– Możliwe. Tak, myślę, że coś takiego powinno się znaleźć.

Sissel jęknęła. Napłynęło wspomnienie.

– Co się stało? – spytał czujny doktor.

– Nic takiego. Tylko właśnie te dwie książki wzięłam sobie tego wieczoru przed ponad dwoma laty, kiedy zniknęła Marta.

– Czytałaś je?

– O, tak, z pewnością. Ale akurat tej nocy byłam tak niepojęcie śpiąca, że chyba nad nimi zasnęłam.

– Czy mogłabyś przynieść te książki?

Sissel przejrzała biblioteczkę i podała mu książki. Doktor zaczął przerzucać strony.

– Twierdzisz, że ten mężczyzna był piękny. Czy tak wyglądał?

Podsunął jej pod nos „Malarstwo norweskie”. Sissel krzyknęła głośno, ale zaraz zasłoniła usta.

Na obrazie był ten pokój! Kozły, łóżko, kobieta trzymająca w dłoni puchar. Na krześle siedziała młoda dziewczyna, a przy niej, obejmując ją za ramiona, stał mężczyzna. Ale czy to na pewno mężczyzna, a nie troll? O, Sissel znała go tak dobrze! To był demon, o którym nigdy nikomu nie wspominała, ten, który wziął ją na ręce. Na obrazie jego oczy płonęły niesamowitym blaskiem, a zamiast dłoni i stóp miał wilcze, a może niedźwiedzie łapy. Proponował dziewczynie coś do picia, a dookoła malowidła biegł napis: „Gdzie się urodziłaś, gdzie wychowałaś, gdzie swą panieńską suknię dostałaś”.

Obraz nazywał się „Ziarna zapomnienia”, a namalował go Gerhard Munthe.

– I jak? – spytał doktor Gren. – Czy to on?

– Tak. I nie. Czasami.

– Czy to nie jest za każdym razem ten sam mężczyzna?

Ach, wkroczyła na niebezpieczne ścieżki! Lepiej uważać!

– Mniej więcej tak – odpowiedziała. – Lecz we śnie jest piękny, bardziej ludzki. Pokój natomiast wygląda dokładnie tak samo. Ale to nie wyjaśnia całego snu, zaledwie jego koniec.

– To prawda. Ten obraz ilustruje piosenkę ludową „Mała Kjersti”, opowiadającą o tym, jak król podziemnego świata bierze sobie za żonę dziewczynę z ludzkiego rodu. Posłuchaj tej zwrotki:

„Wędrują przez doliny, mała Kjersti się smuci,

łzami się zalewa, a lud pieśni nuci.

Deszcz leje, wicher wieje,

a w skale, w górach na północy

trwa zabawa”.

Czy to się nie zgadza?

Uśmiech Sissel przypominał sztuczny grymas.

– Hm, on raczej nie śpiewał, a ja nie płakałam, ale poza tym rzeczywiście mniej więcej tak mi się śniło.

– Natomiast opis podróży: łopot ptasich skrzydeł, niewidzialne fale, ciemność… Musimy sięgnąć do innej starej pieśni. Zdaje się, że tamtego wieczoru sporo zdążyłaś przeczytać. A przy swym zamiłowaniu do grozy przeczytałaś tekst jednej z najokropniejszych piosenek, tej o Åsmundzie Frasgedegjasva. Król wysłał go, by uwolnił księżniczkę z mocy złego trolla. By do niego dotrzeć, musiał przebyć Trollebotn. Zauważ: Trollebotn – Hestebotn, pomyliłaś je ze sobą. Posłuchaj opisu Trollebotn sporządzonego przez Munthego, na pewno wyda ci się znajomy: „Straszny czas, kiedy trolle nie były dobrodusznymi i głupimi stworami, lecz przebiegłymi olbrzymami, czas, kiedy wszystko było krwią i żelazem. Czarną nocą jechali przez morze, huk fal rozlegał się niczym odległy grzmot i szum skrzydeł czarnych ptaków. Poza tym panowała cisza i nigdy nie słyszano tam ludzkiego języka”.

Przez chwilę nikt się nie odzywał.

– Czy to znaczy, że cały ten sen wyczytałam? – z niedowierzaniem spytała Sissel. – Dlaczego więc wydaje mi się taki straszny?

– To właśnie jest dla mnie niezrozumiałe. Ale pociąga cię wszystko, co nadprzyrodzone, tajemnicze, prawda? W dodatku czytałaś to najwyraźniej tego samego wieczoru, kiedy miały miejsce inne nieprzyjemne wydarzenia, kiedy zniknęła twoja ukochana Marta. W ten sposób wryło ci się to w pamięć i zmieniło w koszmar. Mam rację?

