– Wszystko w porządku. Było mi trudno znaleźć pracę, bo wszyscy wrócili do domów jednocześnie. Ale jakoś sobie radzimy. – Hiroko obserwowała go, jej oczy nie zdradzały niczego. Spencer skinął głową.

– Cieszę się. – Martwił się o nich i nieraz wyrzucał sobie, że zerwał z nimi kontakt. Bardzo się troszczył o Boyda, kiedy ten był jego podkomendnym, i bardzo przeżywał jego ślub z Hiroko. Z ulgą słuchał, że jakoś się im ułożyło. Znał takich, którzy znaleźli się w gorszym położeniu, bo nie zaakceptowały ich rodziny, dlatego że przywieźli sobie z wojny żony. Niektórzy się rozpili, inni popełnili samobójstwo, zostawiając kobiety zdane same na siebie w tym bezwzględnym kraju. Ale Websterowie sprawiali wrażenie szczęśliwych, a co ważniejsze – wciąż byli razem. – Czy przyjedziesz kiedyś do San Francisco?

Boyd uśmiechnął się i potrząsnął głową. Mieli tu nielekkie życie, zresztą i tak nie mieliby pieniędzy na benzynę na taką wyprawę, ale nie powiedział tego Spencerowi. Był młody i dumny, wierzył, że dadzą sobie radę.

– Powinieneś mnie kiedyś odwiedzić. Został mi jeszcze jeden rok nauki, zanim zostanę prawnikiem. Straszne, prawda? – Roześmiali się obaj, ale Boyda wcale nie zdziwiło to, co usłyszał. Nawet w czasie wojny Spencer sprawiał wrażenie człowieka sukcesu. Był powszechnie lubiany przez żołnierzy i oficerów. Boyd zawsze wiedział, że pewnego dnia Spencer zostanie kimś. Według niego ukończenie studiów prawniczych stanowiło dopiero pierwszy szczebel w karierze przyjaciela. Spencer rozejrzał się wkoło, po chwili ich spojrzenia znów się spotkały. – Jaka jest żona Toma? Wygląda na miłą dziewczynę.

– I taka jest. To przyjaciółka mojej siostry. – Znowu wybuchnęli śmiechem. Spencer niemało słyszał o Ginny Webster. Przysyłała Boydowi swoje zdjęcia w kostiumie kąpielowym i prosiła brata, by znalazł jej jakiegoś żołnierza, z którym mogłaby korespondować. Była wtedy nastolatką, miała rude włosy i piegi, jak jej brat, ale już wtedy miała niezwykłą figurę. – Wyattowie to porządni ludzie. Tom będzie pracował na ranczo razem z ojcem Becky. – Boydowi wydawało się to prawdziwą opatrznością boską, ale nagle speszył się, bo pomyślał, że to znacznie mniej fascynujące, niż studiowanie prawa w Stanford. Ale Spencer miał ogromny szacunek dla pracy. Rozejrzał się wkoło, nie kryjąc podziwu. Ranczo sprawiło na nim duże wrażenie, goście, rozmawiający w cieniu drzew, wyglądali na porządnych, solidnych ludzi. – Tad Wyatt to wspaniały człowiek. Szczęściarz z tego Toma.

– Podobnie jak z ciebie – powiedział cicho Spencer, spoglądając na Hiroko i jej męża życzliwie i z odrobiną zazdrości. Nie miał nikogo, nikogo nie kochał, nikt też nie kochał, jego tak, jak Hiroko kochała swego męża. Trochę im tego zazdrościł. Znał wiele kobiet i pędził beztroskie życie. Miał dwadzieścia siedem lat i nie spieszył się do założenia własnej rodziny. Najpierw chciał ukończyć studia i wrócić do Nowego Jorku. Jego ojciec był sędzią i to on przekonał go, że najlepszą rzeczą, jaką Spencer może zrobić, to zostać prawnikiem. Z dyplomem ukończenia wydziału prawa, z kontaktami, nawiązanymi na takim uniwersytecie, jak Stanford, czekało go ciekawe życie. Przed człowiekiem o takiej aparycji i sposobie bycia, jak Spencer Hill, zawsze wszystkie drzwi stały otworem. Wiódł interesujące życie i gdziekolwiek się znalazł, z miejsca zdobywał sobie sympatię otoczenia. Był uczciwy, przystojny i cholernie bystry. Dzięki temu podczas wojny nieraz uratował życie swoje i swoich ludzi. Brak doświadczenia nadrabiał pomysłowością i odwagą. – Czy mogę się wmieszać w tłum gości?

