– Nie chce bardziej ożenić się ze mną niż ja wyjść za niego. Mówiłam ci, że nie będzie chciał.

– Mówiłaś! Ha! Nic mi nie powiedziałaś, ty wywłoko! Musiałem przeczesać cały dom, żeby znaleźć dowód, którego potrzebowałem! Nadal bym nie wiedział, kim jest twój kochaś! Nie myśl, że pozwolę, żeby mu to uszło płazem!

– Mamrotał w kółko to samo: – Powiedziała mi… powiedziała mi, ha! Nic mi, do cholery, nie powiedziała…

– Tato, muszę iść na zajęcia.

– Tato, muszę iść na zajęcia - przedrzeźniał ją płaczliwym głosem, po czym wybuchnął głośnym śmiechem.

– Jeśli chcesz iść na zajęcia, to najpierw mi odpowiedz! Co on na to, że zrobił ci dziecko?

– Zaproponował mi pieniądze – odpowiedziała, zgodnie z prawdą.

– No, to już lepiej! Ile? Ile, ile, ile! – myślała gorączkowo, jaką sumę wymienić.

– Pięć tysięcy dolarów.

– Pięć tysięcy dolarów! – wybuchnął. – Tak łatwo się nie wykręci. Mój statek dopiero zawinął do portu, a on chce się wykpić marnymi pięcioma tysiącami dolców? Jeden diament z pierścionka jego starej jest wart dziesięć razy tyle!

Catherine powoli odwróciła się do niego.

– W gotówce – powiedziała, zadowolona z pożądliwego światełka, jakie jej słowa zapaliły w jego oczach.

– Co mu powiedziałaś? – Na jego twarzy malował się ów lisi wyraz, którego nienawidziła. Oznaczał, że jego mózg pracuje. Znowu kombinował, jak by tu coś dostać za nic.

– Powiedziałam mu, że z pewnością odwiedzisz jego ojca.

– No, to pierwsza inteligentna rzecz, jaką od ciebie usłyszałem, odkąd tu wszedłem!

– I tak poszedłbyś do niego. Nie zmieniłam jednak postanowienia. Możesz próbować go oskubać, ale ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego, pamiętaj. – To było jej nieugięte stanowisko. Gdyby nagle ustąpiła, z pewnością zacząłby coś podejrzewać.

– Siostro, nie masz nawet takiego rozumu, jaki Bóg dał cholernym kurczakom! – Wziął z kredensu brudną ścierkę i trzepnął nią o skraj zlewu. Ona jednak już dawno zobojętniała na zniewagi ojca, stała więc nieporuszona, pozwalając, by wypłynęła z niego cała złość. – Nie tylko nie masz dość rozumu, żeby nie zajść w ciążę, ale nie wiesz nawet, kiedy twój statek zawinął do portu! Czy ci nie powiedziałem, że właśnie teraz to się stało?

To określenie przyprawiało ją o mdłości, słyszała je wiele razy.

– Tak, tato, mówiłeś mi… tysiąc razy – powiedziała z kpiną, zanim dodała stanowczo: – Nie chcę jednak jego pieniędzy. Mam swoje plany. Obejdę się bez nich.

– Plany – prychnął – jakie plany? Nie myśl, że będziesz żerowała na mnie i wychowywała swojego bękarta tutaj, bo ja na to nie pozwolę! Nie znajduję pieniędzy na ulicy, rozumiesz?!

– Nie martw się, o nic cię nie poproszę.

– Mów, co chcesz, siostro, ale będziesz musiała odwiedzić swojego kochasia i powiedzieć mu, że ma wyłożyć kasę!

– Komu? Tobie czy mnie?

– Nie pogrywaj ze mną, siostro! Cholernie długo czekałem, żeby mój statek zawinął do portu! – Catherine zesztywniała, słysząc znowu to znienawidzone określenie.

– Wiem – skomentowała sucho, ale on i tym razem nie wyczuł jej sarkazmu.

– I teraz to się stało! – Wskazał brudnym palcem na podłogę, jakby na wytartym zielonym linoleum znajdował się garniec złota.

