W tym czasie zerwałam kontakt z większością przyjaciół z paczki. Wprawdzie kilkakrotnie przyjeżdżałam w odwiedziny i spotykałam się z Erikiem lub z Grimem, ale pozostałą czwórkę straciłam zupełnie z oczu.

Niedługo po naszym ostatnim spotkaniu w szałasie odbył się ślub kapitana Moe i panny Lilly Bakkelund. Na uroczystości zabrakło Grethe, która zdecydowanie odmówiła uczestnictwa w tej rodzinnej imprezie. Grethe pozostała w domu jeszcze tylko przez rok. Potem jej groźby o zniknięciu nieoczekiwanie się spełniły. Po jednej z karczemnych awantur dziewczyna po prostu uciekła. Na początku pisywała do mnie i nawet spotkałyśmy się kilka razy w stolicy. Grethe zatrudniła się jako sekretarka w biurze, potem jakiś czas pracowała jako salowa w szpitalu, następnie jako opiekunka do dzieci, ale nigdzie nie potrafiła zagrzać miejsca. Pisywała do mnie rzadko, donosząc o sprzeczkach z macochą, w jakie wdawał się Erik. Potem słuch o Grethe zaginął. Jej brat Erik twierdził, że wyjechała do Sztokholmu, ale okazało się wkrótce, że to tylko jego domysły.

Inger została ekspedientką w sklepie w sąsiedniej miejscowości, gdyż bardzo chciała się usamodzielnić. Często widywano ją w towarzystwie chłopców i mawiano, że zmienia narzeczonych jak rękawiczki. Arnstein zdał maturę z doskonałymi ocenami, w przeciwieństwie do młodszego brata, Terjego. Jemu z pewnymi perturbacjami w końcu także udało się prześlizgnąć przez cztery lata szkoły średniej. Obaj podobno dostali się na studia, ale nie miałam pojęcia, jakie kierunki wybrali.

Erik nie wyjechał z miasteczka. Ponieważ zawsze narzekał na słabe zdrowie, nie podjął żadnej pracy. Również Grim pozostał razem z ojcem na gospodarce. Obaj chłopcy bardzo się ze sobą zżyli. Erik niemal całe dnie, zwłaszcza zimą, spędzał w domu Grima, bo tam, jak mawiał, życie toczyło się normalnie i było pełne harmonii. Matka Grima, miła i prostolinijna Finka, darzyła Erika szczególną sympatią. Nazywała go swoim młodszym synem i nie skąpiła serdeczności i ciepła. Gdy odwiedzałam rodziców, spotykaliśmy się najczęściej we trójkę, o ile oczywiście Grim nie był zajęty w gospodarstwie. Często chodziliśmy na plażę lub do kina. Pisywałam do nich również z Oslo. Erik rzadko odpowiadał, choć na samym początku dostawałam od niego dwa lub trzy listy tygodniowo. Jednak z czasem widocznie go to znudziło i tylko sporadycznie przysyłał mi kartki.

Z przyjemnością korespondowałam z Grimem. Ja wysyłałam do niego długie relacje o tym, co dzieje się w stolicy, czym się w danej chwili zajmuję, czego uczę, opisywałam z entuzjazmem swoje przyszłe plany, ale też potrafiłam żalić się z powodu ogarniającej mnie nudy. Listy Grima były krótkie, ale treściwe. Opowiadał o zmianach w gospodarstwie, swoich ukochanych zwierzętach i niezmiennie, niezależnie od nastroju mego listu, kończył stwierdzeniem: „Jeśli nie podoba ci się w mieście, wracaj”.

Ostatecznie to kartka od Erika skłoniła mnie do podjęcia decyzji o powrocie. Erik napisał po prostu: „Kari, błagam, przyjedź!”

Właśnie ukończyłam dwadzieścia lat.

Korony sosen rzucały na ziemię cienie, które mieszały się z promykami słońca, tworząc piękną mozaikę na brunatnej, pokrytej igliwiem i poszarzałymi resztkami śniegu drodze. Z mrowiska leniwie wypełzło kilka mrówek, tak jakby myślały, że już nadchodzi wiosna.

