– Wygląda na to, że pojechali – powiedział, nie dostrzegając na podjeździe samochodu Andersona.

– Wobec tego będziesz musiał odwieźć mnie do domu – powiedziała, po czym dodała, odwracając twarz do okna:

– Przepraszam za kłopot. Zatrzymał się przed skrzyżowaniem i siedział z udawaną cierpliwością. Kiedy Catherine nadal z uporem wpatrywała się w okno, był zmuszony zapytać:

– Dobrze, w którą stronę?

W błękitnobiałym świetle ulicznej latarni dostrzegła jego bezczelną pozę: dłoń oparta niedbale o kierownicę, ramię lekko odchylone w stronę drzwi.

– Ty rzeczywiście nic nie pamiętasz z tamtej nocy?

– Pamiętam to, co chcę pamiętać. Ty o tym pamiętaj.

– Uczciwie postawiona sprawa – stwierdziła, po czym obojętnym tonem podała mu adres, udzielając zwięzłych wskazówek, jak dojechać.

Jazda z Ediny do północnego Minneapolis zabrała dwadzieścia minut – długich, coraz bardziej nieprzyjemnych minut, w czasie których ich gniew topniał mniej więcej w takim tempie, w jakim wzrastała prędkość, z jaką Clay prowadził. Gdy zaniechali słownej potyczki, słychać było jedynie warkot silnika. Przemierzali uśpione miasto, które tylko od czasu do czasu wdzierało się w ich świat za sprawą mijanej latarni. W obrębie tego świata zagnieździła się nieproszona intymność, niczym niechciany gość, którego obecność zmusza gospodarza i gospodynię do uprzejmości. Cisza nabrzmiała nie wypowiedzianymi słowami – obawami, strachem, zmartwieniami. Każde z nich bardzo pragnęło rozstania i pozbycia się tego napięcia, jednakże rozejście się w tym stanie rzeczy wydało się obojgu zbyt trudne. Kiedy Clay wziął ostatni zakręt i wjechał na jej ulicę, samochód ledwo się toczył.

– Który… – Głos mu się załamał i musiał odchrząknąć. – Który dom?

– Trzeci z prawej.

Samochód zatrzymał się przy krawężniku i Clay z zamierzoną powolnością włączył jałowy bieg, po czym zmienił światła na postojowe. Teraz mogła uciec, ale co dziwne, została.

Clay pochylił się nad kierownicą w sposób, do którego Catherine już się zaczęła przyzwyczajać. Skierował wzrok na ciemny dom, a następnie na nią.

– Nic ci się nie stanie? – zapytał.

– Nic. A co z tobą?

– Boże, nie wiem. – Odchylił się w tył i zamknął oczy. Catherine przyglądała się, jak jabłko Adama na jego szyi podnosi się i opada.

– Cóż… – Położyła dłoń na klamce.

– Nie powiesz mi, jakie masz zamiary?

– Nie, ale wiedz, że mam pewne plany.

– A co z twoim ojcem?

– Wkrótce wyjadę. Tyle ci powiem. Jestem jego asem w rękawie, a kiedy mnie nie będzie, nie będzie miał czym cię straszyć.

– Nie myślałem o sobie, myślałem o tobie, o tym, co się stanie, gdy wejdziesz do środka.

– Nie zadawaj takich pytań, dobrze?

– Zmusił cię do przyjścia do nas dzisiaj wieczorem, prawda? – W jego głosie brzmiało napięcie.

– Powiedziałam, żadnych pytań, panie Forrester – odparła niepokojąco łagodnym głosem.

– Wiesz, czuję się okropnie, że pozwalam ci tak odejść.

