się do niej. – Byłbym dumny, gdybyś została moją pasierbicą – powiedział z bólem w oczach.

– Och, Richard… Czy moja mama…

– Powiedziała „nie”.

– Tak mi przykro – westchnęła i ze współczuciem po łożyła mu rękę na ramieniu. Cofnął się. – Wątpię, czy nasze ścieżki jeszcze się skrzyżują – stwierdził. Impulsywnie zrobił krok do przodu, objął ją i uścisnął na pożegnanie.

– Do widzenia. – Wiedząc, że żadne słowa pocieszenia nie ukoją jego bólu, wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.

– Do widzenia – powiedział.


Erin patrzyła ze ściśniętym gardłem, jak odchodził. Biedny Richard. W końcu jednak udało mu się zmusić Ninę do rozmowy. Współczuła również matce, bo przecież Nina lubiła Richarda i z pewnością żałowała, że ich związek dobiegł końca.

Erin odwróciła się, włożyła klucz w zamek i przekręciła. Uchyliła drzwi i omal nie umarła z zaskoczenia, kiedy niespodziewanie męska dłoń chwyciła jej neseser i wrzuciła do środka. Josh! Długą chwilę patrzyła na niego nieco nieprzytomnie.

– Kto to był? – warknął, nim odzyskała oddech.

– Wędrowiec powraca – odcięła się. Ostatnim razem też nie był zbyt miły. Nie zamierzała się cieszyć z jego wizyty. Za nic!

– Kto to?! Zignorowała pytanie.

– Jeśli przyjechałeś tu po to, żeby mnie zwolnić z pracy, to za późno! – powiedziała z satysfakcją. – Już wręczyłam wymówienie. Odchodzę za trzy tygodnie..

Nie zrobiło to na nim wrażenia. ‘i – To nie ma nic wspólnego z pracą – rzucił ostro. Erin przekroczyła próg. Josh za nią. Celowo zatrzasnął głośno drzwi i z wściekłością zapytał znowu: – Kto to był?


Choć powoli przechodził jej szok po tej niespodziance, nadal była ogłuszona i niemal zapomniała, że ktoś o imieniu Richard odwiózł ją do domu.

– Kto taki? – zapytała opryskliwie.

– Nie udawaj głupiej! – Zacisnął zęby.


W jego szarych oczach kryła się groźba. Jej serce zabiło mocniej. Był blisko, zbyt blisko. Nie było dość miejsca dla dwojga wściekłych ludzi w wąskiej przestrzeni miniaturowej klatki schodowej.

Erin odwróciła się i weszła na schody.

– Wiesz, którędy się wychodzi! – rzuciła arogancko przez ramię. Błąd! Josh szedł tuż za nią. Kiedy dotarła na szczyt schodów, odwrócił ją siłą do siebie.

– Nie odwracaj się do mnie plecami! – warknął.

Ojej, szykuje się niezły pasztet. Jednak jakoś nie miała ochoty zrobić tego, co być może powinna – przeprosić i odpowiedzieć na wszystkie jego pytania.

– Czy już tego nie przerabialiśmy? – Zadrżała, dostrzegając morderczy błysk w jego oczach, ale nie zamierzała tak łatwo ustąpić: – Znowu mnie ciśniesz na łóżko?

Jak oparzony odepchnął ją i wpadł do salonu. Gdyby zdecydowała się teraz zejść na dół i wyjść z mieszkania, tym razem by się jej udało. Ale nadal kochała tego dzikusa i miłość kazała jej zostać z nim bez względu na konsekwencje.

Rozsądek jej podpowiadał, że robi błąd. Josh stał tyłem, ale odwrócił się natychmiast, gdy wyczuł jej obecność w pokoju. Nic nie powiedział, tylko patrzył.

Wziął głęboki oddech, jakby starał się uspokoić.

– Kto to był? – nie miał zamiaru ustąpić.

– Nieważne. Już go więcej nie zobaczę.

– To było niezwykle czułe pożegnanie! – zadrwił.

– Co?

– Spędziłaś z tym człowiekiem cały weekend? – zapytał jakby spokojniejszym tonem, ale jej wydawał się bardziej złowieszczy..