– Kawa ci się wygotuje. Zgaś płomień. Patrzył na ekspres niewidzącym wzrokiem, podczas gdy pokrywka podnosiła się przy każdym pyrknięciu, ale on nie zwracał uwagi na syk i zapach przypalanej kawy. Catherine poczuła nagłą rozpacz, widząc niezmienność tego człowieka i swojej sytuacji w tym domu. Wydawało się, jakby o niej zapomniał, rozmawiał teraz z ekspresem, opierając się o brzeg pieca, mamrocząc litanię, którą w miarę upływu lat powtarzał z rosnącym żarem:

– Tak, proszę pana… długi czas. I zasługuję na to, na Boga.

– Idę. Muszę złapać autobus. Wyrwał się ze swojego majaczenia, spojrzał na nią przez ramię z kwaśną miną.

– Tak, idź. Ale bądź gotowa docisnąć śruby staremu Forresterowi znowu dzisiaj wieczorem. Pięć tysięcy to gówno dla takiego bogatego skurwysyna.

Kiedy Catherine poszła, Herb oparł się o zlew i zaczął sam do siebie szeptać. Często do siebie szeptał. Mówił Herbowi, że świat się uwziął na Herba, a Herb zasługuje na lepszy los, na Boga, i Herb zamierzał się o to postarać! I żadna zarozumiała wywłoka nie pozbawi go tego, co mu się słusznie należy! W jej żyłach płynie kurewska krew jej matki. Zawsze to mówił. I czy mu tego w końcu nie udowodniła, zachodząc w ciążę? To tylko dowodzi, że jest sprawiedliwość. Tak, jest. Catherine była winna, Ada była winna – do diabła, cały cholerny świat był winien, jeśli już o tym mowa.

Nalał sobie następną kawę wzmocnioną whisky, żeby powstrzymać drgawki. Cholerne drgawki, pomyślał, to także wina Ady! Jednak po trzecim drinku był już tak spokojny jak żaba polująca na muchę. Wyciągnął rękę dla potwierdzenia tego faktu. Poczuwszy się lepiej, zaśmiał się na myśl, jaki jest sprytny. Wyczuł, że stary Forrester nie będzie chciał, by jakiś Anderson wiązał się z ich błękitną krwią! Nie minie tydzień a Forrester zapłaci, i to dobrze, żeby mieć pewność, iż nie dojdzie do ślubu pomiędzy jego wysoko urodzonym synem a ciężarną Catherine Anderson z biednej dzielnicy.

Było już prawie południe, kiedy Herb Anderson nasycił się kawą z whisky i wyszedł z domu na poszukiwanie następnego statku.

Z narożnego sklepu spożywczego Catherine przyglądała się, jak jej ojciec wychodzi, po czym pośpiesznie zatelefonowała do swojej kuzynki Bobbi Schumaker i wróciła do domu, żeby się spakować.

Podobnie jak Catherine, Bobbi studiowała na pierwszym roku na Uniwersytecie Minnesota, lubiła jednak mieszkać z rodziną. Dom kuzynki, tak różny od domu Catherine, był dla niej schronieniem w czasie dorastania, gdyż obie dziewczynki były przyjaciółkami i towarzyszkami od urodzenia. Nie miały przed sobą sekretów.

Godzinę później, podskakując na drodze w żółtym volkswagenie Bobbi, Catherine odczuła ulgę, że w końcu udało się jej uciec z domu.

– Jak poszło? – Bobbi rzuciła jej z ukosa spojrzenie przez ogromne okulary w szylkretowych oprawkach.

– Wczoraj wieczorem czy dzisiaj rano?

– W obu wypadkach.

– Nie pytaj. – Catherine ze znużeniem oparła głowę i zamknęła oczy.

– Tak źle?

– Myślę, że Forresterowie byli zaskoczeni, kiedy mój stary tam wpadł. Boże, szkoda, że nie widziałaś tego domu, to naprawdę coś.

– Czy zaproponowali, że zapłacą za wszystko?

– Clay zaproponował – przyznała Catherine.

