– O, z całą pewnością! Przecież mężczyzna powinien przynajmniej choć trochę pociągać! Ale masz rację, ojciec też jest winien. To jego staroświeckie, oficerskie pojęcie honoru i moralności. „Dama nigdy się nie odwraca, kiedy ktoś za nią gwiżdże. Dama nie zostaje z mężczyzną sam na sam. Kobieta nigdy nie okazuje uczuć!” Ach, Boże, jakże głęboko to we mnie tkwiło! Zwłaszcza to ostatnie. Podobno jako dziecko byłam bardzo wrażliwa.

– Wciąż jesteś – uśmiechnął się Stefan. – Wyraz twojej twarzy potrafi się zmienić w ciągu jednej sekundy. Bez względu na wszystko nie wolno ci sądzić, że jesteś oziębła, jeśli chodzi o to, co twój ojciec z pewnością nazywa „obszarem zakazanym”.

– Rzeczywiście tak mówi – roześmiała się Sissel. – Nie, nie uważam, że jestem zimna. Wiem, że tak nie jest.

– Ja też o tym wiem – powiedział cicho. – Ale przy takim traktowaniu w dzieciństwie nie zdziwiłoby mnie wcale, gdyby tak było.

Sissel spuściła głowę.

– I tak się boję – szepnęła. – Boję się, że na każdą próbę zbliżenia będę reagować negatywnie. Oba te razy, Stefanie, to było całkowite fiasko. A później zapewne będzie jeszcze trudniej. Po takiej klęsce traci się wiarę w siebie.

– Nie maluj wszystkiego w czarnych barwach – powiedział kręcąc głową. – Zaczekaj, aż rzeczywiście znajdziesz się w takiej sytuacji. Człowiek się nie rozwija, martwiąc się zawczasu.

Zawstydzona przyznała mu rację.

– Chyba tak. A ty? Masz dziewczynę?

Roześmiał się gorzko.

– Jak bym mógł? Ja także byłem opętany, tak jak ty. Owszem, próbowałem, ale żaden związek nie dawał mi satysfakcji, w dodatku ciągle miałem ciebie przed oczami. Byłem bliski szaleństwa! Ale odbijałem sobie w snach. W snach o tobie.

Sissel serce podskoczyło w piersi.

– Widać oboje jesteśmy trochę szaleni – zaśmiała się nerwowo.

– I dzięki Bogu!

Nie mogła się powstrzymać, musiała dać upust radości rozpierającej jej serce.

– Ach, życie jest takie piękne, Stefanie! Takie cudowne! Odnalazłam Martę i odnalazłam ciebie.

Śmiał się cicho.

Sissel dodała pospiesznie:

– Chodzi mi o to, że wspaniale jest znaleźć przyjaciela, kogoś, kto myśli i czuje podobnie i…

– Oczywiście – przytaknął z uśmiechem.

Sissel znów się zawstydziła, zawsze tak niemądrze się wyraża. On pewnie się teraz z niej śmieje. Pewnie sądzi, że ona uważa ich związek za coś oczywistego?

– Kochana Sissel – rzekł miękko. – Tak bardzo, bardzo cię lubię. Wprost bezgranicznie!

Od tych słów zrobiło się jej cieplej na sercu. Dodały jej otuchy.

Nie spostrzegli nawet, jak wyszli z doliny. Dziwne, pomyślała Sissel. Nawet przez sekundę się nie bałam. Czar złej doliny prysnął.

Przy drodze czekała ich kolejna niespodzianka. Rower Sissel i motocykl Stefana były ukryte w odległości pięćdziesięciu metrów od siebie.

– Sama widzisz – roześmiał się Stefan. – Tak jak mówiliśmy, we wszystkim myślimy podobnie. Nawet nasze pojazdy dobrze się czują we własnym towarzystwie. Mógłbym cię odwieźć, ale najlepiej będzie, jeśli od razu zabierzesz rower. Odprowadzę cię do samego domu, żeby mieć pewność, że cała i zdrowa dotarłaś na miejsce.