Boyd roześmiał się.

– Oczywiście. Chodź, przedstawię cię swojej siostrze.

– W końcu – zażartował Spencer Hill. – Czy ją rozpoznam? Widziałem Ginny dotąd tylko w kostiumie kąpielowym. – Ruszyli wolno w stronę gości.

Spencer dostrzegł rudowłosą dziewczynę o wspaniałej figurze, ubraną w obcisłą, różową sukienkę, i natychmiast zorientował się, że tylko ta roześmiana, lekko pijana, wciąż trzymająca bukiet przywiędłych kwiatów panna mogła być siostrą Boyda. Boyd przedstawił ich sobie i Ginny zarumieniła się jak piwonia, kiedy Spencer uścisnął jej dłoń, mówiąc, jak dzielnie spisywał się jej brat na Pacyfiku.

– Nigdy mi nie powiedział, że jest pan taki przystojny, panie kapitanie. – Zachichotała i przytuliła się do niego. Spencer poczuł tanie perfumy i wino.

Potem Boyd przedstawił go ich ojcu. Starszy pan, ściskając dłoń Spencera, obrzucił swego syna spojrzeniem pełnym dezaprobaty, dowodzącym jasno, że panowały między nimi napięte stosunki. Łatwo się było domyślić, że powodem tego stała się Hiroko. Spencer przez chwilę wspominał z Boydem i Tomem lata wojny, a potem przeprosił ich, by nalać sobie szklaneczkę wina domowej roboty. Wdał się w pogawędkę z kilkoma gośćmi, potem zaś oddalił się, by postać przez moment samotnie w cieniu drzew. Spokój wiejskiego krajobrazu poruszył w nim jakąś nieznaną strunę. Życie tak całkowicie wypełniały mu codzienne sprawy i nauka, że rzadko miał czas, by wyjechać poza miasto. Poczuł się jakby przeniesiony w przeszłość. Starsi siedzieli pod drzewami, białe obrusy na stołach powiewały lekko na wietrze, z oddali dobiegał krzyk rozbieganej dzieciarni. Wystarczyło zamknąć oczy, by wyobrazić sobie, że znalazł się we Francji z ubiegłego stulecia. Ludzie rozmawiali i śmiali się, na horyzoncie ciągnęły się wzgórza, a on stał pod olbrzymim drzewem. W pewnej chwili poczuł, że ktoś mu się przygląda. Odwrócił się i ujrzał wpatrzoną w siebie śliczną dziewczynę. Stała boso, była wyższa niż większość obecnych tu panien, ale nie miał najmniejszych wątpliwości, że to jeszcze dziecko. Dziecko o figurze kobiety. Wydawało mu się, że swymi wielkimi niebieskimi oczami przeszywa go na wylot. Wdzięcznym ruchem ręki odgarnęła z twarzy jasnoblond włosy. Stał bez ruchu, zaskoczony jej urodą. Ich spojrzenia spotkały się w końcu. Patrzył nie mogąc oderwać od niej wzroku. Nigdy nie widział kogoś równie pięknego i niewinnego. Bosonoga rusałka w prostej sukience. Zapragnął wyciągnąć rękę i dotknąć jej.

– Cześć – odezwał się pierwszy, a ona sprawiała wrażenie, jakby się bała odpowiedzieć. Chciał się do niej uśmiechnąć, ale sparaliżowała go spojrzeniem. Nie pamiętał, by u kogokolwiek widział oczy o takim odcieniu błękitu, odcieniu letniego nieba o poranku. – Dobrze się bawisz? – Zabrzmiało to głupio, ale przecież nie mógł jej ni stąd, ni zowąd oświadczyć, że jest piękna, choć gdy tak na niego patrzyła, to właśnie pragnął jej powiedzieć. Uśmiechnęła się i zaczęła wolno iść w jego stronę. Przypominała młodą łanię, wynurzającą się z lasu. Ciekawa była, kim jest; czytał to z jej oczu. Bał się, że ją spłoszy, jeśli się poruszy. Pozwolił, aby podeszła do niego. Chciał wyciągnąć rękę, by ją przyciągnąć bliżej.