– Powiedziałam ci, że tak zrobi.

– A ja ci powiedziałam, że odmówię. Bobbi wydęła usta.

– Dlaczego musisz być tak cholernie uparta? To także jego dziecko!

– Powiedziałam ci – nie chcę, żeby kiedykolwiek miał nade mną jakąś władzę. Gdyby zapłacił, mógłby uważać, że ma jakieś prawa.

– Nie myślisz racjonalnie! Przydałoby ci się trochę pieniędzy. Jak zapłacisz za drugi semestr?

– Tak jak za pierwszy. – Usta Catherine zacisnęły się w zdecydowaną linię, którą Bobbi tak dobrze znała. – N a d a l mam maszynę do pisania i maszynę do szycia.

– A on ma miliony ojca – odparowała sucho Bobbi.

– Och, daj spokój, Bobbi, nie są tak bardzo bogaci.

– Stu mówi, że śpią na pieniądzach. Mają ich tyle, że parę nędznych tysięcy nie ma dla nich znaczenia.

Catherine wyprostowała się i wysunęła brodę.

– Bobbi, nie chcę się kłócić. Mam dość awantur.

– Słodki stary wuj Herb znowu wstąpił na ścieżkę wojenną, co? – zapytała Bobbi ze słodyczą w głosie. Catherine skinęła głową. – Cóż, zyskałaś przynajmniej tyle, że nie będziesz musiała już tego znosić. – Kiedy Catherine nadal milczała, Bobbi powiedziała weselszym głosem: – Wiem, co myślisz, Cath, ale nie rób tego. Twoja matka wybrała wiele lat temu i to jej problem, czy będzie z tym żyła, czy to jakoś rozwiąże.

– On wpadnie we wściekłość, kiedy odkryje, że wyjechałam, i wszystko skrupi się na niej. – Catherine z ponurą miną wyglądała przez okno.

– Nie myśl o tym. Ciesz się, że udało ci się stamtąd wyrwać. Gdyby to się nie zdarzyło, zostałabyś tam na zawsze, żeby ją chronić. Poproszę mamę, żeby wpadła do was dziś wieczorem, tak że twoja nie będzie z nim sama. Posłuchaj, Cath, najważniejsze, że się stamtąd wyrwałaś. – Rzuciła na kuzynkę spojrzenie brązowych oczu i dodała z uśmiechem: – Wiesz, w pewnym sensie jestem wdzięczna Clayowi Forresterowi.

– Bobbi! – W niebieskich oczach Catherine pojawił się wesoły błysk przygany.

– Cóż, jestem. – Bobbi wyrzuciła ręce w górę, po czym ponownie schwyciła kierownicę. – Niezły ambaras.

– Obiecałaś, że nie powiesz Clayowi i nie zapominaj o tym! – przypomniała jej Catherine.

– Nie bój się – ode mnie się nie dowie, nawet jeśli uważam, że powinnaś postąpić inaczej. Połowa dziewcząt na uniwersytecie zrobiłaby wszystko, żeby wykorzystać sytuację, w której się znalazłaś, a ty kierujesz się dumą!

– Pobyt w Horizons jest darmowy. Wszystko będzie dobrze. – Catherine ponownie z rezygnacją spojrzała przez okno.

– Ale ja chcę, żeby ci było lepiej niż dobrze, Cath. Czy nie widzisz, że czuję się odpowiedzialna? – Bobbi wysunęła rękę, żeby dotknąć ramienia kuzynki, i ich spojrzenia ponownie się spotkały.

– Nie jesteś odpowiedzialna. Ile razy mam ci to powtarzać?

– Przedstawiłam cię Clayowi Forresterowi.

– Owszem, ale to wszystko, co zrobiłaś, Bobbi. Sama się w to wpakowałam.

Kłóciły się na ten temat wiele razy. Zawsze potem Bobbi czuła się smutna i przygnębiona.

– On będzie o ciebie pytał – powiedziała cicho.

– Musisz po prostu skłamać i powiedzieć, że nie wiesz, gdzie jestem.