Sissel niechętnie pokiwała głową.

– Czy to znaczy, że już więcej nie będę śnić?

– Tego zagwarantować nie mogę. Sądzę jednak, że teraz, kiedy wiesz, co ci się śni, przestaniesz się już tak bardzo bać.

Rozmowę skierowano na sny w ogólności, lecz Sissel nie brała w niej udziału. Usiłowała stwierdzić, czy odczuwa ulgę, czy też nie. W głowie jej się mąciło, czuła się wycieńczona, zbyt dużo wrażeń jak na jeden raz. Poza tym w wyjaśnieniu doktora były luki… Przede wszystkim w związku z postacią leżącą na ołtarzu. Wiedziała, że to bardzo istotne. On jednak w ogóle o tym nie wspomniał. Zmęczonym gestem przetarła oczy.

Stanął przed nią Tomas. Z oczu biło mu wzburzenie i gniew.

– Czy mogę z tobą porozmawiać? Natychmiast!

Sissel zdumiona skinęła głową. Wyszli do holu.

Tomas wziął ją za ramię i mocno potrząsnął.

– Idiotka! Doprawdy, co z ciebie za idiotka! Jak mogłaś opowiedzieć to przy tych wszystkich ludziach? Dlaczego nie przyszłaś z tym do mnie? Dlaczego nigdy się nie dowiedziałem, co ci się śni?

Sissel patrzyła na niego przerażona.

– Nie rozumiem…

– Skąd mogłem wiedzieć? – ciągnął Tomas przygnębiony. – Wsypałem do twojej filiżanki tyle środka nasennego, że nie powinnaś…

– Zaczekaj! – zdenerwowała się Sissel. – Czy byłbyś łaskaw wytłumaczyć mi, o co ci chodzi? Dość już miałam dzisiaj problemów!

– Ach, mój Boże! – mruknął. – Twoje problemy zaczynają się dopiero teraz! Nie rozumiesz, co zrobiłaś? Teraz należy działać szybko! Te słowa: „Przeprowadzimy ją przez Hestebotn”, wcale nie dotyczyły ciebie, tylko Marty!

– Marty?

– Tak! Tu nie możemy stać, bo w każdej chwili może ktoś przyjść. Wyjdźmy na podwórze, do małego Fredrika, on nie rozumie ani słowa i nikt nas nie będzie podejrzewać o to, że rozmawiamy o poważnych sprawach.

Sissel oszołomiona poszła za nim.

– Chcesz powiedzieć, że doktor Gren pomylił się w analizie mojego snu? – spytała nic nie rozumiejąc.

– Nie, była raczej prawidłowa, ale tylko do pewnego stopnia.

Tomas uśmiechał się do rozbawionego chłopczyka, rozmawiając z Sissel nie patrzył na nią. W każdej chwili ktoś mógł wyjrzeć przez okno, musieli sprawiać wrażenie, że są całkiem zajęci Fredrikiem.

– Wspomniałeś Martę – powiedziała Sissel z napięciem. – Czy wiesz coś o niej?

– Oczywiście. – Tomas rzucił Fredrikowi piłkę. – Postać, którą widziałaś spoczywającą na tym niby – ołtarzu, to właśnie Marta.

– I mówisz to tak spokojnie – szepnęła rozgniewana Sissel. – Co z nią zrobiłeś?

Tomas posłał jej chłodne spojrzenie.

– Ja? Ja nic. Ale ktoś z tego domu usiłował ją zabić. Próbował na przykład zastawić pułapkę, tak by spadła ze schodów. I nie tylko. Wszystko wydarzyło się w ciągu jednej doby, dlatego musiałem ją stąd zabrać. Ty miałaś spać na poddaszu, nad jej pokojem, i dlatego musiałem dać ci coś na sen, żebyś nic nie słyszała. Pamiętasz, tamtego wieczoru narzekałaś na kawę. Mój Boże, ale się wtedy wystraszyłem, przecież rzeczywiście był w niej środek nasenny!

– Mimo wszystko niczego nie rozumiem. Mój sen…

– To wcale nie był sen! Chodzi mi o ten pierwszy raz. Nagle przydreptałaś korytarzem, zaspana, ledwie trzymająca się na nogach. Ogarnęła mnie panika. Z jednej strony miałem Martę, która zemdlała z wrażenia po usłyszeniu moich informacji, a z drugiej ciebie. Rzecz jasna obudziły cię nasze głosy. Zorientowałem się jednak, że w wyniku działania środka nasennego jesteś prawie nieprzytomna, nie wiesz nawet, gdzie się znajdujesz. Zaprowadziłem cię więc z powrotem do twojego pokoju i byłem przekonany, że niebezpieczeństwo już minęło. Aż do tej pory. Co mam teraz zrobić?

