Jego spojrzenie było łagodne i czułe, kiedy podawał jej rękę. Svetla westchnęła tylko i ostentacyjnie odwróciła się na pięcie.

Kiedy znaleźli się na górze w maleńkim pokoiku, Marie – Louise poczuła się nagle niezręcznie. Żeby uwolnić się od tego wrażenia, powiedziała szybko:

– Nie rozumiem czegoś, Andrej. Byłam pewna, że to Stefan kryje się za tym wszystkim.

– Ja także. Hrabia z pewnością maczał również palce w tej grze. Jest przecież jak najbardziej zainteresowany spadkiem.

– A Svetla? Co o niej myślisz?

– Nie wiem, ale sprawia wrażenie śmiertelnie przerażonej.

– To prawda. Czy jednak nadal zamierzasz oddać jej swoją część?

– Nie, oszalałaś? Teraz wreszcie chcę żyć, zamierzam odłożyć te pieniądze dla rodziny, którą pragnę założyć. Czy mi w tym pomożesz?

W jego głosie krył się lęk.

– Wiele już sobie pomogliśmy – odparła Marie – Louise na pozór beztrosko, lecz serce biło jej mocno. – Po mogę ci więc także w założeniu rodziny.

Powiedziała to żartobliwie, ale nie dał się zwieść. Usiadł na jej łóżku, zrzucił buty i podciągnął kolana do brody, opierając się jednocześnie o ścianę.

– Malou… Przechwalałem się trochę przed Svetla, mówiąc o tym, że przenocuję u ciebie i że będzie wspaniale. Nie sądzę, żeby mi się to udało.

Usiadła obok niego, poczuła się znowu oszukana.

– Nikt cię nie zmusza, wiesz o tym – powiedziała cicho.

Objął ją ramieniem, przyciągnął do siebie i musnął ustami jej włosy.

– Moim największym pragnieniem jest… zostać z tobą. Ale boję się. Boję się, że mi się nie uda i że…

Przerwał w pół zdania.

– Trochę zbyt wiele rzeczy naraz – zauważyła. – Wyjaśnijmy wszystko po kolei. Dlaczego sądzisz, że ci się nie uda?

Wiedziała, że jest mu potwornie trudno o tym mówić, ale się przemógł, ponieważ jej ufał.

– Czy możesz sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy dzień w dzień słucha się o tym, że kobiety są grzeszne.

Seksualizm jest zły i wstrętny. Pamiętam, że oglądałem zdjęcie gwiazdy filmowej w jakimś czasopiśmie, miałem wtedy chyba czternaście lat. Całkiem przyzwoite zdjęcie, nic poza uwodzicielskim spojrzeniem. Aktorka była piękna. Matka wyrwała mi to pismo. „Mój syn nie będzie oglądał takich rozpustnych kobiet!” krzyczała. „To szkodliwe dla ciebie, Andrej, zostaniesz na zawsze ze swoją mamusią, prawda? Wiesz, jaka jestem słaba i… Ty i ja nie potrzebujemy nikogo innego”. Zohydziła wszystko, co najpiękniejsze między kobietą i mężczyzną, a ja nigdy się nie wyzbyłem tego obrazu. Dlatego Svetla stała się moim ideałem. Ona była w pewnym sensie bezpłciowa. Wyniesiona ponad potrzeby fizyczne. Jesteś pierwszą kobietą, która mnie pociąga. Zarówno duchowo, jak i… fizycznie. Jednak bardzo się boję, że dawne uprzedzenia wedrą się pomiędzy nas.

– A to drugie? – spytała cicho. – Obawiałeś się jeszcze czegoś innego.

– Tak. Nie wiemy jeszcze, czy ulegam jakimś dziwnym skłonnościom. Wiesz, co mam na myśli?

– Wampiryzm? Tego się nie boję.

Jednak w tej samej chwili, gdy wypowiadała te słowa, przeszył ją dreszcz strachu, którego nie była w stanie opanować.