– Nie podoba mi się to. – Usta Bobbi skrzywiły się w grymasie.

– Mnie także się nie podoba, że muszę zostawić matkę, ale takie jest życie, jak lubisz powtarzać.

– Pamiętaj tylko, żeby się trzymać tego, co postanowiłaś, kiedy będzie cię kusiło, żeby się poddać i zobaczyć, jak jej się wiedzie.

– To właśnie mnie niepokoi. Będzie się zamartwiała, biedaczka.

– Tylko przez jakiś czas. Pocztówki ją przekonają, że dobrze ci się wiedzie, a twój stary nie będzie cię szukał na uniwersytecie. Nie ma sposobu, żeby się dowiedział, że nadal jesteś w mieście. Jak tylko dziecko się urodzi, będziesz znowu mogła zobaczyć się z matką.

Catherine zwróciła na kuzynkę błagalne spojrzenie.

– Ale ty będziesz do niej wpadała, żeby zobaczyć, jak się miewa, i… dasz mi znać, czy u niej wszystko w porządku, prawda?

– Powiedziałam ci, że tak, więc się odpręż, i pamiętaj… że jak mama zda sobie sprawę, iż miałaś dość odwagi, by się spakować i go zostawić, sama może zdobędzie się na taki krok.

– Wątpię w to. Coś ją tu trzyma… coś, czego nie rozumiem.

– Nie usiłuj zrozumieć świata i jego problemów, Cath. Masz dość własnych.

Od chwili kiedy Catherine po raz pierwszy zobaczyła Horizons, poczuła się spokojna. Był to wielopokojowy, potwornie brzydki dom z przełomu wieków. Wokół niego biegł obszerny ganek, nie zadaszony, ozdobiony frędzlami przez kolejnych mieszkańców. Rośliny zwieszające się z kwietników wyglądały na zwarzone, jakby je dopadł późnowrześniowy przymrozek, podobnie jak klony rosnące wzdłuż alejki. Z ganku wchodziło się do obszernego holu, oddzielonego od salonu kolumnami pomalowanymi na pożółkły kolor kości słoniowej. Schody po lewej stronie korytarza tworzyły w drodze na górę dwa zakręty. Bogato rzeźbiona poręcz i toczone balaski świadczyły o dawno minionej świetności. Salon i zarazem jadalnia przypominały słoneczną, wygodną jaskinię. Barwne światło sączyło się przez stare witraże, malując pokój kolorami ametystu, granatu, szafiru i szmaragdu. Promienie padały przez kwietny wzór, niezmiennie od osiemdziesięciu lat albo i dłużej. Szerokie deski podłogowe i boazeria zostały jakimś cudem zachowane. W pokoju stała sofa i krzesła obite tapicerką o bardzo różnych wzorach, które w jakiś sposób wydawały się tu bardziej odpowiednie niż najstaranniej wybrany komplet. Krzesła otaczały stoły o wytartych blatach. Raził jedynie telewizor, teraz wyłączony, kiedy Catherine i Bobbi stanęły w holu, patrząc, jak trzy dziewczyny sprzątają pokój.

Jedna z nich klęczała sortując gazety, druga czyściła odkurzaczem podłogę, trzecia odkurzała stoliki. Jakaś dziewczynka pochylała się nad stołem jadalnym, przy którym z łatwością mogła się pomieścić cała futbolowa drużyna Minnesoty. Nagle wyprostowała się, położyła dłoń na swoim krzyżu i odgięła się do tyłu, pokazując wystający duży brzuch. Nie miała więcej niż pięć stóp wzrostu i jej piersi nie były jeszcze w pełni rozwinięte. Mogła mieć mniej więcej trzynaście lat, a była już przynajmniej w ósmym miesiącu ciąży. Gdy spostrzegła Catherine i Bobbi, na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech.

– Hej, dziewczyny, mamy towarzystwo! – krzyknęła.

Odkurzacz zamilkł. Dziewczyna sortująca magazyny podniosła się z kolan, ta, która odkurzała, zarzuciła sobie ścierkę na ramię i wszystkie natychmiast podeszły do kolumnady.