– Jeszcze nie czas – uśmiechnęłam się. – Zmykajcie z powrotem i zakryjcie się dobrze pierzynką z igiełek.

Za plecami usłyszałam pisk hamulców, po czym obok zatrzymał się samochód dostawczy. Siedzący w nim młody mężczyzna otworzył drzwi i zawołał wesoło:

– Halo! Zapraszam do środka!

Głos wydał mi się znajomy. Wielkie nieba! Przecież to Grim we własnej osobie. Ale jak on się zmienił! Z sympatycznej i szczerej twarzy patrzyły na mnie skośne, ciemnoszare oczy. Gładkie, opalone policzki nosiły ledwie dostrzegalne blizny po dawnych ranach.

– Grim, to ty? – ucieszyłam się.

– Czyżbyś mnie nie poznała? – zaśmiał się, ruszając.

– No, nie bardzo. Pamiętaj, że widziałam cię zawsze oblepionego plastrami i czymś wysmarowanego.

– Na szczęście nauka idzie do przodu. Od tamtej pory wynaleźli kilka nowych maści na moje dolegliwości i teraz możesz się przekonać, czy są skuteczne.

– Grim, wyglądasz rewelacyjnie! Tak się cieszę – powiedziałam ciepło. – Przystojniak z ciebie. Dopiero teraz dostrzegam w twojej twarzy fińskie rysy i wyraźne podobieństwo do mamy. Od razu widać, że z ciebie prawdziwy człowiek Północy.

– No, mój tata pochodzi z samego południa Norwegii.

– Wciąż nie mogę się nadziwić, że to ty. Otaczają cię teraz pewnie tłumy wielbicielek?

Grim się uśmiechnął.

– No, nie przesadzaj z tymi komplementami, Kari. Dobrze wiem, ze moje rzadko nadawane imię doskonale do mnie pasuje [1].

Nie wytrzymałam:

– Zgoda, jesteś brzydki jak troll. Teraz zadowolony?

Mrugnął do mnie zaczepnie.

– Nie. Mów mi, proszę, ciągle, jaki ze mnie przystojny gość. W końcu może w to uwierzę.

Roześmiałam się. Dobrze mi było w jego towarzystwie. Zdałam sobie sprawę, że przez minione lata naprawdę brakowało mi jego humoru, serdeczności, ciepła. Szybko dostrzegłam jednak, że Grim zmienił się nie tylko z wyglądu. Stał się dużo pewniejszy, swobodniejszy, ale jednocześnie wyczuwałam między nami jakiś niewidzialny mur. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić.

Skręciliśmy w dróżkę prowadzącą do naszego domu.

– A co słychać u was? – zapytałam.

– Nie najlepiej – odparł niechętnie.

– Jak to, co ty mówisz?

– Nie denerwuj się. U mnie w porządku. Mam na myśli rodzinę Moe.

– Ostatnio dostałam od Erika kartkę. Wydała mi się niepokojąca, dlatego tu jestem. Ale chyba nie stało się nic złego?

Grim zerknął na mnie ukradkiem.

– Z Erikiem nie, ale… – Grim przerwał na chwilę, po czym rzekł z powagą: – Jutro jest pogrzeb kapitana.

– Kapitan nie żyje? Co się stało?

– Podobno zmarł na zawał – wyjaśnił krótko.

Umilkłam. Ta tragiczna wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba.

Tymczasem dojechaliśmy na miejsce i Grim zatrzymał wóz na podjeździe.

– No, Kari, jesteś w domu.

– Dziękuję. Spotkamy się później? Chciałabym z tobą porozmawiać.

– Jak długo zostaniesz z nami?

Uśmiechnęłam się z zadowoleniem.

– Nie zamierzam wyjeżdżać. Zostaję na dobre, Grim.

Odwrócił się nagle i szybko wsiadł do samochodu. Bez słowa skinął mi na pożegnanie głową i zatrzasnął drzwi, po czym wycofał samochód i odjechał.

