– Ja też zostawiłam rower przy wejściu do Hestebotn – przypomniała z zapałem.

Ukrył uśmiech, a Sissel dodała, już mniej pewnie:

– Nie mam ochoty tu nocować.

– Chcesz wracać ze mną przez dolinę? – spytał ciepło. – Masz na to siłę? Nie jesteś zmęczona?

Potrząsnęła głową.

– Ani trochę – skłamała. – Ale może ty nie masz ochoty mnie ciągnąć?

– Chyba niczego na świecie nie pragnę bardziej, niż cię ciągnąć, jak to określiłaś. Chodź, pójdziemy im powiedzieć, co postanowiliśmy.

Marta gorąco protestowała. Tej nocy w dolinie było niebezpiecznie, nie wiedzieli przecież, kto się w niej czai, poza tym Sissel powinna odpocząć.

– Niech idą – orzekł Tomas. – Sissel ma przecież eskortę policyjną, a ja przypilnuję was. Będę mógł chrapać do woli. Pamiętajcie, że młodzi zdolni są do najbardziej nieprawdopodobnych rzeczy, jeśli tylko tego chcą.

Sissel dyskretnie kopnęła go w łydkę, ale on tylko zachichotał.


Znów więc wyruszyli w drogę przez złą dolinę. Księżyc przewędrował po niebie i już na nich nie świecił. Sissel nie miała pojęcia, która może być godzina, wiedziała jedynie, że jest środek nocy.

Szli trzymając się za ręce, nie spieszyli się, jakby chcieli przeciągnąć czas. Nieprzerwanie zadawali sobie pytania, drążyli, chcieli dowiedzieć się o sobie jak najwięcej. Sissel była szczęśliwa, że może opowiedzieć o swoim życiu. W uniesieniu słuchała opowieści Stefana o jego – właściwie dość spokojnym dzieciństwie i latach szkolnych. Wyraźnie omijał jednak wątek służby w batalionie ONZ. Sissel wyczuwała, że było w tym coś, o czym nie chciał mówić.

– Wiesz, Sissel – rzekł nagle. – Czy nie zdumiewa cię, że tak bardzo jesteśmy sobie bliscy? Jak byśmy się znali od wielu lat. Wiem, że to brzmi banalnie, ale taka jest prawda.

– Masz rację – przyznała z radością. – Nigdy dotąd nie mogłam z nikim rozmawiać tak swobodnie. Ale właściwie znamy się już od dwóch lat.

Uścisnął mocniej jej dłoń, jakby podkreślając łączący ich związek.

Dotarli do miejsca, w którym zeszła kamienna lawina i jak poprzednio trzeba było wejść do wody.

– Już nie będziesz musiała się moczyć – oznajmił Stefan i wziął ją na ręce. Pewnym krokiem przeniósł ją przez wiry.

Sissel ujrzała jego twarz tuż przy swojej i dech zaparło jej w piersiach.

– Ależ tak! – nie mogła powstrzymać się od okrzyku. – To prawda! To zdarzyło się naprawdę!

Stefan zatrzymał się w strumieniu.

– Co takiego?

– Już raz mnie niosłeś! To nie był sen, znaleźliśmy się już kiedyś tak blisko siebie!

Znów ruszył, minął kamienne usypisko i ostrożnie postawił ją na ziemi.

– No tak – przyznał. – Musiałem cię zanieść do łóżka. Obejmowałem cię po tym naszym niemądrym pocałunku, śmialiśmy się i nagle ty po prostu zgasłaś. Zasnęłaś na stojąco. Nic w tym dziwnego, dziwniejsze raczej, że tak długo pozostawałaś w miarę przytomna przy takiej ilości środka nasennego w organizmie. No cóż, przytomna… W każdym razie ułożyłem cię ładnie w łóżeczku i poszedłem sobie.

Sissel milczała.

– Co cię dręczy? – spytał wolno. – Czy to wciąż ten sen?

– Tak – szepnęła żałośnie.

– Nic innego?

Nie odpowiedziała.

Stefan zatrzymał się i otoczył ją ramieniem.

