Jared w czerwcu ukończył szkołę i zamierzał podjąć pracę na ranczo, razem z ojcem i Tomem. Wprawdzie Tad chciał, by syn kontynuował naukę, ale Jared nie palił się do studiów. Dłubał przy samochodach i lubił nimi jeździć z kolegami. Miał w Caligosta dziewczynę.

– Wcale do rzeczy z niego chłopak – zauważyła jedna z przyjaciółek Olivii, nie kryjąc zachwytu. – Zobaczycie, że niebawem się ożeni. Słyszałam, że spotyka się z dziewczyną Thompsonów. – Olivia uśmiechnęła się dumnie, ale na widok swej młodszej córki spochmurniała. Crystal miała na sobie niebieską sukienkę, którą ojciec kupił dla niej w San Francisco.

– Piękna dziewczyna… prawdziwa ślicznotka… – Kobiety obserwowały Olivię, przyglądającą się Crystal. – Wkrótce będziesz ją chyba musiała zamykać w domu – powiedziała żartobliwie jedna z nich, ale Olivia udała, że nie usłyszała.

Najmłodsze dziecko wciąż wydawało się jej obce. Tak bardzo się różniła od innych dziewcząt, a szczególnie od swej siostry. W przeciwieństwie do nich była spokojna, lubiła samotność. Często siedziała pogrążona w myślach; a kiedy wypowiadała je na głos, co zdarzało się bardzo rzadko, doprowadzała matkę do irytacji. Dziewczyna nie powinna za dużo myśleć. Nie powinna też marzyć o dalekich podróżach, natomiast Crystal często rozmawiała z Tadem o miastach, które zwiedził w młodości. To była wszystko jego wina. Nabił jej głowę takimi rzeczami. Winiła go również za to, że Crystal lubiła wyprawiać się samotnie w góry, jeździć konno i pływać nago w strumieniu jak jakaś dzikuska. Czasami znikała z domu na wiele godzin. Była inna niż pozostałe dziewczęta, niż Becky czy jej własna matka. Zawsze się od nich różniła, a teraz, kiedy dorosła, stało się to bardziej widoczne. Zdawała się w ogóle nie zauważać chłopców. Sprawiała wrażenie najszczęśliwszej wtedy, kiedy mogła być sama lub całymi godzinami rozprawiać z ojcem o ranczo, o przeczytanych książkach czy o miastach, w których Tad niegdyś bywał i które ona też pragnęła zobaczyć. Pewnego dnia Olivia słyszała, jak rozmawiali o Hollywood. Ojciec wiedział, że to czyste szaleństwo. Niełatwo będzie dla niej znaleźć męża. Uroda to nie wszystko. Zbyt się spośród nich wyróżniała, a to odseparowało ją od innych, kobiety były ostrożne, mężczyźni zaś gapili się na nią, ale nie w taki sposób, który schlebiałby Olivii. To, że jest matką najpiękniejszej dziewczyny w dolinie, stanowiło słabą pociechę. Crystal była za ładna, zbyt niezależna i niepokojąco odmienna. Nawet teraz, kiedy wszystkie kobiety rozmawiały, ona siedziała samotnie na huśtawce, bujając się wysoko, podczas gdy pozostałe dziewczyny bawiły się w pobliżu. Zdawała się w ogóle ich nie zauważać. W ciągu ostatniego roku, zamiast stać się podobną do nich, zrobiła się jeszcze większym odludkiem. Jared, pochłonięty swoimi własnymi sprawami, także zostawił siostrę w spokoju. Zwracano na nią uwagę jedynie wtedy, kiedy zaczynała śpiewać, na przykład w niedzielne poranki w kościele. Miała taki głos, że czy się ją lubiło, czy nie, człowiek musiał się zatrzymać, by jej posłuchać. Jeśli kiedykolwiek mówiono o Crystal, to tylko o tym, jak śpiewa.

Szybowała w powietrzu na huśtawce, obojętna na ludzkie gadanie, i śpiewała sama dla siebie, niemal nie zdając sobie sprawy z tego, że obok odbywa się przyjęcie. W pewnej chwili zobaczyła nadjeżdżający samochód.