Uśmiech zastygł mi na ustach. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mojego najlepszego kolegi tym razem nie ucieszył mój powrót do domu.

ROZDZIAŁ II

Tego dnia nic mi się nie układało, choć miał to być dzień naprawdę szczęśliwy. Najpierw najadłam się wstydu na stacji, a potem Grim tak niegrzecznie mnie potraktował.

Postanowiłam jednak otrząsnąć się z przygnębienia. Poprawiłam włosy, rozejrzałam się dookoła i z lubością wciągnęłam rześkie kwietniowe powietrze. Ze wszystkich miejsc na ziemi najbardziej kochałam moje rodzinne miasteczko, Åsmoen. Wokół rozpościerał się malowniczy krajobraz, którego widok zwykle dodawał mi sił.

Po gorącym przyjęciu, jakie zgotowali mi w domu rodzice, zapomniałam o troskach. Wkrótce w pokoju gościnnym mama nakryła do stołu. Promienie słoneczne jakby mimochodem zaglądały do okien, rzucając na obrus błękitnoróżowe cienie. Rodzice, choć nie byli zachwyceni tym, że przerwałam studia, nie robili mi z tego powodu wyrzutów. Mama ubolewała, że schudłam, ale chwaliła mnie za elegancki ubiór. Tata był po prostu w siódmym niebie, cieszył się, że wreszcie jestem w domu.

Wypytywali mnie o najdrobniejsze szczegóły, a ja chętnie o wszystkim opowiadałam. Na koniec zapytałam:

– Czy to prawda, co mówił Grim, że kapitan Moe nie żyje?

Mama spuściła ze smutkiem wzrok.

– Więc i ty już wiesz. Pan Moe zmarł w poniedziałek. Nie chciałam cię denerwować.

– Opowiedz, co się stało?

Mama zwlekała z odpowiedzią.

– Właściwie nie bardzo jest co opowiadać. Rodzina znalazła go martwego nad ranem w łóżku. Lekarz potwierdził, że to zawał. Chociaż…

– Chociaż co? – spytałam zaciekawiona.

– No, nie wiem. Stało się to tak nagle i akurat w takim momencie…

– Anno! – ostrzegł żonę pan Land.

Reakcja rodziców zaskoczyła mnie, ale ponieważ nic więcej nie chcieli mi na ten temat powiedzieć, dałam za wygraną.

– Czy Erik bardzo przeżywa śmierć ojca?

Tata westchnął.

– Tak mi się wydaje – rzekł, po czym zaraz dodał: – Szkoda mi chłopca, będzie się teraz sam z nimi męczył.

– A więc Olsenowie nadal u nich mieszkają?

– A i owszem – odparł ojciec z goryczą. – Mieszkają, mieszkają i wcale nie mają zamiaru się wyprowadzać.

– A pan Olsen gdzieś pracuje?

– Hm – tata podrapał się po głowie. – Mówią, że jest dyrektorem zakładu, należącego do kapitana Moe. Produkują tam części do maszyn i urządzeń. Ale jaki tam z niego dyrektor! Nic, tylko krzyczy i wydaje dyspozycje. Mam wrażenie, że Moe nie mógł wybrać sobie gorszego zastępcy. Olsenowi przewróciło się w głowie, tyle zarabia w tym zakładzie.

– A Oskar?

– Z niego też niezły gagatek – westchnął ojciec.

Mogłam się tego spodziewać. Oskar zawsze robił na mnie wrażenie spryciarza i lawiranta, dlatego nigdy go nie lubiłam.

– Terje także zjawił się w domu – powiedziała mama. – Odbywa teraz praktykę w biurze prokuratora pod bacznym okiem swojego wuja.

– Studiuje prawo. Właśnie przyucza się do zawodu – roześmiał się ojciec. – Ostatnio widziałem, jak wywija szczotką, zamiatając podłogę, poza tym od czasu do czasu biega do sklepu po zakupy.

– A Arnstein?