– Chyba najlepiej będzie, jak opowiesz wszystko po kolei.

– Nie mogę!

– Nie możesz? – zdziwił się, przyciągając ją bliżej. – Sądzisz, że cię nie zrozumiem?

Wiedziała, że może mu zaufać, a jednak wyznanie całej prawdy wydawało jej się niezwykle trudne. Byli całkiem sami w wąskiej dolinie, w której zbocza gór pochylały się nad nimi jak surowi strażnicy, a słabe światło nocy nie potrafiło poradzić sobie z cieniami. Wśród mnogości igieł strzelistych świerków mogły czaić się nieznane istoty, ale Sissel wcale się tego nie bała. Był przecież przy niej Stefan, wysoki, silny i odważny. Czuła ciepło jego dłoni na ramionach, a oczy, błyszczące w półmroku, promieniały miłością i pełnym zrozumieniem. A jednak Sissel się wahała.

– To zbyt osobiste, Stefanie – szepnęła. – Ale masz rację, jeśli nie opowiem ci wszystkiego, zawsze będzie mnie dręczyć pytanie, ile z tego było prawdą.

– Właśnie. Opowiedz mi dalszą część snu ze szczegółami, moment po momencie.

Wciąż próbowała się wykręcać.

– Ten sen kończy się na różne sposoby. Najczęściej tak, jak już o tym mówiliśmy. Że… że delikatnie mnie całujesz.

– Tak, a potem nogi nie chciały cię już nosić, więc wziąłem cię na ręce. Czasami to także ci się śni?

– I we śnie wydaje mi się to takie cudowne, nie jestem za nic odpowiedzialna. Taki stan osiąga się wtedy, kiedy człowiek wie, że śni, i czuje, że może robić to, na co ma ochotę. Czy kiedykolwiek tego doświadczyłeś?

– Oczywiście!

– Unoszę się tak miękko, jakbym była pijana, i nagle widzę twoją twarz. Wyglądasz strasznie. Oczy ci się świecą, masz kły drapieżnika i brodę jak król podziemnego świata na obrazie Munthego. Krzyczę przez sen i budzę się zlana zimnym potem.

Zastanawiał się chwilę.

– Uważasz, że to ujawnia twoje seksualne lęki?

Sissel odsunęła się gwałtownie, reagując na brutalną szczerość jego słów.

– Pewnie masz rację – bąknęła. – Bałam się, kiedy mnie niosłeś?

– Nie – uśmiechnął się z czułością. – Nie, nie bałaś się. Ale mówiłaś, że sen nie zawsze się tak kończy. Jest więc jakieś inne zakończenie, prawda?

– Idziemy dalej? – spytała ostro.

Przytrzymał ją.

– Sądzę, że powinniśmy to wyjaśnić, Sissel. Inaczej nigdy nie odzyskasz spokoju.

– Ale w tym śnie, który zresztą przyśnił mi się tylko jeden jedyny raz, zrobiłam coś bardzo niemądrego – wyznała ze łzami w oczach. – Wybacz, Stefanie, ale nie potrafię o tym mówić.

– Wiem, że to dla ciebie trudne.

Usiłowała po ciemku odszukać jego spojrzenie.

– Czy naprawdę zrobiłam coś głupiego? – spytała przerażona.

Z początku nie odpowiadał.

– Dla mnie to wcale nie było głupie. Wiedziałem, że ojciec wychowuje was, dziewczęta, niezwykle surowo. Biedna mała, sądzisz, że tego nie rozumiałem? Myślisz, że nie wiedziałem o działaniu środków nasennych, które sprawiły, że przestałaś być sobą?

Sissel westchnęła. Cóż, na miłość boską, zrobiła tego wieczoru? Ile właściwie z tego snu było prawdą?

Stefan ciągnął:

– Tomas mówił mi, że bez wiedzy waszego ojca zaproponował wam kieliszek koniaku. Ty, nieprzywykła do mocniejszych trunków, silnie zareagowałaś na połączenie alkoholu ze środkiem nasennym. Sissel, zrozum, że w tym, co zrobiłaś, nie było twojej winy!

