– Czy ty wiesz, co mówisz, Liv? Oskarżasz najbardziej szanowanego człowieka w osadzie o morderstwo! Nie mając ani cienia dowodu! Adwokat Sundt był przecież u lensmana wtedy, kiedy przybiegłaś z wiadomością o morderstwie!

– Oczywiście, bo przecież on Bergera nie zgładził własnymi rękami. Wynajął dwóch morderców!

Garden wpadł we wściekłość.

– Czy będziesz mi tu twierdzić, że on, on, adwokat Sundt, miał coś wspólnego z tymi opryszkami? Proszę nacisnąć guzik, mecenasie Sundt, i zrobimy wreszcie koniec z tą śmieszną rozmową. Opłaciliśmy robotników i nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność.

Liv poczuła się całkowicie bezsilna i wybuchnęła płaczem. A kiedy adwokat Sundt chciał ją odsunąć na bok, rzuciła się na niego z pięściami. Podbiegło do niej kilku robotników, tłum krzyczał na nią coraz głośniej i nie wiadomo, jakby się to wszystko skończyło, gdyby nagle nie przedarli się do niej rodzice. Liv odwróciła się do matki.

– Pomóż mi, mamo! – szlochała. – Nikt mi nie wierzy! Oni nie mogą wysadzić domu, zanim nie sprawdzą, nie wolno im. Jo może być w środku!

– No, no, uspokój się – pocieszała ją zdenerwowana matka. – Inżynierze Garden, skoro moja córka mówi, że Jo może być w domu, to przecież trzeba sprawdzić. Tu chodzi o życie człowieka, czy nie może pan poświęcić pięciu minut?

– Kim jest ten Jo? – zapytał Garden.

Przecisnęli się do nich Finn i Morten.

– Jo Barheim nie wrócił dzisiaj na noc – powiedział Morten. – To on uratował życie Liv, kiedy mordercy ją uprowadzili w górach. Ja myślę, że pan nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Chyba powinien pan zrobić to, o co Liv prosi, przeszukać dom.

– Tak jest – poparła go pani Larsen. – Ja dobrze znam moją córkę i wiem, kiedy fantazjuje, a kiedy mówi prawdę. Tym razem to nie jest fantazja.

Garden rozglądał się niezdecydowany.

– Ale przecież to by oznaczało brak zaufania dla adwokata Sundta. On dopiero co był w domu i stwierdził, że wszystko jest w najlepszym porządku.

Pani Garden stanęła obok męża.

– Adwokat Sundt należy do kręgu naszych najbliższych znajomych, pani Larsen. Myślę, że z całą pewnością możemy twierdzić, iż…

– Jak dalece można poznać człowieka podczas towarzyskich spotkań? – zapytała pani Larsen krótko.

Liv patrzyła na nią zdumiona. Czy to naprawdę jej własna mama tak mówi?

– Muszę powiedzieć, że dziwi mnie pani zachowanie, pani Larsen – rzekł adwokat, który wyraźnie stracił na pewności siebie. – Wierzy pani kilkunastoletniej pannicy bardziej niż mnie?

– Ta pannica jest moją córką – odparła pani Larsen z dumą. – Prawdopodobnie ma pan rację i w tym domu nikogo nie ma, ale niech jej pan pozwoli się o tym przekonać! Chociaż tyle jesteśmy winni Jo Barheimowi, który zrobił dla naszej córki tak wiele.

– Dziękuję, mamo – szepnęła Liv. – Nigdy ci tego nie zapomnę.

Pani Larsen pogłaskała ją ukradkiem po policzku.

– Żeby tak lensman tu był. On by najlepiej wiedział, co należy zrobić.

– No cóż – zaczął Garden z wahaniem. – W końcu przecież moglibyśmy…

– To naprawdę śmieszne – przerwał mu adwokat Sundt. – Żądam, żeby okazywano więcej szacunku moim słowom! Ponowne sprawdzanie domu oznacza brak zaufania do mnie! Uważam, że powinniśmy wreszcie raz z tym skończyć!