Mogła mu chyba powiedzieć, że oboje byli gośćmi jej matki. Że Richard był przyjacielem Niny, Ale ze względu na ojca Josha, nie mogła wyznać, że Nina porzuciła właśnie następną ofiarę. Josh i tak miał o niej nie najlepszą opinię.

– Tak. Byłam z nim od wczoraj.

– Więc w końcu to zrobiłaś! – Josh zgrzytnął zębami z trudem nad sobą panując. Domyśliła się, o co mu chodzi.

– Przecież uważasz mnie za dziwkę! – przypomniała wrogo. – Ale to i tak nie twoja sprawa, czy z nim spałam, czy nie! – Zarumieniła się na przekór sobie i niepotrzebnie powtórzyła: – Już go więcej nie zobaczę.

– Więc albo to nie było zbyt miłe doświadczenie, albo odtrąciłaś go i zezłościł się, że zmarnowałaś mu weekend. Która wersja jest prawdziwa?


Erin znowu poczuła gniew. Naprawdę! Co za człowiek! Myślał, że może wtykać nos w najbardziej intymne sprawy jej życia!

– To nie twoja…

– Spałaś z nim? – przerwał jej.

– Mam cię dość! – rzuciła krótko.

– Spałaś!

– Akurat bym ci powiedziała! – Znowu poczuła nienawiść do Josha Salsbury’ego. – Co ciebie to obchodzi?

– Nic a nic! – wrzasnął. Stał na tyle blisko, że mogła dostrzec bursztynowe iskry w jego szarych oczach. – Jestem tylko idiotą, który odrzucił to, co tak szczodrze ofiarowywałaś, gdy się do mnie lepiłaś!


Uderzyła go. Nie miała zamiaru. Nie wiedziała nawet, że potrafi. Po prostu to zrobiła. Poczuła wściekłość, jej prawa ręka podniosła się sama i zadała cios. Trzask! Głowa poleciała mu do tyłu, a ją ogarnął natychmiast nieopisany wstyd. Przemoc nie leżała w jej naturze. Tak przynajmniej myślała. Wszystko, co do tej pory o sobie wiedziała, straciło sens. Miłość zmieniła wszystko.

– Przepraszam – z trudem wydała z siebie głos. – Nie chciałam… Tylko ty… – Odwróciła się do niego plecami, nie mogąc znieść furii malującej się na jego twarzy.

Spodziewając się podobnego zachowania z jego strony, stała nieruchomo – nie miała dokąd uciec. Ale ku kompletnemu zaskoczeniu, poczuła jego dłonie na swoich ramionach. Nie twarde i karzące, ale łagodne, niemal delikatne.

– Drżysz – usłyszała gdzieś nad uchem.

– Zanim ciebie poznałam, byłam całkowicie zdrową na umyśle, rozsądną osobą – wyznała bezmyślnie. Zdając sobie sprawę, że powiedziała za wiele, dodała: – Wpadasz tu jak do siebie… błędnie interpretujesz moją przyjaźń z Richardem… – urwała, czując, że ją odwraca ku sobie.

– Richard to ten, któremu właśnie odmówiłaś prawa do składania wizyt? – Przytaknęła ogłupiała, bojąc się podnieść głowę, by nie dojrzał, co kryło się w jej oczach.

– Więc, skoro jesteście przyjaciółmi, zakładam, że nie jesteście kochankami?


Znowu była zakochana w tej łagodnej, czułej wersji Josha. Poczuła, że nie może przed nim niczego ukryć.

– Naprawdę mi przykro, że cię uderzyłam – przeprosiła znowu.

– I nigdy nie byliście kochankami? – Josh ujął ją pod brodę i uniósł jej twarz.

– Nigdy – przyznała, patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się.

– A Stephen? – zapytał. – Czy Stephen też się stał zbędny? Stephen? A… Stephen Dobbs. Erin przypomniała sobie mgliście, że Josh słyszał, jak umawiała się z nim przez telefon, gdy pracowała w jego biurze.

– Ja… nadal się z nim widuję – wyznała zgodnie z prawdą, ale jej odpowiedź chyba nie wypadła najlepiej. Może Josh nie lubił, by jego personel spoufalał się po pracy. Nie chciała, aby znowu zamienił się w brutala. – Wybacz – powiedziała cicho i pocałowała miejsce, gdzie wylądowała jej wściekła dłoń. – Jeśli cię to pocieszy, chyba złamałam rękę.

