– Trzydzieści lat to poważny wiek – zauważyła Juliana, uspokoiwszy się. – Zapewne wówczas od wielu lat będę mężatką.

– To bardzo prawdopodobne – zgodził się Martin, nie patrząc na nią.

Zapadła trochę niezręczna cisza. Juliana bawiła się rąbkiem sukienki i zerkała na Martina spod rzęs. Sprawiał wrażenie pogrążonego w lekturze, choć mogłaby przysiąc, że czytał tę samą stronę wciąż od nowa.

– To była bardzo szlachetna propozycja – odezwała się, kładąc nieśmiało dłoń na jego dłoni. Czuła pod palcami ciepłą, gładką skórę. Wciąż na nią nie patrzył, ale też jej nie odtrącił.

– Jeśli w wieku trzydziestu lat będę wolna, z radością przyjmę twoje oświadczyny – dodała cicho. – Dziękuję ci, Martinie.

W końcu uniósł głowę. Oczy mu się śmiały, a palce mocno zacisnął wokół jej palców. Kiedy na niego spojrzała, poczuła w sercu ciepło.

– Będzie mi bardzo miło, Juliano – powiedział. Siedzieli, trzymając się za ręce, aż w końcu Julianie zaczęło się robić zimno od wiatru wiejącego od wody i oświadczyła, że musi iść do domu. Nazajutrz padało, następnego dnia też. A potem nie zastała już Martina pod wierzbami. Od służby dowiedziała się, że chrześniak sir Henry'ego Leesa pojechał do domu. Minęło szesnaście lat, nim Juliana Tallant i Martin Davencourt spotkali się ponownie, a wówczas Juliana prostą drogą zmierzała ku przeznaczeniu, które przepowiedział jej ojciec.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

1818


Pani Emma Wren była powszechnie znana z urządzania wyjątkowo szalonych, ekscentrycznych przyjęć, toteż o zaproszenia zabiegały nawet kobiety lekkich obyczajów i młodzi rozpustnicy, których ekscesy spotykały się z głośnym potępieniem ze strony co stateczniejszych person z towarzystwa.

Pewnej gorącej czerwcowej nocy pani Wren wydawała bardzo szczególną kolację dla dobranego grona przyjaciół, chcąc w ten sposób uczcić zbliżający się ślub jednego ze stałych gości, osławionego kobieciarza, lorda Andrew Brookesa. Ułożenie menu na tę okazję wywołało zajadły spór między panią Wren a jej kucharzem, który omal nie zrezygnował z posady, kiedy zapoznano go z oczekiwaniami co do deseru. Ostatecznie udało się osiągnąć kompromis; specjalnie na ten wieczór wynajęto francuskiego kuchmistrza, a kucharz wycofał się do swego kąta, mamrocząc pod nosem że Careme, kucharz księcia regenta będzie tu bez wątpienia najlepszy, jako o wiele bardziej przyzwyczajony do takich bezeceństw niż on.

Godzina była późna i powietrze w jadalni było gęste od dymu świec i oparów wina, kiedy wniesiono deser. Goście, w znakomitej większości panowie, siedzieli rozparci wygodnie w fotelach, najedzeni, opici, poddając się karesom dam z półświatka, które pani Wren bez oporu zaliczała do grona swych znajomych. Jedna z prostytutek siedziała na kolanach przyszłego pana młodego, wkładała mu do ust winogrona leżące na srebrnej misie pośrodku stołu i prowokująco szeptała mu coś do ucha. Już zdążył wsunąć rękę za jej stanik i pieścił ją od niechcenia, a twarz czerwieniała mu coraz bardziej pod wpływem alkoholu i żądzy. Kiedy otwarto podwójne drzwi i do jadalni wkroczyli lokaje, pani Wren zaklaskała w dłonie, prosząc o ciszę.

– Panie i panowie… – prowokacyjnie zawiesiła głos – przyjmijcie, proszę, wasz deser, szczególny twór dla upamiętnienia tej smutnej okazji.

W sali rozległy się szepty i śmiechy.