Ci, którzy stali daleko z tyłu, denerwowali się coraz bardziej i domagali natychmiastowego wysadzenia domu. Wyszli na chwilę z pracy, żeby zobaczyć niezwykłe wydarzenie, i nie mogli tu tkwić w nieskończoność. Tłum jednak łatwo zmienia zdanie, więc ci, którzy znaleźli się najbliżej i przysłuchiwali się rozmowom, zaczynali jeden po drugim domagać się ponownego sprawdzenia domu. Ich sympatia była teraz po stronie Liv i kiedy adwokat Sundt spojrzał na tłum, przeniknął go lodowaty dreszcz strachu. Jego prestiż był poważnie zagrożony, a wszystko przez tę okropnie upartą dziewczynę!

Garden zagryzał wargi. Spoglądał to na jedno, to na drugie. Patrzył na powszechnie szanowanego adwokata Sundta, który otrzymywał ordery za wspaniałą pracę dla społeczeństwa, który przeznaczał znaczne sumy na szlachetne cele i który absolutnie nie miał powodów, by kraść szkice fabrycznych planów lub dopuszczać się desperackich morderstw, a następnie przenosił wzrok na Liv Larsen, małą i drobną nastolatkę ze skłonnościami do dramatyzowania, znaną ze swego upodobania do fantazji i szalonych wymysłów, na której dość trudno było polegać.

Wiedział jednak również, że Liv przeżyła w górach wstrząsającą przygodę. Widział, że dziewczyna jest przerażona, i zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli w domu ktoś jednak jest, to cała odpowiedzialność spadnie na niego, inżyniera Gardena.

Zwrócił się do adwokata.

– Sundt, wiesz przecież, że uważam te oskarżenia za śmieszne, dokładnie tak samo jak ty. Ale jeśli to ma uspokoić dziewczynę… Chodź, Liv! Pójdziemy tam i rozejrzymy się.

– Chwileczkę! – zawołała Liv. – Proszę, żeby adwokat Sundt poszedł z nami.

– A to dlaczego?

– Ponieważ ja mu nie ufam. On może nacisnąć guzik natychmiast, gdy stąd odejdziemy.

– Bzdury! – krzyknął adwokat z twarzą błyszczącą od potu. – Odmawiam ponownego oglądania domu tylko dlatego, że jakaś dziewczyna dostała histerii!

Garden zaczynał się irytować.

– Bardzo mi wszystko utrudniacie. Oboje. Sundt, przecież wiesz, że jestem twoim przyjacielem i że polegam na tobie. Ale skoro dziewczyna się upiera… W końcu chodzi o żywego człowieka!

W tłumie zrobiło się zamieszanie i zaraz potem ukazał się lensman. Ludzie z szacunkiem usuwali się na boki.

– Co się tutaj dzieje? Garden wyjaśnił.

Lensman spoglądał to na jedno, to na drugie, długo i uważnie.

– Nie rozumiem, czemu pan się waha, inżynierze Garden. Dopóki istnieje choćby najmniejsze podejrzenie, że w domu mógł ktoś zostać… Liv Larsen nie żartuje, tego jestem pewien. Zdążyła przesłać mi wiadomość, że jestem tu jak najszybciej potrzebny. Chodźcie, idziemy tam natychmiast! Skontrolowanie pieczęci nie zajmie wiele czasu. A ty, Sundt, nie powinieneś się obrażać. Jeżeli twoje sumienie jest czyste, nie musisz się niczego bać.

Sundt zmobilizował całą swoją godność.

– Postanowiliśmy, że wybuch nastąpi punktualnie o godzinie dziewiątej, bo ja muszę zdążyć na pociąg. Mam dzisiaj ważną sprawę. I teraz to już naprawdę nie mogę dłużej czekać tylko dlatego, że jakiejś małej idiotce gdzieś się zapodział narzeczony! Zresztą wcale się nie dziwię, że dal nogę. Żaden normalny miody człowiek nie zniósłby takiego szaleństwa!

