Andrej ułożył głowę na piersi dziewczyny. Jego oddech stawał się coraz bardziej równomierny.

Marie – Louise miała ochotę pogłaskać czule jego kręcone ciemne włosy, ale nie była w stanie unieść ręki.

Przez głowę przebiegały jej przeróżne myśli.

Czy to nie skandal, że czuje się taka szczęśliwa w domu, w którego podziemiach leży martwy człowiek?

Stefan…

Nagle usiadła.

– Andrej! O Boże, Andrej, ależ ze mnie idiotka! Ocknął się z oszołomienia i uśmiechnął.

– Znowu? A tym razem dlaczego?

– Czy nie zauważyłeś, jak przeraziła wszystkich śmierć Stefana? Nikt się nie spodziewał, że umrze właśnie on. Ale ja coś widziałam. Widziałam, jak Stefan ukradkiem popijał z butelki pernoda. Czy pernod jest bardzo mocny? Na tyle, żeby można go zmieszać z trucizną, nie zmieniając zbytnio smaku?

– Myślisz, że…? Oczywiście! Ciocia Wanda nigdy tak naprawdę nie rozumiała, co się dzieje w tym domu. Jej wina polega na tym, że jest ograniczona, próżna i niewiele pojmuje. Chodź, musimy do niej zejść, jak najszybciej!

– Teraz? Jest przecież trzecia w nocy!

– Nie szkodzi. A jeśli zechce się napić? Chodźmy!

Zatrzymał się.

– O Boże, jaka jesteś piękna, Malou! Czy już ci podziękowałem?

– Każdym brzmieniem czułości w głosie, każdym pocałunkiem. Nigdy nie byłam taka szczęśliwa, Andrej.

– Ja także nie. A to dopiero początek. Załóż coś na siebie!

Hrabina zaczęła skrzeczeć jak kura wystraszona przez lisa, kiedy zapukali do drzwi jej sypialni. Na szczęście każde z małżonków miało osobny pokój, w przeciwnym razie przysporzyliby sobie problemów.

Kiedy wreszcie dotarło do niej, kto czeka za drzwiami, niechętnie otworzyła. Trwało to tak długo, że Marie – Louise zastanawiała się, czy ciotka Andreja przypadkiem nie poprawia sobie makijażu.

W końcu dostali się do środka. Staruszka w powiewnym negliżu zaprosiła ich, by usiedli w jej „buduarze”, jak nazywała swoją sypialnię.

– Ciociu Wando, czy dziś wieczorem popijała ciocia pernoda? – spytał Andrej.

Zaczęła energicznie protestować. Ona przecież w ogóle nie pija pernoda.

– To nie żarty – odezwał się Andrej. – Marie – Louise widziała, że Stefan pił w holu ukradkiem z twojej butelki. Wkrótce potem zmarł. Sądzimy, że to ciebie chciano otruć.

Hrabina pisnęła przerażona, a potem w końcu przyznała, że nie piła więcej niż jeden mały łyczek od czasu, jak dostała alkohol. Później bowiem butelka zniknęła z jadalni. Podejrzewała o to Stefana, gdyż on bez przerwy sobie popijał.

– Czy mogę o coś zapytać? – wtrąciła Marie – Louise. – Czy to pani włożyła kasetę i krucyfiks do kieszeni mojego fartucha?

– Tak. Chciałam jakoś pomóc Andrejowi. Wydawało mi się to bardzo niesprawiedliwe, że wszyscy tak źle go traktują. A on zawsze był wobec mnie miły i rycerski. Domyśliłam się, że masz z nim jakiś kontakt i…

– Czy wiedzieliście, że ja żyję? – spytał Andrej.

– Tak, oczywiście! Stefan wyczuł pismo nosem, kiedy zobaczyliśmy dziewczynę biegnącą przez park. Odkopaliśmy trumnę i znaleźliśmy w niej kloce drewna. Muszę przyznać, że byli wściekli!

– I wtedy napadliście na mnie przy wejściu do domu wdowy? – spytała Marie – Louise.