– Jest pan przyjacielem Toma? – Miała głęboki, śpiewny głos, tak jedwabisty, jak jej jasnoblond włosy, które zdawały się prosić, by ich dotknąć. Ale musiał zachować przynajmniej jakieś pozory normalności. Była przecież jeszcze dzieckiem. Zdumiewało go to, co czuł. Nie dostrzegł w dziewczynie nic z wyzywającego zachowania Ginny Webster. Biła od niej natomiast delikatna zmysłowość, niczym od wonnego kwiatu, rosnącego na szczycie wzgórza.

– Służyliśmy razem w armii podczas wojny.

Skinęła głową, jakby spodziewała się takiej odpowiedzi. Wiedziała, że nigdy przedtem go nie spotkała. Mówiąc prawdę, nigdy nie spotkała nikogo takiego. Jego ogłada i subtelność fascynowały ją. Wszystko w nim było nieskazitelne i wytworne, od idealnie skrojonego blezera przez śnieżnobiałe spodnie i jaskrawoczerwony jedwabny krawat aż po wypielęgnowane dłonie. Ale najbardziej zachwyciły ją oczy Spencera. Było w nim coś, co przyciągało jak magnes.

– Zna pan Boyda Webstera? – Przechyliła głowę na bok, fala włosów opadła jej na ramię. – Walczył w Japonii razem z Tomem.

Skinął głową. Zastanawiał się, kim jest jego rozmówczyni, jakby miało to jakieś znaczenie.

– Znam ich obu. – Nie powiedział jej, że był ich dowódcą.Wydawało mu się to nieistotne. – I Hiroko też. Znasz ją?

Wolno pokręciła głową.

– Nikomu nie wolno z nią rozmawiać.

Pokiwał głową. Współczuł im, ale wcale nie zaskoczyło go to, co usłyszał. Bał się tego od samego początku; a teraz ta zdumiewająca istota potwierdziła jego obawy.

– Wielka szkoda. To miła dziewczyna. Byłem na ich ślubie. – Rozmowa z nią sprawiała mu trudność. Kiedy patrzył na tę młodą dziewczynę, wszystko w nim aż się skręcało z pragnienia. W pewnej chwili pomyślał, czy przypadkiem nie zwariował. Przecież to jeszcze dziecko, powiedział sobie. Nie może mieć więcej niż czternaście, piętnaście lat, a mimo to sprawiła, że zaparło mu dech w piersiach.

– Mieszka pan w San Francisco? – Musiał stamtąd pochodzić. Mieszkańcy doliny wyglądali inaczej, a nie wyobrażała sobie, by mógł tu ktoś przyjechać skądś dalej niż z San Francisco.

– Chwilowo. Właściwie mieszkam w Nowym Jorku, ale teraz chodzę do szkoły w San Francisco. – Uśmiechnął się, a ona odpowiedziała mu głośnym śmiechem, perlistym niczym górski strumień. Podeszła trochę bliżej. Pozostałe dzieci bawiły się nieco dalej i najwyraźniej nie odczuwały braku jej obecności.

– Do jakiej szkoły? – Oczy miała błyszczące i wyraziste. Wyczuł, że pod pozorem nieśmiałości kryje się figlarność.

– Prawniczej.

– O, nauka w niej musi być trudna.

– Zgadza się. Ale zarazem interesująca. A co ty robisz? – Wiedział, że to głupie pytanie. Cóż innego mogła robić dziewczyna w jej wieku, niż chodzić do szkoły i bawić się z koleżankami z doliny.

– Chodzę do szkoły. – Wyrwała długie źdźbło trawy i zaczęła się nim bawić.

– Lubisz się uczyć?

– Zależy kiedy.

– To całkiem normalne. – Znów się do niej uśmiechnął. Ciekaw był, jak ma na imię. Najprawdopodobniej Sally albo Jane, albo Mary. Mieszkańcy tych stron na pewno noszą zwyczajne imiona. Przedstawił się jej, jakby to miało jakieś znaczenie. Skinęła głową, wciąż przyglądając mu się jak urzeczona.

– Nazywam się Crystal Wyatt. – Imię to zdawało się dla niej wprost idealne.

– Jesteś spokrewniona z panną młodą?

– To moja siostra.

Zdziwił się, że Tom nie zaczekał, aż dziewczyna dorośnie, ale może tutejsi ludzie nie zdawali sobie sprawy z tego, jaka jest piękna, choć trudno było sobie wyobrazić, że tego nie widzieli.

– Wspaniałe ranczo. Chyba przyjemnie tu mieszkać.