– No, nie musisz być wulgarny, Sundt – powiedział lensman surowo. – Chyba że nerwy zaczynają ci puszczać.

– Czy byłoby w tym coś dziwnego? – syknął adwokat. – Co byś ty powiedział, gdyby ci rzucano w twarz podobne oskarżenia?

– No, rzeczywiście, sprawa jest poważna. Dlatego proponuję, żebyś odłożył na kiedy indziej tę twoją ważną sprawę i skoncentrował się raczej na własnej obronie. Karlsen, odpowiadasz za to, żeby nikt nie uruchomił aparatury pod naszą nieobecność.

Sundt był teraz sinoniebieski na twarzy.

– Ja odmawiam…

– Nie radzę ci – rzekł lensman groźnie. – W przeciwnym razie zacznę podejrzewać, że naprawdę masz nieczyste zamiary.

Sundt mamrotał coś pod nosem, że będzie to drogo kosztowało ich wszystkich i że on naprawdę potrafi wykorzystać swoje wpływy. Garden lekko zbladł, lensman jednak zachował stoicki spokój. W końcu adwokat, obrażony, wzruszył ramionami i poszedł za innymi w stronę domu.

Lensman Lian musiał użyć całej swojej władzy, by powstrzymać posuwający się za nimi tłum ciekawskich, żądnych sensacji. Kiedy jednak Liv się odwróciła, zobaczyła, że gapie, choć niechętnie, powracają na swoje miejsca.

Zresztą grupa, która szła oglądać dom, wcale nie była taka mała. Na czele kroczył lensman z inżynierem i jego małżonką, pół kroku za nimi obrażony adwokat. Następnie Liv z rodzicami w towarzystwie Finna i Mortena. Gdzie podziewała się Tulla, Liv nie miała pojęcia, wiedziała jednak, że siostra nie przepada akurat za taką formą popularności.

Inspektor Larsen również sprawiał wrażenie człowieka, dla którego to wszystko jest największą udręką, starał trzymać się w pobliżu adwokata i inżyniera, podczas gdy pani Larsen z wysoko podniesioną głową towarzyszyła swojej zdenerwowanej córce. Determinacja matki ogromnie wzruszała Liv.

Za nimi kroczyło kilku ludzi Gardena, którzy, skoro nikt im tego nie zabronił, chcieli znajdować się w centrum wydarzeń. W znacznej odległości za główną grupą posuwali się najodważniejsi z ciekawskich, na ogól ci najmłodsi.

Lensman wszedł na schody przed głównym wejściem i dokładnie obejrzał pieczęcie.

– W porządku – oznajmił. – Teraz obejdziemy dom dookoła. Trzeba skontrolować te okna, do których można się dostać z ziemi bez pomocy drabiny czy czegoś w tym rodzaju.

W gruncie rzeczy był to dosyć komiczny widok, ci dorośli ludzie czołgający się na kolanach przed wszystkimi piwnicznymi otworami, a potem wspinający się na palce i zaglądający przez okna na parterze, lecz dla Liv było to śmiertelnie poważne. Jo zniknął, ona sama publicznie oskarżyła adwokata Sundta o najstraszniejsze przestępstwa, a teraz wszyscy lokalni dostojnicy tracą czas, bo ona zażądała ponownych oględzin domu. Bała się. Bała się kary, jaka niewątpliwie będzie musiała ją spotkać, gdyby to wszystko nie znalazło uzasadnienia, ale najbardziej bała się o los Jo. Nie potrafiła wyobrazić sobie innego miejsca, w którym mógłby się znajdować, jak tylko ten okropny, stary dom. A jeśli się tam naprawdę znajdował, to jak, na Boga, mógł ułożyć się do snu w takim ponurym otoczeniu? Nie, nic się nie klei! Co mogło mu się stać?