Wspomniał o niebezpieczeństwie, o złu, o którym tak długo wzbraniali się rozmawiać. Sissel poczuła, że ciarki przebiegły jej po plecach, ogarnął ją ponury chłód. W domu nie mogła się spodziewać niczego przyjemnego…

Cieszyła się, że Stefan ją odprowadzi. Starała się pedałować możliwie najszybciej, a on jechał tak wolno jak potrafił, aby mogli być blisko siebie. Czasami ją okrążał, śmiali się do siebie, żartowali i cieszyli, że droga o tej porze jest pusta. Być może zbliżał się ranek, Sissel całkowicie straciła poczucie czasu.

Stefan nie chciał wjeżdżać hałaśliwym motocyklem na podwórze. Zostawił go przy drodze i wolno ruszyli pod górę. Jedną ręką prowadził rower Sissel, drugą obejmował dziewczynę. Szli w milczeniu, napawając się niezwykłym poczuciem łączących ich więzi.

Sissel marzyło się z pewnością czulsze pożegnanie, ale na podwórzu dostrzegli jakąś postać, która ruszyła im na spotkanie. Sissel z początku zadrżała, zdjęta strachem, ciągle żywo w pamięci miała jeszcze lęk, jakiego doświadczyła tej nocy, i przerażało ją wszystko, co niepewne. Wkrótce jednak pomimo sporej odległości rozpoznała osobę i odetchnęła z ulgą.

– To Agnes – powiedziała cicho. – Pewnie czuwała przez całą noc.

– Wobec tego zostawiam cię pod jej opieką – oświadczył Stefan. – Przyjdę jutro przedstawić się twojej rodzinie. Dobranoc, najmilsza.

– Ale…

Uśmiechnął się przelotnie, nieco smutno.

– Uważaj na siebie, Sissel! Nie pozwól, żeby ktoś cię skrzywdził!

Zawrócił i prędko zszedł ze wzgórza.

Z początku Sissel czuła się rozczarowana takim nagłym rozstaniem, kiedy jednak ruszyła na spotkanie z Agnes, ucieszyła się, że Stefan nie pocałował jej na pożegnanie. Stałoby się to za szybko. Utraciliby wówczas ów cudowny czas, być może najpiękniejszy okres związku miłosnego, kiedy dwoje ludzi ostrożnie się do siebie zbliża, a napięcie między nimi stale rośnie.

Sissel nigdy tego nie przeżyła, lecz instynktownie przeczuwała, że taki czas istnieje, że musi istnieć okres, w którym obie strony badają się nawzajem, sprawdzają swoje reakcje, starając się przy tym, by samemu zbytnio się nie odkryć. W tym czasie prowokuje się nastroje i sytuacje, pozwalające poznać charakter strony przeciwnej, lecz nie swój własny, zastawia się pułapki i sidła.

Albo też godzinami wystaje przed lustrem, usiłując spojrzeć na siebie oczami tej drugiej osoby, wyolbrzymia wszystkie niedostatki urody w przekonaniu, że nikt nie może pokochać kogoś takiego, a jednocześnie z całych sił stara się zaprezentować jak najlepiej. Kiedy każde najbanalniejsze nawet zdarzenie łączy się z ukochanym, a gdy wreszcie się go widzi, traci oddech i mowę ze strachu, że on odkryje tęsknotę.

Stefan słusznie postąpił odsuwając moment, kiedy ich pocałunek będzie już nie tylko beztroską zabawą.

ROZDZIAŁ IX

Nazajutrz Sissel natychmiast po przyjściu do banku poprosiła szefa, aby zwolnił ją z pracy na cały dzień. Z przyczyn rodzinnych, jak się wyraziła, i chyba rzeczywiście było to odpowiednie określenie. Zaraz też poszła do położonego w pobliżu biura Nilsa. Postanowiła, że najlepiej będzie załatwić sprawę szybko i radykalnie.

– Nils, nareszcie się zdecydowałam – oświadczyła. – Nie mogę z tobą jechać do twojego nowego miejsca pracy. Sam dobrze wiesz, że z nas dwojga nigdy nie byłaby dobra para.