Rozpoznała go, gdy tylko wysiadł z auta. Nie widziała go rok, ale poznałaby wszędzie. Nie zapomniała Spencera, od czasu do czasu pytała Boyda, czy nie miał listu. I oto pojawił się na chrzcinach. Crystal umilkła i przestała się bujać na huśtawce, obserwując, jak Spencer ściska dłoń ojcu, a potem idzie, by odszukać Boyda i Hiroko. Był tak samo przystojny jak rok temu, może nawet bardziej. Ani na moment nie zapomniała o Spencerze Hillu i teraz na jego widok serce w niej zamarło.

Miał na sobie letni garnitur i słomkowy kapelusz. Pomyślała, że Spencer wygląda jeszcze wspanialej niż rok temu. Obserwowała go, jak powiedziawszy coś Hiroko, wybuchnął śmiechem. Potem wolno się rozejrzał. Dostrzegł Crystal, siedzącą bez ruchu na huśtawce. Nawet z tej odległości zorientował się, że mu się przygląda, czuł jej wzrok, utkwiony w sobie. Wolnym krokiem ruszył w stronę dziewczyny. Zatrzymał się tuż obok Crystal, spoglądając na nią ciemnoniebieskimi oczami. Czuli, że powietrze jest czymś naładowane. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, nie mogli się wyprzeć tego, czego oboje nie zapomnieli przez cały ten rok. Był to rodzaj namiętności trudnej do zrozumienia i opisania, bo przecież wiedzieli, że są sobie całkowicie obcy.

– Cześć, Crystal. Co u ciebie słychać? – Ręce mu się trzęsły. Wsunął je do kieszeni i oparł się o drzewo, na którym wisiała huśtawka. Starał się, by jego głos zabrzmiał normalnie, próbując ukryć przed nią to, co czuł. Nie było to wcale łatwe. Nie poruszyła się, wpatrzona w niego. Przez moment wydało im się, że są zupełnie sami. W pobliżu rosły krzewy magnolii i powietrze wypełniała ich ciężka woń. Odnieśli wrażenie, że z oddali dobiegł ich głos bębnów.

– Wszystko w porządku – odpowiedziała, siląc się na spokój.

Chciała go spytać, czemu nie przyjechał wcześniej, ale nie miała odwagi. Czuli, że nie wolno im słowami wyrazić tego, co pragnęliby powiedzieć. Mogła mu się jedynie przyglądać. Ubrany był z nieskazitelną elegancją, ciemne włosy miał starannie ostrzyżone, twarz ogorzałą. Wyraźnie czegoś w niej szukał wzrokiem. Nie potrafiła zrobić ani kroku. Chciałaby tak stać obok niego przez całe życie, wdychając zapach jego skóry i czując na sobie jego spojrzenie. Było parno i gorąco. Miał wrażenie, że wnętrzności mu się roztopiły. Musiał sobie w kółko powtarzać, że Crystal to jeszcze dziecko. Ale oboje wiedzieli, że najchętniej powiedziałby, iż ją kocha. Choć oczywiście nie mógł tego zrobić. Ledwo ją znał. Z przerażeniem uzmysłowił sobie, że dziewczyna, której obraz pragnął przez cały ubiegły rok wymazać ze swej pamięci, w rzeczywistości jest jeszcze bardziej niezwykła niż w jego wspomnieniach.

– Jak tam studia? – spytała, pożerając go wzrokiem. Była pół dzieckiem, półsyreną, teraz, po upływie roku, stała się kobietą.

– Właśnie złożyłem egzamin na adwokata. – Skinęła głową, a oczami zadawała mu tysiące pytań, na które żadne z nich nie potrafiło odpowiedzieć. I choć trawił go wewnętrzny ogień, Spencer wiedział, że ma dość siły, by stawić czoło wszystkiemu poza uczuciem, jakim zapałał do tego dziecka. Jego twarz pozostała spokojna, kiedy obserwował, jak letni wietrzyk rozwiewa włosy Crystal. – A co u ciebie? – Pragnął wyciągnąć dłoń i dotknąć jej.

– Pojutrze są moje szesnaste urodziny – powiedziała cicho, a jemu serce zamarło.