Josh jęknął.

– Co ja mam z tobą zrobić? – Dotknął ustami jej dłoni. Potem uśmiechnął się. – To uleczy nas oboje – wymruczał i przez niekończące się sekundy wpatrywali się w siebie.

Potem bez pośpiechu, dając jej czas na wycofanie się, gdyby tego pragnęła, Josh wziął ją w ramiona. I Erin nie miała najmniejszej ochoty się opierać. Minęły całe lata świetlne, odkąd go widziała. Pragnęła znaleźć się w jego objęciach. Położyła głowę na jego piersi, a on wydawał się dziwnie zadowolony, że może tulić ją czule do siebie.

Delikatnie gładził złote włosy Erin. Chciała tak trwać już na zawsze. Ale przestraszyła się nagle, że Josh dojrzy w jej spojrzeniu to, co do niego czuła, i mimo że wymagało to wielkiego wysiłku z jej strony, wysunęła się z jego objęć.

– Ja… – próbowała powiedzieć coś z sensem, ale stać ją było jedynie na: – Lepiej zadzwonię do taty. Obiecałam odezwać się po powrocie.

Josh wyglądał na odrobinę rozbawionego.

– Teraz?

– Prawdę mówiąc…


Równie delikatnie jak przedtem, znowu przygarnął ją do siebie. Tym razem nie położyła głowy na jego piersi, tylko czekała na pocałunek.

– Och – westchnęła chwilę później. Roześmiał się lekko.

– „Och, więcej” czy „och, dosyć”? Też się roześmiała. To było całkowicie niedorzeczne.

– Może „och, jeszcze raz”… Żeby przeprosić za to, że cię uderzyłam.

– Zasłużyłem na to – rozgrzeszył ją. Ale dodał z uśmiechem, od którego ugięły się pod nią kolana: – Choć może jeden buziak zmniejszy nieco ból.

– Nadal boli? – zapytała przestraszona.

– Wcale – odparł i nie mogła stwierdzić, czy kłamał, bo znowu zażądał jej ust. Dostała więcej, niż obiecywał i te pocałunki rozgrzeszyły go w jej oczach za tamte, wzięte siłą.


Serce waliło jak młotem i nie obchodziło ją, dokąd to wszystko mogło prowadzić. Przyjmowała z radością każdą czułą pieszczotę. Odpiął jej koszulę i zaczął całować jedwabistą skórę, odsuwając materiał i ramiączka stanika.

Och, Josh, Josh, Josh! Jego dotyk był magiczny. Zacisnęła wokół niego ramiona. Następny pocałunek wyraźnie ostrzegał, że wkrótce nie będzie odwrotu. Nie dbała o to – cała płonęła. Pragnęła się z nim kochać – chyba o tym wiedział. Przywarła do niego.

– Josh, ja… – urwała.

– Przestraszona? – Popatrzył z powagą w jej oczy.

– Nie – odparła szczerze i roześmiała się nieśmiało.

– Żądna wrażeń.

– To będzie niezła przygoda.

– Chyba… – przełknęła z trudem ślinę – chyba jestem… na to gotowa. Pocałował ją z zachwytem.

– Musisz być tego pewna, nie może ci się tylko wydawać, kochanie moje – powiedział cicho, ale była zbyt w nim zakochana, by myśleć logicznie. – To ważny krok.

Wiedziała doskonale, ale był tym jedynym i chciała, by się z nią kochał, aby mieć co wspominać, gdy odejdzie. Zawahała się jednak. Czy nie była zbyt bezpośrednia?

– Jestem zbyt natrętna? – Miała ochotę umrzeć ze wstydu.

– Nie, skarbie. Po prostu długo czekałaś… ale jedno z nas musi być pewne, że to właściwa pora.

– Ty nie jesteś pewny…? – O, rany! Ledwie to powiedziała, zdała sobie sprawę, że zabrzmiało to, jakby żądała od niego jakiejś deklaracji. Cofnęła się nieco. Zarumieniona gwałtownie na widok nieładu, w jakim znajdowało się jej ubranie, szybko zapięła koszulę. – Lepiej już idź – wymamrotała.