Uśmiechnęła się szerzej, jakby pragnąc podzielić się z nim jakąś tajemnicą.

– Dalej, blisko wzgórz, jest jeszcze ładniej. Płynie tam rzeka, której stąd nie widać. Czasami jeżdżę tam razem z tatusiem. Dopiero tam jest ślicznie. Jeździ pan konno? – Była go ciekawa, prawie tak samo jak on jej.

– Tak, choć niezbyt dobrze. Ale lubię jeździć na koniu. Może pewnego dnia wrócę tu znów i wtedy razem ze swym tatusiem pokażesz mi wzgórza. – Skinęła głową, jakby spodobał jej się ten pomysł. Ktoś zawołał ją. W pierwszej chwili zignorowała to, ale potem odwróciła się i natychmiast tego pożałowała. Wołał ją brat. Spencer poczuł, że serce mu zamarło. W końcu zauważyli jej nieobecność. – Miło mi się z tobą rozmawiało. – Wiedział, że za chwilę Crystal się oddali. Pragnął wyciągnąć rękę i dotknąć jej choć na moment. Bał się, że już nigdy więcej nie zobaczy dziewczyny, i chciał, żeby czas zatrzymał się w miejscu, by mógł na zawsze zapamiętać tę chwilę, kiedy stali razem pod drzewami… nim dorośnie… nim odejdzie… nim życie ją odmieni.

– Crystal! – rozległo się chóralne wołanie. Nie można go było puścić mimo uszu. Odkrzyknęła, że za chwilę do nich dołączy.

– Czy naprawdę kiedyś pan tu jeszcze przyjedzie? – spytała, jakby czuła to samo co on, jakby nie chciała, żeby zniknął z jej życia. Nigdy nie widziała nikogo równie przystojnego, może z wyjątkiem gwiazdorów filmowych, których fotosy zdobiły ściany jej pokoju. Ale on był inny, bo istniał naprawdę. I rozmawiał z nią wcale nie jak z dzieckiem.

– Bardzo bym chciał. Teraz, kiedy wiem, że zamieszkał tu Boyd, może wpadnę go kiedyś odwiedzić. – Skinęła głową, jakby w milczącej aprobacie. – Przy okazji spotkałbym się też z Tomem… – Urwał niespodziewanie, bo chciał dodać "i z tobą", a wiedział, że nie wolno mu tego powiedzieć. Jeszcze by sobie pomyślała że zwariował. Może to wpływ wina, tłumaczył sobie, może wcale nie jest taka piękna, jak sobie wyobraził. Wrażenie zostało zapewne wywołane nastrojem chwili, atmosferą ślubu. Ale wiedział, że oszukuje sam siebie.

Rzuciła mu ostatnie spojrzenie i nieśmiały uśmiech, skinęła ręką i wróciła do swych rówieśników. Przez dłuższy czas obserwował Crystal. Widział, jak brat powiedział coś do niej, pociągnął dziewczynę za włosy, a ona zaczęła go gonić, śmiejąc się i przekomarzając z nim, jakby zapomniała, że w ogóle spotkała Spencera. Ale kiedy skierował się w stronę, gdzie stali Boyd i Hiroko, odwróciła się do niego i zatrzymała na moment, spoglądając badawczo, jakby chciała mu coś powiedzieć. Nie odezwała się jednak ani słowem. Przed odjazdem zobaczył ją jeszcze raz. Stała na ganku, rozmawiając z matką. Nie ulegało wątpliwości, że besztano ją za coś. Zaniosła ciężki półmisek do kuchni i nie wyszła już z domu. Chwilę później opuścił ranczo. Przez całą drogę nie mógł przestać o niej myśleć. To dziecko z oczami kobiety było niczym dzikie źrebię, piękne, wolne i nieposkromione. Roześmiał się. To szaleństwo. Wiódł życie w zupełnie innym świecie. Nie było żadnego powodu, by nagle porwała go tak czternastoletnia dziewczyna, zamieszkująca odludną Dolinę Alexander. Żadnego powodu poza jednym: nie była zwykłą dziewczyną. Świadczyło o tym choćby jej imię: Crystal. Powtarzał je podczas jazdy, pamiętając o obietnicy złożonej Boydowi i Hiroko, że po wakacjach ich odwiedzi. Może przyjedzie tu znów… może naprawdę przyjedzie… nagle, ku swemu zdumieniu, uświadomił sobie, że musi tu przyjechać.