Przez chwilę, przez króciutką chwilkę miał nadzieję, że się myli, że może Crystal jest starsza. W ciągu ostatniego roku bardzo się zmieniła. Wydoroślała, zdawała się taka kobieca w swojej niebieskiej sukience. Bardziej kobieca niż rok temu, ale jednak nadal dziecinna. Znów się zastanowił, co za szalona siła ciągnie go do niej. Przyjechał dziś tutaj nie tylko, żeby się spotkać z Boydem. Chciał się również zobaczyć z Crystal, mając nadzieję, że ją zastanie, pragnąc przed wyjazdem z Kalifornii ujrzeć dziewczynę jeszcze choć raz. Czemu sam siebie tak zadręczał? Było to pozbawione jakiegokolwiek sensu. Ma zaledwie szesnaście lat, jest jeszcze dzieckiem. A przecież… jej oczy mówiły mu, że czuje to samo co on. To czyste szaleństwo w wieku dwudziestu ośmiu lat zadurzyć się w szesnastolatce.

– Czy rodzice wyprawią ci przyjęcie urodzinowe? – Rozmawiał z nią jak z dzieckiem, choć patrząc na nią, widział kobietę.

Roześmiała się i potrząsnęła głową.

– Nie… – Jak miała mu powiedzieć, że ma niewiele koleżanek, że dziewczęta nienawidzą jej za to, iż jest piękna, choć w głębi duszy nie rozumiała ich niechęci. – Tatuś obiecał mi, że może w przyszłym miesiącu zabierze mnie do San Francisco. – Chciała go spytać, czy wciąż tam będzie, ale nie zrobiła tego. Musieli udawać obojętność, musieli udawać, że nie rozumieją, co do siebie czują pomimo dużej różnicy wieku i głębokiej przepaści, dzielącej światy, w których żyli.

Jakby czytając w jej myślach, odpowiedział na pytanie, którego nie śmiała zadać.

– Za kilka dni wracam do Nowego Jorku. Dostałem propozycję pracy w jednej z kancelarii prawniczych z Wall Street. To światowe centrum finansowe. – Poczuł się głupio, wyjaśniając jej to. Uśmiechnął się i przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, cały czas opierając się o drzewo. Tak mu się trzęsły nogi, że bał się, iż nie ustoi o własnych siłach. – To podobno niezła firma. – Chciał wywrzeć na niej wrażenie, ale właściwie nie musiał się trudzić. I tak jej imponował, i to czymś więcej niż jakąś tam posadą na Wall Street.

– Cieszy się pan na tę pracę? – Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, jakby chciała mu zajrzeć w głąb duszy.

Niemal się zląkł, że jej się to uda; prawdopodobnie zobaczyłaby mężczyznę przerażonego swoimi uczuciami dla tej dziewczyny… Nigdy dotąd nie myślał tak o żadnej kobiecie. Nie był pewien, co go tak pociągnęło: jej uroda czy też wyraz jej oczu. Wiedział, że jest w niej coś niezwykłego i niepospolitego, choć nie potrafił tego określić. Przez cały ostatni rok prześladowały go myśli o Crystal, mimo że na wszelkie sposoby starał się o niej zapomnieć. Teraz, stojąc tuż obok dziewczyny, czuł napięcie spowodowane jej bliskością.

– Chyba tak. Choć trochę się boję. – Łatwo mu przyszło przyznać się do tego. – To wspaniała posada, moja rodzina byłaby rozczarowana, gdybym nie spełnił pokładanych we mnie nadziei. – Ale w tej chwili rodzina wydawała mu się nieważna. Teraz liczyła się tylko Crystal.

– Czy jeszcze kiedyś przyjedzie pan do Kalifornii? – Spojrzała na niego tak smutno, jakby ją porzucał. Oboje poczuli się tak, jakby coś tracili.