– Nie, nic mi o tym nie wiadomo. Ja wróciłam do domu i położyłam się spać.

– Powiedziałaś „oni”, ciociu Wando. Kogo miałaś na myśli?

Wzruszyła ramionami.

– Matej myśli tylko o pieniądzach i oczywiście byłoby wspaniale mieć co trwonić, bo jesteśmy biedni. Na początku zgodziłam się, żeby podzielić część spadku Jana, ale kiedy jeden po drugim zaczęliście umierać, wydało mi się to okropne. Więc kiedy Stefan poprosił mnie, bym włożyła krucyfiks do kieszeni Marie – Louise…

– Chwileczkę – przerwał jej Andrej. – Czy to Stefan cię o to prosił?

– Tak, mówił, że chce uchronić Marie – Louise przed wampirem.

– A więc to on powiesił wianuszki czosnku w oknach domu wdowy?

– Tak. Z tego samego powodu. Wtedy myślałam, że jest dla ciebie naprawdę miły. Uważałam jednak, że to głupie wierzyć, jakoby Andrej był wampirem!

– Hm – mruknął Andrej.

Marie – Louise próbowała rozwikłać dalszy ciąg zagadki.

– A potem włożyła pani do mojej kieszeni także kasetę Jana?

– Tak. Chciałam, aby Andrej ją dostał. Jan był jego bratem.

– Czy Jan został zamordowany? – spytał Andrej.

– Nie, nigdy by mi to nie przyszło do głowy!

– Czy to Stefan zaproponował podział przypadającej Janowi części spadku?

Wzrok hrabiny wyrażał zdumienie.

– Tak, nie wymyślił tego w każdym razie mój mąż. Joseph także nie, gdyż on wykonuje tylko polecenia Mateja. Nigdy jednak nie wierzyłam, że Stefan mógłby wpaść na tyle pomysłów. Nie był na tyle bystry i w dodatku pił. No, ale teraz nie musimy się już bać, bo on nie żyje – zapiszczała uradowana.

– Zaraz, zaraz – rzucił ostro Andrej. – Stefan nie mógł się przecież sam otruć. Jeżeli pernod jest zatruty, a myślę, że tak, to musiał to zrobić ktoś inny. Już potem, kiedy otworzyłaś butelkę i trochę z niej upiłaś.

– Ale kto chciałby mnie zamordować? – zawołała nagle śmiertelnie przerażona.

– Tego nie wiemy. Ktoś musiał jednak dojść do wniosku, że nie można na tobie polegać. Jesteś zbyt szczera i nie robisz tajemnicy z tego, że mnie lubisz. Dziękuję ci za to.

– Najdroższy Andreju – westchnęła rozczulona.

– Zastanawiam się, dlaczego hrabia mnie zatrudnił? – odezwała się Marie – Louise.

– Słyszałam, jak mówili, że może w ten sposób się dowiedzą, gdzie jest Andrej. Później żałowali tej decyzji. Ale co teraz zrobimy? Muszę przyznać, że się boję, Andrej.

– Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, ciociu Wando, to zostaniemy z tobą do rana. Wtedy wezwiemy policję.

– Och, biedny Matej! Co prawda on teraz zrobił się taki dziwny… Tak, Andrej, chciałabym, żebyście tu zostali. Gdybyśmy jeszcze mogli wezwać doktora Monier! Mógłby mi przepisać jakieś lekarstwo na moje niespokojne serce i zająć się nami wszystkimi. Nie wiem jednak, gdzie on mieszka.

Andrej spojrzał na Marie – Louise.

– Nie chciałbym, żeby tu przychodził. Zbytnio interesuje się Malou.

– Bez wzajemności – mruknęła dziewczyna zakłopotana. – Sądzę jednak, że jest miły, a jego leczenie jest skuteczne.

O, tak – westchnęła hrabina. – Jak dobrze, że tu zostaniecie na noc. Tak się zdenerwowałam. Co będziemy robić? Może zagramy w karty? Matej nigdy nie chce ze mną grać.