– Ach! – jęknęła. – Najlepiej będzie, jak ty wyjaśnisz, co się stało. Zamknę oczy i zatkam uszy, żeby nie słyszeć o tych okropieństwach.

Objął ją mocniej, przytulił jej głowę do swej piersi i delikatnie pogładził po włosach.

– Zaniosłem cię do łóżka – rzekł miękko. – A ty szepnęłaś mi do ucha, rzeczywiście jakbyś była pijana: „Zostałam porwana! Porwana do wnętrza góry! Chcę być porwana, królu podziemnego świata, wcale się ciebie nie boję!”

Sissel jęknęła ze wstydu.

– Naprawdę tak powiedziałam?

– Oczywiście to ta stara ballada i obraz spłatały ci figla. Posadziłem cię na łóżku, a ty przez sen, powoli, ociężałymi ruchami, zdjęłaś nocną koszulę.

– Ach, nie!

Sissel usiłowała się wyrwać z objęć Stefana, ale trzymał ją mocno jak w imadle.

– Czy to właśnie ci się śniło?

Kiwnęła głową, ze wstydu gotowa zapaść się pod ziemię.

– Sissel – powiedział błagalnie. – Niech ci nie będzie przykro. Właśnie wtedy się w tobie zakochałem. Wyglądałaś tak cudownie, po dziecięcemu naiwnie, ufnie.

Sissel nie śmiała oddychać, stała nieruchomo, drżąc na całym ciele.

– A… a potem? – wydusiła z siebie.

– Cóż, znalazłem się naprawdę w trudnej sytuacji. Jeśli sądzisz, że na mnie to nie działało, to się mylisz. Przyznam się, że objąłem cię w pasie, moje ręce same to zrobiły. Ale mam nadzieję, że rozumiesz, że wcale nie chciałem wykorzystywać twojego stanu. Nie wiesz nawet, jak bardzo było mi trudno. Szczęśliwie dla nas obojga w tej właśnie chwili zasnęłaś na dobre. A ponieważ spieszyło mi się do Marty i Tomasa, mogłem po prostu położyć cię do łóżka, a koszulę po złożeniu zostawić na krześle.

Sissel wypuściła powietrze z płuc.

– Ta złożona koszula nie przestawała mnie dręczyć. Nic przecież nie pamiętałam, a jeszcze nie zaczęłam śnić i nie mogłam pojąć, dlaczego się rozebrałam. No więc dobrze, skoro już wszystko zostało wyjaśnione, możemy chyba iść dalej – zakończyła jednym tchem.

On jednak znów ją zatrzymał.

– Nigdy jeszcze nie słyszałem zdania wypowiedzianego w takim tempie, nie zrobiłaś nawet minimalnej przerwy między słowami. Ukrywasz coś, Sissel! Czyżby twój sen na tym się nie kończył?

– Uprawiasz tortury psychiczne! – zaprotestowała oburzona.

– A więc było coś jeszcze! Sissel, postaraj się mnie zrozumieć! Dla swojego własnego spokoju muszę się wszystkiego dowiedzieć! Inaczej będziesz mnie podejrzewała Bóg wie o co, a ja nie będę nawet mógł się bronić.

– Rozumiem. Masz całkowitą rację. – Westchnęła, jakby serce miało jej zaraz pęknąć. – Cóż, jeśli wszystko ma wyjść na jaw to… Kochałam się z królem podziemi. Z tobą! I jeden jedyny raz w życiu miałam z tego radość. Jesteś teraz zadowolony?

Rozszlochała się i odwróciła głowę, żeby przynajmniej ukryć łzy.

Stefan Svarte delikatnie przygarnął ją mocniej.

– Sissel. Moja mała Sissel, którą kocham od ponad dwóch lat, od czasu tamtej nocy. Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Nie doszło do tego, chociaż pokusa była doprawdy nieludzka. Ale ja też muszę ci coś wyznać.

Stała sztywno, wyczekująco, całkiem bezradna.

– Nie tylko ty miewasz takie sny. Mnie także śnią się tajemnicze, zakazane sny. O tobie.