Biuro Nilsa było malutkie i ciasne, zarzucone rysunkami i innymi papierami, z szafkami w każdym najmniejszym zakamarku, zostali więc zmuszeni do bliskości, której Sissel sobie nie życzyła.

Nils, stojący przy biurku tuż koło niej, wpatrywał się w nią wzrokiem, który nic nie wyrażał.

– Nigdy nie byłaby…? Sissel, co ty próbujesz mi powiedzieć?

Z początku nie dostrzegła groźby ukrytej w jego głosie, straciła tylko pewność siebie. Czy on nie mógł jej choć trochę pomóc?

– My… nie pasujemy do siebie, chyba się zorientowałeś.

– Wyobraź sobie, że nie – odparł z wyczuwalnym chłodem. – O co ci właściwie chodzi, Sissel?

– Tak mi przykro, Nils, ale zrozum, spotkałam mężczyznę, o którym zawsze śniłam…

– Nie popadaj w banalność!

– Ależ było dokładnie tak jak mówię, dosłownie! – zapewniła z narastającym przeświadczeniem, że jednak sobie nie poradzi.

Oczy Nilsa, twarz, cała postać, zrobiły się nagle takie inne. Jakieś takie… wojskowe, uznała, nie bardzo sama wiedząc, co przez to rozumie.

Zrozpaczona próbowała jaśniej sformułować myśli.

– Pamiętasz ten mój niezwykły sen o dziewczynie uprowadzonej do wnętrza góry, o kozłach i królu podziemi…

– Dziękuję, nie musisz mi powtarzać tych bredni.

– Okazało się, że on istnieje. To nie był sen ani postać z baśni. On żyje i my… bardzo się lubimy, wobec tego nie miałoby sensu…

Nils podszedł jeszcze o krok – bliżej już się nie dało. Górował teraz nad nią, sprawiał wrażenie, jakby chciał przywołać do porządku zastraszonego rekruta.

– Chcesz powiedzieć, że przez te wszystkie lata ze mnie drwiłaś?

– Och, nie, oczywiście, że nie!

– Nie? A jak mam to rozumieć? Zachowywałaś mnie w rezerwie, bo nie mogłaś odnaleźć swego księcia z bajki? Ale czekałaś, aż w końcu się pojawi? A gdyby się nie zjawił, to zawsze miałaś w zapasie wiernego, głupiego Nilsa? Czy nie tak było?

– Jak możesz mówić w ten sposób? – oburzyła się Sissel, ale w głębi duszy odczuwała coś na kształt wyrzutów sumienia. Nils nie miał, oczywiście, całkowitej racji, bo przecież nigdy mu niczego nie obiecywała, to on o nią zabiegał. Bez wątpienia jednak w swym wybuchu był niebezpiecznie bliski prawdy. Przynajmniej na tyle musiała się ukorzyć.

– Nils, nie myśl sobie, że…

– Myślę tak, jak mam na to ochotę. Zachowałaś się jak… Nie, nie, nie będę używał tego słowa. Ale nie mam zamiaru cierpliwie znosić takiego traktowania. I kto jest tym wyśnionym bohaterem?

Uznała, że prędzej czy później i tak się dowie.

– Stefan Svarte.

– Co takiego? – Nils poczerwieniał na twarzy. – Cóż za bezczelność! Jak on śmie! Wiedział, że jesteś moja, i…

– Wstrzymaj się, zanim powiesz coś, czego będziesz żałować. Po pierwsze, nie jestem twoja, do nikogo nie należę. A po drugie, nie jest wcale pewne, czy on mnie chce. Ale ponieważ moje uczucia są takie a nie inne, nie mam prawa dłużej cię zwodzić.

Nils słysząc, że ta miłostka pozostanie być może nie spełniona, zmienił front.

– Sissel, takie przypadkowe zauroczenie…

– Trwa już ponad dwa lata – przypomniała.

– Przecież ty go nie znasz. A my znamy się na wylot.