– Jestem – pewna, że Andrew nas nie opuści – ciągnęła słodko pani Wren, zerkając znacząco na Brookesa, który jedną ręką ściskał wypełniony po brzegi kieliszek brandy, a drugą prostytutkę. – Żeby rozdzielić mężczyznę z jego przyjaciółmi trzeba czegoś więcej niż małżeństwa. Andrew, oto nasz prezent dla ciebie.

Rozległy się brawa. Pani Wren odsunęła się i dała znak lokajom trzymającym wielką tacę, żeby umieścili ją pośrodku stołu. Co uczyniwszy, wycofali się, a kamerdyner w liberii uniósł srebrną pokrywę.

Zapadła cisza. Goście byli zszokowani. Kilku rozpustników wyprostowało się w fotelach i zastygli tak, z ustami otwartymi ze zdumienia. Brookes znieruchomiał i nawet nie zauważył, że młoda kobieta zsunęła się z jego kolan.

Na srebrnej tacy pośrodku stołu spoczywała lady Juliana Myfleet w pełnej krasie, naga i prowokująca. Kasztanowe włosy, podpięte do góry, podtrzymywał olśniewający brylantowy diadem. Prawe udo zdobiła podwiązka wysadzana klejnotami, a szyję cienki srebrny łańcuszek. W pępku spoczywało winogrono, zakrętasy śmietanki były rozmieszczone strategicznie na jej ciele, a kiście winogron, truskawki i plastry melona artystycznie przesłaniały jej nagość. Całe jej ciało przyprószono cukrem pudrem, toteż lśniła w bladym świetle świec. Z nieznacznym kocim uśmieszkiem wyciągnęła srebrną łyżeczkę w kierunku Brookesa.

– Poczęstuj się pierwszy, mój drogi.

Brookes skwapliwie skorzystał z zaproszenia, zagarniając owoce i śmietankę z takim zapałem, że ręka mu zadrżała i omal nie upuścił wszystkiego na podłogę. Za nim napierali pozostali panowie, przy akompaniamencie gwizdów i wiwatów.

Sir Jasper Colling, jeden z najwytrwalszych adoratorów lady Juliany, przepchał się do przodu.

– Chcę zanurzyć mą łyżkę w tym deserze – powiedział. Brookes odepchnął go na bok.

– Musisz poczekać na swoją kolej, stary. To moje przyjęcie i mój deser. Niech mnie, jeśli za chwilę nie będę go wylizywał.

Towarzysząca mu dama z półświatka wyglądała na wyjątkowo obrażoną z powodu zejścia na drugi plan.

Lady Juliana leniwie odwróciła głowę. Jej wzrok spoczął na dżentelmenie, którego nigdy wcześniej nie widziała na wieczornych przyjęciach u Emmy. Był wysoki, jasnowłosy i, choć szczupłej budowy, miał szerokie ramiona i sprawiał wrażenie silnego. Z wyrazistą opaloną twarzą i ostro zarysowaną linią szczęk wyglądał tak, że chciałoby się mieć go za sprzymierzeńca w razie kłopotów. Siedział rozparty w fotelu, całą swoją postawą wyrażając pogardę dla chętnych otaczających stół, a jego spojrzenie w mrocznym pokoju było gniewne i nieprzeniknione.

Juliana miała wrażenie, że skądś go zna. Uśmiechnęła się do niego prowokująco.

– Pozwól tutaj, mój drogi. Nie bądź taki nieśmiały. Bardzo ciemne zielononiebieskie oczy szacowały ją przez chwilę z lodowatą obojętnością.

– Dziękuję, nie przepadam za deserami.

Juliana nienawykła do spotykania się z odmową. Spokojnie odpowiedziała spojrzeniem na spojrzenie. Wyglądał na jej rówieśnika, mógł mieć dwadzieścia dziewięć lat, może trochę więcej. W jego wzroku dostrzegła pewne zmęczenie światem, co sugerowało, że widywał takie sceny i nie tylko takie wiele razy. Z nikłym, cynicznym uśmiechem na wargach wytrzymał wzrok Juliany.