Zagrali więc w karty. Marie – Louise była jednak bardzo zmęczona i zasnęła. Andrej przeniósł ją na sofę, a sam grał dalej z hrabiną aż do świtu.

Nadszedł dzień, w którym zamierzano otworzyć skarbiec.

ROZDZIAŁ XII

Wszyscy spotkali się przy śniadaniu. Joseph, z podkrążonymi oczami po nocnym czuwaniu przy zwłokach, narzekał, że posiłek podano za późno. Andrej nalegał, żeby Marie – Louise usiadła przy stole, co wszyscy, poza hrabiną, przyjęli z niechęcią. Hrabia był zły i zdenerwowany. Svetla natomiast wyglądała ujmująco w swoich białych koronkach, innych tego dnia i równie niewinnych.

Ktoś zadzwonił do drzwi i Joseph poszedł otworzyć.

– Doktor Charles Monier – oznajmił. Hrabia poczerwieniał na twarzy.

– Co takiego? Co pana tu sprowadza o tej porze? Monier spojrzał na niego zdziwiony, lecz nie zdążył nic odpowiedzieć, gdyż hrabina już spieszyła mu na spotkanie.

– Jak dobrze, że pan przyszedł, właśnie o panu rozmawialiśmy, doktorze. Proszę sobie wyobrazić, że dzieje się tu tyle dziwnych rzeczy. Może będzie pan mógł nam pomóc.

– Niesłychane! – przerwał hrabia. – Proszę natychmiast stąd odejść, doktorze! Szybko!

– Charles – odezwała się Marie – Louise i postąpiła krok naprzód. – Najlepiej będzie, jeśli wyjdziesz, nie chciałabym, abyś został w to wmieszany. Czy mógłbyś wezwać policję?

– Nie, tego już za wiele! – krzyknął hrabia.

– Marie – Louise, o co tu chodzi? – spytał lekarz.

– Sama nie wiem – odpowiedziała. – A oto twoja pielęgniarka. Nie wiedziałeś nawet, jak znakomitą miałeś pomoc.

Zmarszczył brwi.

– Siostra Claire? Pani tutaj?

Svetla ocknęła się. Stała niczym w transie, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w doktora.

– Proszę natychmiast stąd wyjść – zażądała równie histerycznym tonem jak hrabia. – W tej chwili! – krzyknęła przeraźliwie.

– Muszę przyznać… – zaczął doktor Monier i cofnął się parę kroków.

W tym momencie wszedł Andrej. Zatrzymał się w drzwiach.

– No nie, Karel! – zawołał. – Dawno się nie widzieliśmy. Kiedy przyjechałeś?

– Karel? – wykrztusiła hrabina. – Czy doktor Monier to Karel? Dlaczego nic nie powiedział?

Hrabia opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Svetla jęknęła zrezygnowana.

– Ty skończony idioto! – krzyknęła, zwracając się do Charlesa. – Czy nie mogłeś pojawić się o właściwej porze?

– Nie przypuszczałem, że Andrej wrócił. W takim razie przejdźmy do wyjaśnień. Droga Marie – Louise i droga ciociu Wando. Nie chciałem wam mówić, kim naprawdę jestem, bo być może wyciągnęłybyście z tego błędne wnioski. Svetla i ja próbowaliśmy roztoczyć nad wami opiekę, ponieważ tu w Chateau Germaine niewątpliwie wydarzyło się wiele nieprzyjemnych spraw. A gdzie jest Stefan?

– Stefan nie żyje – wyjaśniła Svetla. Karel wyraźnie zbladł.

– Stefan także? Kto…

– Nie wiadomo – odparł hrabia. Andrej rzekł wprost:

– Stefan napił się trucizny przeznaczonej dla cioci Wandy.

Karel przeniósł wzrok na hrabinę.

– Ależ to okropne! Co właściwie się tu dzieje?