Sissel odetchnęła drżąco, odrobinę jej ulżyło.

Czule ucałował ją w czoło, a potem ujął jej rękę i ruszyli w dalszą drogę.

– Marta mówiła, że rozglądałeś się za mną – szepnęła nieśmiało Sissel.

– Marta, ta plotkarka! – uśmiechnął się. – Owszem, to prawda. Podejrzanie często przejeżdżałem obok banku, tam gdzie pracujesz. Ale ty mnie nigdy nie zauważyłaś. Czasami nawet na mnie patrzyłaś, ale chyba nigdy się nie zorientowałaś, że mundur na motocyklu ma także twarz.

– Och, jaka szkoda, że nie przyglądałam się dokładniej! A dlaczego nie dałeś mi się poznać?

– Ponieważ jako siostra Carla jesteś osobą dla mnie niedostępną. W dodatku kilkakrotnie widziałem cię z Nilsem Flatenem, kolegą z wojska. Nie chciałem wtrącać się w czyjś związek.

Sissel w milczeniu pokiwała głową.

– Czy on dużo dla ciebie znaczy? – spytał Stefan z niezwykłą jak na niego niepewnością.

– Jest tylko dobrym przyjacielem. Chce się ze mną ożenić, ale ja przez cały czas się wzbraniam. Opętała mnie przecież osoba, która nie istnieje. Potwór, troll, król podziemnego świata o twojej twarzy!

Stefan mocniej uścisnął ją za rękę. Zapytał z wahaniem, słychać było, że słowa z trudem przechodzą mu przez gardło:

– Wspomniałaś że… że byłaś już z mężczyzną? Z Nilsem? Nie musisz mi odpowiadać, jeśli nie chcesz. Wiem, że to dla ciebie trudne.

– Akurat na to mogę ci odpowiedzieć, bo to nie miało dla mnie znaczenia. Owszem, tylko z Nilsem. Dwa razy, to wszystko. Przesadziłam, mówiąc o kilku razach. Zdecydowałam się nie dlatego, że miałam ochotę, lecz ponieważ zaczęłam się bać, że jestem nienormalna. Snułam marzenia o wymyślonej osobie, nie interesowali mnie żywi mężczyźni. Pierwszy raz był okropny, Stefanie. Miałam wrażenie, że czekają mnie tortury, i odsuwałam to tygodniami. A kiedy wreszcie do tego doszło, byłam spięta jak dziecko u dentysty. Biedny Nils zasłużył na lepszy los!

– A ten drugi raz? Bo przecież to się powtórzyło?

– Tak – powiedziała z goryczą. – Czytałam gdzieś, że pierwszy raz zawsze bywa trudny i że później jest znacznie lepiej. Wypiłam więc szklankę dżinu z tonikiem, żeby nabrać odwagi, a przecież nigdy nie piję. Drink mnie oszołomił i zobojętnił, ale z drugiej strony brzydziłam się bliskością Nilsa i sobą samą i nigdy więcej się na to nie zdecydowałam. Ach, ile kłamstw i wymówek zaserwowałam temu biednemu chłopakowi, Stefanie! Po tym ostatnim zbliżeniu nie znosiłam nawet jego najdrobniejszego dotyku, wzdrygałam się jak od uderzenia batem.

– A jednak nie zerwałaś z nim?

– Nie. Przecież to ze mną było coś nie w porządku. Nils to dobry chłopak. Ach, jakże sobą gardziłam, ale przez cały czas się łudziłam, że w końcu będzie lepiej, że nauczę się go kochać. To jednak się nigdy nie stało. Wiele razy prosiłam go, żeby sobie znalazł inną dziewczynę, ale on się uparł. Postanowił, że będzie mnie miał. Wiedział, że nie interesują mnie inni mężczyźni, i uznał, że ma największe szanse, żeby, jak się wyraził, rozpalić we mnie ogień.

Sama się zdziwiła goryczą, jaka zabrzmiała w jej słowach.

– Sądzę, że sporo winy za to ponosi twój ojciec, Sissel – stwierdził Stefan po namyśle. – Albo też Nils nie był dla ciebie właściwą osobą.