– Cóż, wobec tego jest nas dwoje. Blade światło padające z deski rozdzielczej pozostawiało ich oczy w cieniu, jednak w jakiś sposób przekazali sobie wiele. Catherine gwałtownie odwróciła wzrok od jego twarzy, nie chciała bowiem, by prześladował ją wyraz smutku, jaki się na niej malował. Otworzyła drzwi i zapaliło się górne światło. Clay wyciągnął rękę, żeby ją zatrzymać. Ciepło jego dotyku paliło ją przez rękaw płaszcza. Odsunęła się powoli i odwróciła głowę. W łagodnym świetle dojrzał na jej szyi trzy fioletowe sińce, jeden pod drugim. Zanim zdołała temu zapobiec, palce Claya prześlizgnęły się po tym miejscu. Catherine skuliła się, opuszczając nisko brodę.

– Nie rób tego! – Jej oczy były szeroko rozwarte, dzikie, wyzywające.

Głosem pełnym napięcia Clay zapytał:

– On to zrobił, prawda? Nie było sensu zaprzeczać, przyznanie się byłoby głupotą.

Mogła jedynie unikać odpowiedzi wprost.

– Nie waż się mi współczuć – ostrzegała go. – Teraz bym tego nie zniosła.

– Catherine… – Nie wiedział, co powiedzieć. Nie chciał wplątywać się w jej życie, a jednak się wplątał. Ona nie może wysiąść z tego samochodu i odejść z ich dzieckiem w jakąś niewyraźną przyszłość. Oboje zdali sobie sprawę, jak bardzo był już zaangażowany w jej życie.

– Czy mógłbym dać ci chociaż trochę pieniędzy? – zapytał prawie szeptem.

– Nie… proszę… nie chcę nic od ciebie bez względu na to, czy mi wierzysz czy nie.

Teraz już jej wierzył.

– Czy skontaktujesz się ze mną, jeśli zmienisz zdanie?

– Nie zmienię. – Wyswobodziła łokieć z uścisku jego palców.

– Powodzenia – powiedział, nie spuszczając z niej wzroku.

– Tak, tobie też tego życzę. Następnie pochylił się, żeby otworzyć jej drzwi, a wtedy grzbietem dłoni lekko musnął jej brzuch, sprawiając, że dostała gęsiej skórki. Szybko wysiadła.

– Hej, poczekaj chwilę… – Pochylił się na siedzeniu, wpatrując się w nią z dziwnie smutnym wyrazem oczu i ust. – Ja… Jak masz na nazwisko, bo nie pamiętam, Catherine?

– Anderson. Nazwisko jest tak popularne, że łatwo je zapomnieć.

Odwróciła się i wbiegła do domu.

Kiedy zniknęła, Clay Forrester, odziany w drogą, szytą na miarę sportową marynarkę, objął ramionami kierownicę swojego kosztownego sportowego samochodu, położył na nich swą dobrze przystrzyżoną głowę, wiedząc, że jak długo będzie żyć, nie zapomni jej nazwiska.

ROZDZIAŁ 3

Na dole paliła się jedynie lampka na konsoli. W jej świetle Clay dostrzegł swe odbicie w lustrze. Zobaczył ściągnięte brwi. Catherine Anderson, pomyślał. Catherine Anderson. Ponieważ nie spodobało mu się to, co zobaczył, szybko zgasił światło.

Na górze drzwi do sypialni rodziców były otwarte. Lampa z ich pokoju rzucała na korytarz snop światła. Clay zatrzymał się z rękami opartymi na biodrach, wpatrując się w podłogę w sposób, w jaki to zwykle czynił, gdy był zmartwiony, i zastanawiał się, co im powiedzieć.

– Clay? Słyszeliśmy, jak wróciłeś. Wejdź. – Ojciec podszedł do otwartych drzwi. Stojąc w cieniu, Clay przyglądał mu się, jego ciężkiej welurowej bonżurce, opadającej na spodnie niczym krótkie kimono. Włosy okalały zdrową twarz starszego pana miękkimi srebrnymi falami. Przez chwilę Clay chciał objąć ojca za szyję i wtulić twarz w te srebrne fale, poczuć przy swoim policzku jego opalony policzek, jak wówczas kiedy był dzieckiem i przybiegał rano po uścisk.

– Nie chciałem, żebyście ty i mama tak długo na mnie czekali.