– Arnstein to już zupełnie dorosły mężczyzna. Od jesieni ma rozpocząć pracę w szkole. Będzie uczył matematyki i chyba jest bardzo przejęty swoją nową rolą. Podobno studia ukończył z bardzo dobrymi wynikami.

– Wygląda więc, że tym razem wszyscy są w domu! Powiedzcie mi jeszcze, co u Inger. Czy nadal pracuje w sklepie?

– No, nie… Chyba po prostu pomaga mamie – odparła z wahaniem matka, po czym szybko zmieniła temat: – Kari, może jeszcze kawy?

– Nie, mamo, dziękuję. Opowiem wam teraz, co mi się dzisiaj przytrafiło na dworcu. Wyobraźcie sobie, że wpadł mi w oko pewien młody, wyjątkowo przystojny mężczyzna. Pierwszy raz go tu widzę, może wy wiecie, kto to taki?

– Kari, dziecinko! Myślisz, że znamy każdego, kto się kręci w miasteczku? – spytał ojciec, uśmiechając się pod nosem. – To pewnie jakiś turysta.

– Raczej nie sądzę. Jest wysoki, ma miedzianobrązowe kręcone włosy i ciemne oczy – odparłam z rozmarzeniem.

– Miedzianobrązowe włosy? – mama zastanawiała się chwilę. – Nie, chyba nikogo takiego tutaj nie spotkałam. Nic innego nie zwróciło twojej uwagi?

– Owszem, odbierał z poczty potężną stertę korespondencji.

W tym momencie twarz mamy rozjaśniła się w uśmiechu:

– A, jeśli tak, to pewnie ktoś ze szpitala. Tam ciągle przyjmują do pracy nowych ludzi. Może jakiś lekarz.

Lekarz? Całkiem możliwe. I już zaczęłam wyobrażać sobie nieznajomego w białym kitlu. Usiłowałam sobie przypomnieć, czy coś mi czasem nie dolega, ale jak na złość byłam zdrowa jak ryba. Pobyt w szpitalu z pewnością mi nie groził.

– No trudno. Niech sobie będzie, kim chce. Wiecie, jak to jest ze mną: nowa twarz zawsze wpadnie mi w oko.

– Właśnie, córeczko – powiedział ojciec. – Naprawdę masz świetny wzrok – dodał nieco ironicznie.

Pogroziłam mu palcem. Ojciec zawsze lubił żartować i dlatego u nas w domu zwykle panował wesoły nastrój. Ojciec budził zaufanie ludzi; od razu było po nim widać, że to pogodny i życzliwy mężczyzna. Mama, skryta, cichutka i skromna, stanowiła jego całkowite przeciwieństwo. Była drobną, lecz pełną uroku kobietą o regularnych rysach. Do dziś zachowała urodę, choć dawno przekroczyła czterdziestkę. Tata twierdził, że przed laty o względy mamy ubiegali się niemal wszyscy chłopcy z okolicznych miasteczek. Zawsze łudziłam się, że odziedziczę po niej delikatne rysy. Niestety, choć moi przyjaciele często chwalili mnie za różne zdolności, to nigdy nie usłyszałam, że jestem ładna. Taki już, widać, mój los.

Po popołudniu zadzwoniłam do Erika. Bardzo ucieszył się na wieść, że już jestem w domu.

– Kari, jak to dobrze, że przyjechałaś!

Gdy złożyłam mu kondolencje z powodu śmierci ojca, usłyszałam, że zaczął mu drżeć głos.

– Jesteś nareszcie! Brakowało mi ciebie. Potrzebuję kogoś, kto się wreszcie za mną ujmie! Kari, chyba mogę na ciebie liczyć? Już dłużej nie zniosę tej atmosfery. Dotąd myślałem, że wszystko jest na dobrej drodze, że się jakoś ułoży, a tu nagle takie nieszczęście! Zostałem zupełnie sam, Kari! Co ja mam…

Nagle przerwał, po czym radykalnie zmienił ton głosu, teraz mówił zupełnie normalnie. Domyśliłam się, że ktoś niespodziewanie wszedł do pokoju, z którego telefonował.