– Ale ja się boję! – rzekł stanowczo. – Tkwi we mnie tak silny lęk, że czasem budzę się w środku nocy i zastanawiam, gdzie przed chwilą byłem? Kim jestem? Czy to prawda, że żyje we mnie ktoś nieśmiertelny? Czy pamiętam coś z innych epok? Wiesz, widziałem portret mego przodka z siedemnastego wieku. Dostrzegłem pewne podobieństwo. Nawet duże.

– Ale Andrej! Chyba nie wierzysz, że jesteś…? Westchnął ciężko.

– Sam już nie wiem!

Marie – Louise wzięła Andreja za rękę.

– Czy nie rozumiesz, że byłeś dręczony psychicznie? Najpierw przez swoją matkę, a potem przez Svetle, która jest kobietą tego samego pokroju. A także przez twoje rodzeństwo. To był ich pomysł z tym wampirem, prawda?

– Któż może wiedzieć, gdzie się zrodziły te plotki? Och, Malou, mogłabyś sobie znaleźć kogoś mniej skomplikowanego.

– Ale ja pragnę ciebie. Jednak czy musimy od razu iść z sobą do łóżka? Któreś z nas może spać na podłodze. W takim razie ja zostaję w łóżku.

Rozśmieszył go ten stary żart, który rozładował sytuację.

Uścisnął ją pospiesznie na dobranoc. W pokoju zapadła cisza. Marie – Louise siedziała z czołem opartym o brodę Andreja i myślała: Jeszcze mnie nie pocałował. Raz zamierzał to zrobić, ale przeraziłam się, gdy dotknął wargami mojej szyi. Teraz z kolei on nie może się pozbyć strachu.

Czuła, jaki jest spięty, jak drży na całym ciele. Usta, którymi musnął jej skroń, były parząco gorące.

– Jutro zostanie otworzony skarbiec – odezwała się, gdy napięcie stało się zbyt silne.

– Tak – usłyszała jego ochrypły głos.

– Czy dostałeś jakieś instrukcje?

– Mnóstwo.

Był jej wdzięczny, że przerwała kłopotliwą ciszę. Zaczął szukać czegoś w kieszeni.

– Mam przy sobie list, który dziadek napisał przed śmiercią. Zaraz ci go pokażę.

Lecz zanim zdążył rozwinąć kartkę, zgasło światło.

– Do licha – mruknął. – Pójdę wymienić bezpiecznik. To potrwa tylko chwilę. Poczekaj tu.

– Czy mogę iść z tobą?

– Nie. Nic nie może ci się stać. Zamknę za sobą drzwi na klucz.

– Jak chcesz. Tylko bądź ostrożny.

Zniknął, a Marie – Louise została sama, pogrążona w zadumie. W jaki sposób wyzwolić Andreja od obsesyjnych myśli?

Nagle znieruchomiała, poczuła na plecach lodowaty dreszcz strachu.

W pokoju ktoś był.

ROZDZIAŁ XI

Tej nocy księżyc przykrywały chmury, w pomieszczeniu panowała więc zupełna ciemność. Marie – Louise nie mogła zobaczyć postaci znajdującej się gdzieś w pobliżu szafy, słyszała jednak szelest ubrania i cichutkie kroki po podłodze…

Bezgłośnie przemknęła w stronę drzwi, lecz były zamknięte od zewnątrz na klucz.

O Boże, pomyślała. Jak to możliwe? Po południu przecież razem z Andrejem zabarykadowali komodą tajne przejście przez szafę, nikt więc nie mógł się tędy przedostać.

Teraz jednak niczego nie sprawdzili, pewni, że dobrze się spisali. Tymczasem każdy mógł wejść na górę i odsunąć komodę.

Marie – Louise nie miała wątpliwości, że w pokoju ktoś jest. Ktoś, kto ostrożnie i nieubłaganie przesuwa się coraz bliżej w jej stronę.

Dlaczego nie woła Andreja? I dlaczego tak długo go nie ma?

Wiedziała, dlaczego. Rozum podpowiadał jej, że to on sam czai się obok w ciemności.

Nie mógł to być nikt inny.

Mimo woli jęknęła cicho. Usłyszała, że ten ktoś na moment znieruchomiał, błyskawicznie zwrócił się w jej stronę i w mgnieniu oka znalazł się przy niej.