W ogólnym zamieszaniu Marie – Louise zastanawiała się nad językiem, którym posługiwali się hrabiostwo, Svetla, Andrej i doktor Monier. Teraz już zrozumiała. Wszystko przekręciła. Sądziła, że mówią oni dziwnym południowofrancuskim dialektem, Joseph zaś i wdowa pochodzą z innych okolic. Było wprost przeciwnie. To tamci przyjechali ze wschodniej Europy i stąd ta dziwna wymowa.

Karel odezwał się stanowczym głosem:

– Czy możemy od razu przystąpić do rzeczy? To już trwa wystarczająco długo, nie mamy czasu do stracenia. Trzeba podzielić spadek. Wszyscy wiemy, kto za tym stoi, kto próbuje wyeliminować swoje rodzeństwo, by samemu przejąć wszystko. Kto dokonał tych wszystkich przestępstw? – mówił dalej. – Kto od dziecka cierpi na okresowe zaburzenia psychiczne? Kto okazał się wampirem już w Białych Karpatach? I tu działał dalej, w wyniku czego Marie – Louise trafiła do kliniki, w której pracowaliśmy wspólnie ze Svetlą?

Dziewczyna miała dwa ukłucia na szyi i była tak wykrwawiona, że straciła przytomność! Stefan próbował ją ochraniać za pomocą czosnku i krucyfiksu, lecz nie na wiele to się zdało. Władza wampira okazała się zbyt silna. Próbowałem pomóc mojej pacjentce, ale uciekła do niego, chociaż na własne oczy widziała, jak powstał z martwych! Zabił własnego brata dla pieniędzy, on… Marie – Louise, która przez dłuższy czas nie była w stanie wykrztusić słowa, w końcu się otrząsnęła.

– Przestań – wykrzyknęła. – To, co mówisz, brzmi jak bajka o potworach dla niegrzecznych dzieci!

Głos Karela zdradzał pogardę.

– Nie mówię naturalnie o wampirze z wierzeń ludowych. Taki nie istnieje. Mówię o człowieku, który cierpi na psychozę i wierzy, że jest wampirem. Który potrafi zapaść w kataleptyczny sen, kiedy zechce, i potem znowu się budzi. Który uwodzi młode dziewczęta i upuszcza im krwi, oczywiście nożem, a nie swoimi zębami. Który…

Marie – Louise i wszyscy pozostali aż podskoczyli, kiedy ponownie dał się słyszeć dzwonek do drzwi.

Gdy Joseph poszedł otworzyć, zapadła zupełna cisza.

Andrej próbował wzrokiem porozumieć się z Marie – Louise. Spojrzała na niego. Rozpaczliwie usiłowała dać mu do zrozumienia, że mu ufa. Podbiegła do niego, stanęła obok i mocno ścisnęła za rękę.

Joseph wszedł z funkcjonariuszem policji.

– Miał pan przyjść dopiero około jedenastej – zdziwił się Andrej.

– Nie jestem stąd – odparł policjant. – Przyjechałem z Val de Genet i chciałbym rozmawiać z mademoiselle Krogh.

Mimo że wymówił nazwisko Marie – Louise z francuska, ona je rozpoznała.

– To ja.

– Czy pani wynajmuje domek w pobliżu cmentarza? – Tak.

– W takim razie chciałbym poinformować, że dom spłonął wczoraj wieczorem w wyniku eksplozji. Wygląda na to, że ktoś wrzucił przez okno pojemnik z gazem. Prawdopodobnie doszło do wybuchu, ponieważ w kuchni nie wygasł jeszcze żar.

W pokoju zapanowała głucha cisza.

– Wczoraj wieczorem? – przeraziła się Marie – Louise. – Ale tam przecież był Andrej!

– Wyjechałem stamtąd dzień wcześniej. Może to potwierdzić dozorca parkingu, u którego zostawiłem samochód.

Marie – Louise oddychała ciężko.

– Ktoś ponownie usiłował zamordować Andreja! I domyślam się, kto to zrobił. Tylko jednej osobie powie działam, że wynajęłam ten dom i że Andrej tam jest. Doktorowi Charlesowi Monier, któremu zaufałam. Lub raczej Karelowi Zarokowi, jak naprawdę się nazywa.