Sissel pokręciła głową. Nigdy jeszcze nie czuła się taka pewna, z każdą minutą pewniejsza.

– Jesteśmy sobie bardziej dalecy niż kiedykolwiek. Nie potrzeba lat, by stwierdzić, że bardzo ci na kimś zależy.

– Sissel, ja się nie zgadzam! Zapowiedziałem już swoim nowym pracodawcom, że przyjadę z żoną. A tu zjawię się sam. Co oni sobie o mnie pomyślą?

Kiedy mówił, nie spuszczała z niego oka. Odnosiła wrażenie, że widzi go pierwszy raz. Zdumiało ją to, co nagle dostrzegła.

– Trudno – odparła w roztargnieniu. – Ale nigdy nie obiecywałam, że za ciebie wyjdę. Jak mogłeś przyjąć to za pewnik?

– Czułem, że to tylko kwestia czasu. I mojej cierpliwości, Bóg mi świadkiem, że tej mi nie brakowało. A ty odwdzięczasz się w taki sposób! Ale porozmawiam ze Stefanem, tak łatwo się z tego nie wykręci. Ma też prawo wiedzieć, jaka jesteś lekkomyślna…

Sissel wciąż słuchała jego tyrady jednym uchem. Zdumiona swoim odkryciem przyglądała się jego ściągniętej gniewem twarzy.

– Nie czuję się szczególną trzpiotką – odpowiedziała myśląc o czymś innym. – Owszem, przyznaję, byłam zagubiona, bo ten sen dręczył mnie do granic wytrzymałości. Ale w nim właśnie znalazłam swoje miejsce. I moim zdaniem nie powinieneś mścić się na Stefanie. On nie jest niczemu winien.

– Mógł uszanować moją własność.

– Zachowujesz się jak samiec cietrzewia – stwierdziła Sissel z drwiącym uśmieszkiem.

Nie powinna tego robić. Nils wpadł we wściekłość.

– Drwisz sobie ze mnie? Ja uważam, że to bardzo poważna sprawa. Prawie popełniłaś przestępstwo!

– Może dopuściłam się zdrady małżeńskiej? – spytała szybko.

– W każdym razie niedaleko od tego! I co gorsza…

– Nils – przerwała mu łagodnym głosem.

Stracił wątek.

– Co takiego? Dlaczego przez cały czas tak mi się przyglądasz?

Teraz Sissel była już absolutnie pewna.

– Bo nigdy dotąd dokładnie ci się nie przyjrzałam. Nigdy nie zwróciłam uwagi na to, jak bardzo jesteś podobny do małego Fredrika. Albo raczej odwrotnie, chłopiec jest podobny do ciebie. Zwłaszcza kiedy wpadasz w złość.

Nils z wolna pobladł.

– O czym ty mówisz, Sissel?

Nie odpowiedziała, ale nie spuszczała z niego oczu, z których biła pewność.

Nils sięgnął po kurtkę przewieszoną przez oparcie krzesła.

– Na Boga, Sissel, zastanów się, co mówisz – szepnął pobielałymi wargami. – Oszalałaś, nie chcesz chyba powiedzieć, że…

– Rozumiem, że nigdy nie brałeś pod uwagę takiej ewentualności. Ale to możliwe, prawda?

Nils był przybity, wreszcie jednak ocknął się z odrętwienia.

– Nie, jak możesz sądzić… Całkiem oszalałaś?

– Jak to właściwie jest z tą zdradą małżeńską? – spytała, zabierając torebkę. – Zegnaj, Nilsie! Byłeś miłym kompanem i spędziliśmy razem przyjemnie czas, ale nie zachwyca mnie szczególnie to, że byłeś miłym kompanem także żony mojego brata.

– Sissel! – wyrzucił z siebie. – To zostanie między nami, prawda?

– To nie moja sprawa – powiedziała spokojnie. – Tylko twoja i twojego sumienia.

Nie podejmował już prób, by ją zatrzymać, a tym bardziej oskarżać o zdradę. W głębi ducha pewnie cały czas podejrzewał, że nic dla niej nie znaczy.