– Chciałbym tu jeszcze kiedyś przyjechać. Choć prawdopodobnie nie nastąpi to szybko – oświadczył poważnie i przez chwilę pożałował, że w ogóle tu przyjechał. Byłoby mu łatwiej, gdyby się z nią nie spotkał drugi raz. Ale musiał tu przyjechać. Od tygodni wiedział, że musi się z nią zobaczyć. Przyglądała mu się swymi mądrymi oczami, w których czaiła się samotność. Dzisiejsze spotkanie było jak prezent. Zawsze z radością wróci do niego wspomnieniami. Spencer stał się dla niej bohaterem marzeń, niemal jak gwiazdorzy filmowi. Był równie odległy, nierealny i niedostępny, jak oni, mimo że jego spotkała naprawdę. Między nimi a Spencerem istniała tylko jedna różnica: w Spencerze była zakochana.

– Hiroko spodziewa się dziecka -powiedziała, żeby zmienić smętny nastrój.

Westchnął i odwrócił głowę, jakby chciał zaczerpnąć nieco świeżego powietrza i zmusić się do pomyślenia o kimś innym niż Crystal.

– Bardzo się ucieszyłem, kiedy się o tym dowiedziałem. – Uśmiechnął się do niej lekko, zastanawiając się, kiedy ona wyjdzie za mąż i będzie miała dzieci. Niewykluczone, że gdy przyjechałby tu jeszcze raz, zastałby Crystal otoczoną przez gromadkę maluchów, uczepionych jej spódnicy. Miałaby męża, zbyt często zaglądającego do kieliszka i raz w tygodniu zabierającego ją do pobliskiego kina. Na myśl o tym ogarnęły go mdłości. Nie chciał, by Crystal spotkał taki los. Zasługiwała na coś lepszego. Różniła się od pozostałych mieszkańców doliny. Była niczym gołębica osaczona przez stado pawic, które – jeśli tylko nadarzyłaby się okazja – zadziobałyby ją, a może nawet pożarły. Nie zasłużyła sobie na to. A1e wiedział, że nie może nic zrobić, by dziewczynę uchronić przed taką przyszłością. – Będzie z niej wspaniała matka. – Słowa te odnosiły się do Hiroko, ale przez ułamek sekundy przemknęło mu przez głowę, czy wymawiając je nie miał na myśli Crystal.

Crystal jedynie skinęła głową i lekko odepchnęła się od ziemi jedną nogą. Miała te same białe pantofelki co rok temu na ślubie Becky, ale tym razem nie zsunęła ich z nóg, obleczonych w nową parę nylonów.

– Może kiedyś przyjedziesz do Nowego Jorku. – Powiedział to, by dać sobie jakiś promyczek nadziei, ale oboje wiedzieli, że taka podróż jest mało prawdopodobna.

– Mój ojciec był raz w Nowym Jorku. Opowiadał mi o tym mieście.

Spencer uśmiechnął się z zadumą. Żył w świecie tak różnym od jej świata. Gdy sobie to uświadomił, poczuł bolesny skurcz serca.

– Wydaje mi się, że Nowy Jork by ci się spodobał. – Z największą przyjemnością pokazałby jej miasto… może kiedy będzie starsza…

– Wolałabym zobaczyć Hollywood. – Rozmarzonym wzrokiem spojrzała w niebo i przez chwilę znów sprawiała wrażenie małego dziecka. Dziecka śniącego o Hollywood i karierze gwiazdy filmowej. Było to równie szalone marzenie, jak jego myśli o wspólnym z nią życiu, ale nie powiedział tego na głos.

– A kogo pragnęłabyś spotkać w Hollywood? – Chciał poznać jej ulubionych gwiazdorów filmowych, o których rozmawiała i marzyła. Chciał wiedzieć o niej wszystko, łudząc się cichą nadzieja, że się może wtedy rozczaruje. Musi zapomnieć o tej dziewczynie raz na zawsze, i to jeszcze zanim opuści Kalifornię. Prześladowała go przez cały ubiegły rok. Nieraz myślał, by przyjechać w odwiedziny do Boyda, choć wiedział, że zrobiłby to tylko dlatego, żeby się spotkać z Crystal. Ale bojąc się popaść w ostateczny obłęd, którego zdawała się przyczyną, rozmyślnie nie pojawiał się tu, aż do dziś… tuż przed wyjazdem z Kalifornii. Ale teraz było już za późno. Wiedział, że nigdy jej nie zapomni.