– Tak czy owak nie mogliśmy spać. Wejdź. Dywan koloru kości słoniowej tłumił kroki ojca, kiedy Clay podążył za nim. Zastał matkę ubraną w elegancki kremowy szlafrok, ze stopami podwiniętymi w rogu szaroniebieskiego krzesła obitego jedwabiem.

Miał wrażenie, że czas cofnął się o dwadzieścia lat. Jako że każde z nich podążało własnymi ścieżkami, rzadko przebywali razem nie ubrani wyjściowo. Teraz nie było wytwornego kostiumu, wysokich obcasów i biżuterii. Na brzegu krzesła siedziała skulona, nieszczęśliwa kobieta. Clay ponownie miał to dziwne uczucie, jakiego doznał w korytarzu. Chciał wtulić twarz w jej kolana i znowu być jej małym chłopczykiem. Powstrzymał go jednak wyraz twarzy matki.

– Wypiliśmy właśnie po kieliszku białego wina, żeby uspokoić zszarpane nerwy – powiedział ojciec, przechodząc przez pokój, by napełnić kieliszek trunkiem z kryształowej karafki, podczas gdy Clay usiadł na takim samym krześle, jak krzesło matki. – A ty się napijesz?

– Nie, dziękuję. – Z ironią pomyślał: wino, zdradzieckie wino.

– Clay, niczego nie zakładamy. Jeszcze nie – zaczął ojciec. – Nadal czekamy na twoją odpowiedź.

Clay spojrzał na zaniepokojoną twarz matki, na całą jej postać, która milcząco błagała o jedno: nie chcę wiedzieć tego, co może być prawdą. Ojciec stał z kieliszkiem w dłoni, wpatrując się w niego, czekając.

– Wygląda na to, że Catherine ma rację – wyznał Clay, nie mogąc oderwać wzroku od zmieniającego się wyrazu twarzy matki, jej rozszerzających się oczu, które wpatrywały się w niego przez chwilę, zanim poszukały wzroku męża. Claiborne jednak badał wyraz malujący się na twarzy syna.

– Czy jesteś pewny, że to twoje? – zapytał bez ogródek Claiborne.

Clay pocierał ręką o rękę, pochylony do przodu, wpatrywał się w podłogę.

– Tak mi się wydaje.

Zaskoczona Angela wyraziła to, co ona i jej mąż roztrząsali przez ostatnie kilka godzin.

– Och, Clay, dzisiaj nawet jej nie poznałeś. Jakże może to być prawda?

– Spotkałem ją tylko raz, dlatego w pierwszej chwili jej nie poznałem.

– Jak widać, raz wystarczyło! – rzucił oschłym tonem Claiborne.

– Zasługuję na to, wiem.

Nagle jednak Claiborne Forrester ojciec stał się Claiborne'em Forresterem adwokatem. Przez chwilę chodził tam i z powrotem po pokoju, a następnie zatrzymał się tuż przed synem, machając kieliszkiem, jak często wymachiwał palcem na klienta, zbyt szybko przyznającego się do winy.

– Clay, chcę, żebyś był zupełnie pewny, że jesteś odpowiedzialny za to, zanim pójdziemy krok dalej, rozumiesz?

Clay westchnął, wstał i przeczesał włosy szczupłymi palcami.

– Ojcze, doceniam twoją troskę i… uwierz mi… kiedy dowiedziałem się, po co ona tutaj przyszła, byłem równie zaskoczony jak ty. Dlatego zabrałem ją na przejażdżkę. Pomyślałem, że jest może dziewczyną szukającą żyły złota, która próbuje mnie przypisać winę, ale wydaje mi się, że tak nie jest. Catherine nic ode mnie nie chce, ani od ciebie, jeśli o to chodzi.

– Dlaczego wobec tego przyszła?

– Twierdzi, że to był wyłącznie pomysł jej ojca.

– Co?! I ty w to wierzysz?

– Bez względu na to, czy jej wierzę czy nie, nie chce ode mnie złamanego centa.