Skontrolowano wszystkie okna i nigdzie nie natrafiono na ślad włamania ani naruszenia pieczęci. Cała procesja dotarła do kuchennego wejścia i również starannie zbadała pieczęcie. W końcu pozostało już tylko wejście do piwnicy. Ale tam też nic nie wzbudzało wątpliwości.

– No tak, wszystko wygląda jak trzeba – powiedział lensman na koniec. – Żadna żywa istota się tędy nie przemknęła. Teraz powinnaś bardzo ładnie prosić adwokata Sundta o wybaczenie, Liv. Pojęcia nie mam, gdzie się podział Barheim, ale znając jego skomplikowany charakter mogę przypuszczać, że przyszedł mu do głowy jakiś niezwykły pomysł i nim się właśnie teraz zajmuje. Z pewnością wkrótce pojawi się znowu. Tak więc teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy to stare wronie gniazdo wysadzili w powietrze.

Wszyscy unikali patrzenia na Liv. Adwokat Sundt był znowu godnym zaufania, poczciwym wujaszkiem.

– Bardzo byłaś pewna swoich racji, co, Liv? – powiedział i poklepał ją po policzku. Liv zobaczyła w jego małych oczkach wyraz triumfu i nienawiści.

– To wszystko jest rzeczywiście okropnie nieprzyjemne – rzekł inspektor Larsen. – Liv dostanie porządną burę, kiedy wrócimy do domu. Bo przecież człowiek nie może karać swoich dzieci publicznie. Tak się nie robi…

Przerwał mu okrzyk Mortena:

– Zaczekajcie chwileczkę! Zdaje mi się, że ta pieczęć, czy jak tam się to nazywa, została odrobinę przesunięta! Proszę, lensmanie Lian, niech pan sam zobaczy.

Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę, a lensman pochylił się nad pieczęcią przy zejściu do piwnicy.

– No, widzieliście coś podobnego! Tutaj na starą pieczęć nałożono nową! A stara została złamana!

– Co ty mówisz! – przerwał mu adwokat Sundt. – To niemożliwe!

– Wszystkie pieczęcie przy zejściu do piwnicy zostały zerwane i nałożono później nowe – oświadczył lensman Lian lodowatym głosem. – Ktoś był w środku, to nie ulega wątpliwości.

Liv uścisnęła ukradkiem dłoń Mortena.

– Dzięki ci, stary pedancie – szepnęła. – Nigdy więcej nie będę ci dokuczać z powodu twojej drobiazgowości.

Morten promieniał z dumy.

– Nic z tego nie rozumiem – powiedział Sundt zdumiony. – Kto mógł mi podłożyć takie paskudne świństwo? To chyba nie wy, chłopcy? Czy może trzymacie z Liv i razem z nią chcecie zrobić ze mnie kozła ofiarnego? Bo w takim razie…

– Zaczekaj no chwilkę – przerwał mu Lian. – Twierdzisz, że oglądałeś wszystko uważnie dziś rano, tak? Sundt, czy myślisz, że te nowe pieczęcie już wtedy tutaj były?

Sundt z największą niechęcią oglądał zejście do piwnicy.

– Tak, to możliwe.

– Kiedy dom został opieczętowany po raz pierwszy?

– W środę.

– A zatem w ciągu tych trzech dni ktoś wchodził do domu przynajmniej raz. I najwyraźniej wyszedł stamtąd, skoro próbował zatrzeć ślady. Tak, a w takim razie musimy wejść do środka i postarać się dowiedzieć, po co to robił.

Adwokat westchnął.

– Czy to naprawdę konieczne? Przecież to oczywiste, że teraz nikogo tam nie ma.

Lensman Lian popatrzył na niego podejrzliwie.

– Uważam, że wszystkie twoje protesty są trochę jakby za bardzo gorączkowe. Co masz przeciwko temu, byśmy przeszukali dom? Ja też nie sądzę, by ktoś tam był w tej chwili, ale powinniśmy zobaczyć, czym zajmował się ten ktoś, kto tu wchodził.