Przez ułamek sekundy znów była bardzo młoda i bardzo skonsternowana, jakby cała ta kiczowata scenka była jakąś potworną pomyłką, w której znalazła się przez fatalny przypadek. Drapieżne uśmiechy, zachłanne ręce… zapragnęła zerwać się z tacy i uciec. Jej uśmiech znikł, ale wciąż nie mogła oderwać wzroku od twarzy nieznajomego.

W końcu odwrócił się i skinął na lokaja, by napełnił mu kieliszek. Dziwne wrażenie ustąpiło. Juliana lekko wzruszyła połyskującym ramieniem i obdarzyła uśmiechem najmłodszego i najbardziej podekscytowanego z dżentelmenów.

– Simon, kochany, nie masz ochoty zlizać śmietanki z tego miejsca?

Na moment wygięła ciało, wychodząc naprzeciw zachłannym dłoniom, po czym wstała, rozsypując owoce na marmurową posadzkę i skinęła na pokojówkę, która trzymała w pogotowiu jej peniuar. Rozległy się jęki zawodu mężczyzn, ale co bardziej przedsiębiorcze prostytutki i śmielsze damy już przysuwały się do stołu, gotowe podjąć to, co przerwała Juliana; nabierały łyżeczkami owoce i śmietankę z tacy i podsuwały dżentelmenom. Juliana szybko zerknęła przez ramię i zobaczyła, że kolacja zaczyna przeradzać, się w kolejną ze sławnych orgii Emmy. Lokaj, czerwony po same uszy, przytrzymał jej drzwi do jadalni. Szybko zniknęła za nimi, boso, strząsając resztki deseru na polerowane marmurowe kafelki, którymi wyłożono hol. Śmietanka kleiła się do peniuaru, a cukier puder zaczynał drapać skórę. Oby tylko Emma nie zapomniała powiedzieć służącym, że mają naszykować kąpiel.

Drzwi do jadalni zamknęły się i szum rozmów przybrał na sile, bo goście zaczęli rozwodzić się nad jej najnowszym śmiałym wybrykiem. Wygięła wargi w lekkim uśmiechu. Będą mieli o czym rozmawiać w swoich klubach! Choćby jutrzejszy ślub był nie wiedzieć jak wytworny, małżeństwo Brookesa będzie się wszystkim kojarzyć ze skandalicznymi wydarzeniami, które miały miejsce w poprzedzającą je noc. I znów szacowne matrony z towarzystwa będą z oburzeniem komentować szokujące zachowanie lady Juliany Myfleet, córki markiza Tallanta, która niegdyś była jedną z nich i tak spektakularnie utraciła ich szacunek.

– Tędy, proszę pani. – Pokojówka wskazała jej kręcone schody. Była bardzo młoda i niezbyt ładna. Juliana uświadomiła sobie, że Emma zatrudnia brzydkie pokojówki; zapewne nie jest w stanie znieść jakiejkolwiek konkurencji. Dziewczyna poprowadziła ją do otwartych drzwi na piętrze, prowadzących do pokoju, z którego Juliana korzystała już wcześniej, kiedy zdejmowała strój, w którym przyszła. Za kolejnymi drzwiami znajdowało się mniejsze pomieszczenie, gdzie inna pokojówka wlewała parującą wodę do wanny. Na widok wchodzącej uniosła głowę i jej spocona twarz zrobiła się jeszcze czerwiensza. Opróżniła dzban, dygnęła, wyraźnie podenerwowana, po czym umknęła, zupełnie jakby samo przebywanie w jednym pomieszczeniu z najbardziej rozwiązłą wdową w Londynie mogło wystawić ją na niebezpieczeństwo.

Juliana posiała czarujący uśmiech pierwszej z dziewcząt, zsunęła peniuar, pochyliła się, by odpiąć podwiązkę z nogi i weszła do wody.

– Dziękuję ci. Teraz zostaw mnie samą.

Pokojówka w odpowiedzi uśmiechnęła się do niej zaciśniętymi wargami i podniosła ubrudzony peniuar z podłogi. Dygnęła z dezaprobatą i bez onieśmielenia, po czym wyszła. Juliana wybuchnęła śmiechem.