Jego matka powiedziała z nadzieją:

– Może nagle poczuła wyrzuty sumienia, że niesłusznie cię obwinia.

– Mamo – westchnął Clay, spoglądając na nią. Bez makijażu robiła wrażenie takiej bezbronnej. Clayowi serce się krajało, że musi ją zranić. Podszedł do niej i schylił się, ujmując jej dłonie. – Mamo, nie byłby ze mnie dobry prawnik, gdybym nie potrafił dobrze przeegzaminować świadka, prawda? – zapytał łagodnie. – Gdybym mógł uczciwie powiedzieć, że dziecko nie jest moje, zrobiłbym to. Nie mogę tego jednak powiedzieć. Mam pewne powody, by sądzić, że jest moje.

Jej przestraszone oczy wpatrywały się błagalnie w syna.

– Ależ, Clay, nic nie wiesz o tej dziewczynie. Jak możesz być pewny? Mogli… – Usta jej zadrżały. – Mogli być inni.

Ścisnął jej dłonie, spojrzał w pełne rozpaczy oczy, po czym powiedział najłagodniejszym tonem:

– Mamo, ona była dziewicą. Angela chciała krzyknąć: „Dlaczego, Clay, dlaczego?”

Wiedziała jednak, że to nie ma sensu. On teraz również cierpiał – widziała to po jego oczach – dodała więc tylko uścisk. Niespodziewanie po jej policzkach potoczyły się dwie łzy. Pociągnęła go ku sobie, zmuszając, by przy niej klęknął. Clay poczuł ból, że tak ją zawiódł, i przypływ miłości, że tak zareagowała.

– Och, Clay – powiedziała, gdy już mogła mówić – gdybyś znowu miał sześć lat, wszystko byłoby łatwiejsze. Mogłabym cię po prostu ukarać i odesłać do twojego pokoju.

Uśmiechnął się smutno.

– Gdybym miał sześć lat, tobyś nie musiała tego robić. Jej łobuzerski uśmiech zniknął.

– Nie rozśmieszaj mnie, Clay. Głęboko mnie zawiodłeś. Daj mi chusteczkę. – Wyciągnął ją z kieszeni. – Myślałam, że nauczyłam cię – wytarła oczy, szukając eleganckiego wyrażenia – szacunku dla kobiet.

– Tak, nauczyłaś. Oboje mnie tego nauczyliście. – Clay wstał gwałtownie, wsunął ręce do kieszeni i odwrócił się.

– Ale na Boga, mam dwadzieścia pięć lat. Czy rzeczywiście sądziliście, że w tym wieku nie miałem do czynienia z kobietami?

– Matka o tym nie myśli.

– Byłbym nienormalny, gdybym do tej pory był nieskalany jak świeży śnieg. Cóż, ty i ojciec byliście już po ślubie, zanim on skończył dwadzieścia pięć lat.

– Właśnie – wpadł mu w słowo Claiborne. – Byliśmy na tyle odpowiedzialni, że wszystko widzieliśmy we właściwej perspektywie. Najpierw ożeniłem się z twoją matką, nie bacząc na to, co mi podszeptywały niskie instynkty, kiedy się spotykaliśmy.

– Przypuszczam, że wygłosisz mi kazanie, gdy ci powiem, że dzisiaj rzeczy mają się inaczej.

– Oczywiście, że tak. Clay, jak mogłeś pozwolić, żeby przydarzyło ci się coś takiego jak randka w ciemno, i to z taką dziewczyną! Można by to wytłumaczyć, gdybyś był z dziewczyną zaręczony lub widywał się z nią od jakiegoś czasu. Gdybyś… gdybyś ją kochał. Nie stój tak i nie proś, żebym tłumaczył twój nierozsądny krok, bo tego nie zrobię!

– Nie oczekuję tego.

– Powinieneś był wykazać więcej rozsądku! – krzyknął starszy pan, przechadzając się gorączkowo po pokoju.

– Tamtego wieczoru zdrowy rozsądek nie wchodził w rachubę – odparł sucho Clay.

Oczy Claiborne'a zabłysły.