Marie – Louise cofnęła się, ale została wciśnięta w narożnik pokoju tuż przy drzwiach i nie mogła już uciekać. Poczuła gorący oddech na swym policzku. Nagle coś ostrego dosięgło jej szyi.

Odruchowo odrzuciła głowę i napastnik jej nie trafił.

Wreszcie zaczęła krzyczeć. Wtedy zasłonił jej usta dłonią. Szalał z wściekłości. Poczuła ostry, kłujący ból na twarzy. Wołając o pomoc, resztką sił złapała rękę, która kaleczyła jej twarz, i wygięła ją do tyłu. Jakiś przedmiot upadł z brzękiem na podłogę. Nieznana postać biła jeszcze na oślep, po czym wyrwała się energicznym szarpnięciem. Marie – Louise usłyszała odgłos zamykanych drzwi do szafy i w pokoju zapadła cisza.

Krew spływała jej na oczy, twarz piekła od licznych skaleczeń. Z lękiem dotknęła szyi. To tylko zadrapanie. Dzięki Bogu, pomyślała.

W tej chwili zapaliło się światło. Wkrótce usłyszała lekkie kroki Andreja i odgłos klucza przekręcanego w zamku.

– Przepraszam, że to tyle trwało – powiedział. – Musiałem zejść na dół do piwnicy i… Malou! Co się stało?

Usiadła wyczerpana na brzegu łóżka, próbując zatamować chustką krwawienie.

– Wybacz mi, Andrej – szepnęła. – Czy możesz mi wybaczyć?

– Wybaczyć ci? – spytał zdumiony i usiadł obok, że by obmyć jej twarz ręcznikiem zmoczonym zimną wodą. – Czy ktoś tu był? Jakim cudem się przedostał?

– Myślałam, że to ty – łkała. – Ale tylko na początku. Potem przekonałam się, że to ktoś o wiele niższy. Wszedł przez szafę.

– Ale przecież zabarykadowaliśmy to przejście! O Boże, że też tego nie sprawdziłem! A ty nie mogłaś się stąd wydostać. Och, biedna mała Malou, co ja takiego uczyniłem?

– Jak wyglądam? – spytała nieoczekiwanie z typową kobiecą kokieterią.

– Nie najgorzej. Tylko parę zadrapań. Czy masz plaster?

– Tak, w torebce. Spotkałeś kogoś na schodach?

– Nie, z poddasza jest kilka wyjść.

Czuła się zupełnie bezwolna. Patrzyła, jak Andrej szuka plastra w torebce, i bez słowa poddała się jego troskliwej opiece. Ostrożnie przemywał zadrapania i zakładał opatrunki.

Chociaż twarz bardzo piekła, Marie – Louise czuła się cudownie. Sprawiało jej przyjemność, kiedy Andrej ciepłymi palcami dotykał jej skóry.

Nie wytrzymała. Złapała go za rękę i szybko ucałowała.

– Czy mi wybaczysz? – szepnęła.

– Nie ma czego wybaczać. O, nakleiłem ci plaster w poprzek nosa, ale dzięki temu jesteś bardziej intrygująca – roześmiał się.

– A co z szyją?

– Dwa ślady, które prawdopodobnie miały być ukłuciem, ale zostały tylko draśnięcia.

– Miałam szczęście i dzielnie walczyłam, jeśli tak mogę o sobie powiedzieć. Nasz gość upuścił coś na podłogę.

Andrej rozejrzał się.

– Rzeczywiście, spójrz! Małe zaokrąglone nożyczki do paznokci. Powinniśmy je przekazać policji. Mam nadzieję, że nie było na nich jakiegoś środka trującego.

– Nic takiego nie czuję. Przynajmniej na razie.

Andrej usiadł na łóżku i objął czule Marie – Louise.

– Domyślasz się chyba, kto to był? – spytał.

– Mam pewne podejrzenia.

– Sposób postępowania, próba oszpecenia twojej twarzy, wskazuje na kobiecą zazdrość, prawda?

– Pomyślałam o tym samym. A ślady na szyi miały rzucić podejrzenia na ciebie. Ale była to osoba drobna i szczupła, zupełnie niepodobna do ciebie.