Cukier puder w wodzie robił się lepki, toteż Juliana sięgnęła po szczotkę na długiej drewnianej rączce, chcąc się porządnie wyszorować. Wolała robić to sama. Na myśl o tym, że jej delikatną skórę miałaby atakować pokojówka o dłoniach jak szynki, aż się wzdrygnęła. Pozostałości śmietanki pływały po powierzchni wody jak obrzydliwe szumowiny, a między nimi wirował kawałek jabłka. Skrzywiła się. Następstwa jej skandalicznego postępku okazywały się o wiele mniej przyjemne niż sam figiel. Zdaje się, że będzie potrzebowała drugiej kąpieli, by zmyć pozostałości pierwszej.

Odchyliła głowę i zamknęła oczy, odtwarzając w myślach chwilę, w której lokaje unieśli pokrywę srebrnej tacy i odsłonili ją w całej okazałości. Wywołane tym poruszenie było naprawdę zabawne. Kobiety gotowały się z wściekłości, a mężczyźni sprawiali wrażenie małych chłopców w sklepie ze słodyczami. Juliana uśmiechnęła się z satysfakcją. Bardzo przyjemnie jest wzbudzać takie emocje. Podziw, pożądanie… i pogardę.

Usiadła raptownie, bo przed oczami stanęła jej twarz jasnowłosego nieznajomego.

„Dziękuję, nie przepadam za deserami”. Co za bezczelność! Jak on śmiał potraktować ją z taką pogardą? To był przecież tylko żart. A w ogóle co taki purytanin robił na szalonej kolacji u Emmy? Zapewne szedł na jakieś spotkanie w kościele i zgubił drogę.

Wstała, rozchlapując wodę poza krawędź wanny na podłogę, i sięgnęła po ręcznik. Gdy narzucała go na ramiona, brylantowy diadem zaczepił o materiał, toteż Juliana szybkim, niecierpliwym ruchem ściągnęła diadem z włosów i rzuciła na toaletkę. Nagle zapragnęła stąd wyjść. Przeszła przez sypialnię, zostawiając na dywanie ślady mokrych stóp. Jej ubranie leżało na łóżku. Wystarczyło tylko zadzwonić na niechętną małą pokojówkę, by pomogła jej się ubrać, ale Juliana nie chciała czekać. Zostawiła Hattie, własną pokojówkę, w swoim domu na Portman Square. Ona również nie pochwalała jej zachowania do tego stopnia, że przyjaciele Juliany pytali, czemu nie znajdzie sobie nowej służącej. Juliana nie reagowała. Prawdę mówiąc, surowość pokojówki całkiem jej odpowiadała. Częściowo rekompensowała jej brak matki, której nie mogła pamiętać.

Usiadła przy toaletce i uważnie przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze. Nie miała najmniejszego pojęcia, co zrobić z włosami, które po zdjęciu diademu opadły jej na plecy w nieładzie. Rozpuszczone włosy złagodziły linie wspaniałych kości policzkowych i sprawiły, że wyglądała młodziej. Kilka piegów u nasady nosa jeszcze potęgowało wrażenie młodzieńczości. Piegi wytrzymały lata energicznego szorowania i oparły się wszystkim próbom ich usunięcia za pomocą maści cytrynowej doktora Jinksa. Juliana przybliżyła twarz do lustra. W oczach dostrzegła cień wrażliwości, do której nie miała ochoty się przyznać.

Drzwi się otworzyły i do pokoju wpadła Emma Wren. Juliana z miejsca zorientowała się że Emma trochę za dużo wypiła. Miała wypieki, róż na policzkach rozmazał się, a treska była lekko przekrzywiona.

– Juliana, moja droga! – Pani domu najwyraźniej nie mogła zapanować nad podnieceniem. – Byłaś absolutnie wspaniała! Wiesz, panowie nie mówią o niczym innym! Wszyscy na ciebie czekają, moja droga. Jesteś gotowa do zejścia na dół?