– Svetli jeszcze nikt nie odtrącił. Musi być wściekła.

– Istotnie była.

– Nic jej nie obchodzę. Chciała tylko mieć we mnie wiecznego adoratora. Jednak nie daruje żadnej kobiecie, która wejdzie jej w drogę. Strzeż się, Malou.

Przytuliła się do niego i westchnęła. – Chateau Germaine mnie przeraża. Chciałabym, abyśmy znowu znaleźli się w domu przy cmentarzu. Teraz, kiedy wiem, że nie zależy ci na Svetli, odrzuciłabym wszelkie zasady i nauczyła cię kochać. – Roześmiała się. – Ale prawie wszystko zapomniałam. Pięć lat to dużo czasu. Nie pamiętam już, jak wyglądali i jak się nazywali ci wszyscy chłopcy. W pewnym sensie jestem więc czysta.

Poczuła, że zadrżał.

– Och, gdybyśmy tam teraz mogli być, tylko ty i ja, z dala od strachu. Ale strach, który tkwi głęboko w duszy, zabiera się wszędzie z sobą, Malou. Nigdy się od niego nie uwolnię.

Ostrożnie odwróciła głowę, żeby plaster za bardzo nie ciągnął skóry. Nagle jakby ją olśniło. Wyprostowała się i zawołała:

– Andrej! Zapomniałam o jednej rzeczy, którą kiedyś przeczytałam w pewnej książce. Wstań!

Spojrzał na nią pytająco, ale usłuchał.

– Spójrz w to lustro! Co w nim widzisz?

– Ciebie i mnie. A dlaczego?

– A co widzisz na podłodze u swoich stóp? Swój cień, prawda? No, właśnie. Och, Andrej, możemy spokojnie zapomnieć o najważniejszym z twoich zmartwień.

– Nie rozumiem…

Chwyciła go za ramiona, jej twarz promieniała radością.

– Prawdziwy wampir, taki z wierzeń ludowych, zupełnie traci rozum na widok krwi. Lecz ty opatrzyłeś mnie troskliwie i ze spokojem. Wampir nie ma cienia ani odbicia w lustrze. A ty posiadasz jedno i drugie. Kimkolwiek byś był, Andrej, to na pewno nie krążyłeś w świecie cieni przez setki lat.

Zaczął się śmiać, z początku trochę niepewnie.

– Nigdy tak naprawdę w to nie wierzyłem. Tylko czasami…

Roześmiał się radośnie i szczerze.

– Wiesz, jak mi ulżyło? Ależ byłem głupi!

Śmiech zamarł mu na ustach. Spojrzał na Marie – Louise z dziwnym smutkiem w oczach.

– Pomóż mi, Malou! Pozwól mi wierzyć, że jest ktoś na świecie, komu naprawdę na mnie zależy! Pomóż mi się wydostać z mego więzienia strachu, uprzedzeń i kompleksów!

– Jak mam tego dokonać? – spytała bezradna. – Znam na to tylko jeden sposób, ale potem będziesz mną pewnie gardził.

– Nie – szepnął. – Nie tobą. Nigdy nie mógłbym tobą gardzić.

– Oddam ci się bez reszty i przekonam, że mam do ciebie bezgraniczne zaufanie. Tego właśnie chcesz, prawda? Ale jeżeli potem się ode mnie odwrócisz, złamiesz mi serce.

– Rozumiem – skinął głową. – Musimy na sobie polegać.

Podczas gdy Andrej sprawdzał, czy na pewno nikt nie będzie mógł wejść przez szafę albo przez drzwi, Marie – Louise rozebrała się i położyła do łóżka. Andrej wrócił i usiadł obok na brzegu posłania.

– O, zaciskasz zęby – zauważył. – Kto tu się bardziej boi?

Pogłaskał Marie – Louise po oklejonej plastrami twarzy. Ostrożnie przesunął ręce niżej na jej ramiona, opuszkami palców muskał jej skórę miękko i z uwielbieniem. Na jego twarzy malowały się zdumienie i zachwyt, które wyraźnie zdradzały, że nigdy przedtem nie dotykał w ten sposób kobiety.