– Tomas! – Sissel była coraz bardziej przygnębiona. – Gdzie jest Marta?

– Marta? Po drugiej stronie gór. Miewa się dobrze, tylko niepokoi się, jak wam się wiedzie. Mieszka u mojego krewnego, wdowca z synem. Prowadzi im dom. Tamtej nocy, kiedy się ocknęła, wyjaśniłem jej, co należy zrobić, i zgodziła się ze mną, że powinna zniknąć. Została więc przeprowadzona przez Hestebotn do sąsiedniej doliny, gdzie teraz mieszka.

Sissel nasuwały się tysiące pytań.

– A jej ubrania?

– Przyniosłem jej ciepłe okrycie, a później niezauważenie przetransportowałem wszystkie jej najniezbędniejsze rzeczy osobiste.

– Ale jak to możliwe, że nie wpadliśmy na jej ślad?

– To Norwegia – z uśmiechem stwierdził Tomas. – Co wie na przykład mieszkaniec Valdres o kimś, kto mieszka w Hemsedal? Albo ktoś z Romsdal o ludziach z Sunndal? Nic tak nie rozdziela jak góry.

– Ale Hestebotn… To znaczy, że można przez nią przejść?

– Owszem, dnem doliny wiedzie prastara ścieżka. Nikt jej już nie używa. Po wkroczeniu samochodów do Norwegii wszyscy zmierzający do sąsiedniej doliny wybierają okrężną trasę. Trwa to nieco dłużej, ale ludzie chętnie nadkładają drogi, byle tylko nie iść piechotą.

Sissel była bliska płaczu.

– Marta żyje! Marta! Jak mogłeś to utrzymywać w tajemnicy? Jak mogłeś być tak okrutny?

Popatrzył na nią wzrokiem pełnym udręki.

– Bardzo mnie to bolało, Sissel. Nie zdawałem sobie sprawy, że aż tak cierpisz, ale nawet gdybym wiedział, i tak nie mógłbym ci nic powiedzieć. Ktoś musiał cierpieć, jeśli Marta miała ocalić życie.

– Nie bardzo rozumiem, Tomasie. Chcesz powiedzieć, że ktoś naprawdę usiłował ją zabić? Kto?

– Marta i ja wiemy, dlaczego. Zgadliśmy też, kto. Ale tobie nie mogę tego wyjawić. W twojej twarzy można czytać jak w otwartej księdze, podobnie jest z Martą. Nigdy nie zdołałybyście ukryć tego, co wiecie. A to niestety jest sprawa, z którą trudno się zgłosić na policję.

Sissel pokręciła głową. Nie potrafiła przyjąć tego, co Tomas mówił.

– Właściwie – zamyślił się Tomas. – Właściwie i ty także powinnaś to wiedzieć. Wtedy, tamtego wieczoru przy kawie, zrozumiałem, że trzeba się spieszyć. Nie mogłem czekać do następnego ranka, Marta natychmiast musiała zniknąć. Widzisz, rozmawiałem z Martą wcześniej tego dnia, po południu, opowiedziała mi o serii „wypadków”, które przytrafiły się jej podczas ostatniej doby. Nie sądziła jednak, że przyczyniła się do tego ludzka ręka, myślała, że to duchy. Rozmawialiśmy wtedy także trochę o nas, o waszym dzieciństwie, o wszystkich chorobach Carla. Marta powiedziała mi, że uprzedziła Ritę o słabym zdrowiu Carla. A potem Rita bąknęła coś przy kawie, ot, taka sobie uwaga, zwyczajna, nic szczególnego, ale wtedy nagle wszystko jasno zrozumiałem. Pojąłem, jaki chaos zapanował. Miałem wrażenie, że tego wieczoru nie zniosę ogromu odpowiedzialności. Może postąpiłem źle, nie wiem.

– Ale dlaczego mówisz mi o tym teraz? – spytała Sissel, pomagając wstać Fredrikowi, który klapnął okrągłą pupą na ziemię.

– Dlatego, że teraz twoja kolej pomóc Marcie. Sam sobie z tym nie poradzę.

– Sam…? To znaczy, że to ty odprowadziłeś mnie wtedy do pokoju? – popatrzyła na Tomasa z lękiem, wyczekująco. O tym nie chciała słyszeć! To niemożliwe, aby postacią ze snu okazał się Tomas, mąż jej siostry!

– Nie – powiedział ku jej bezmiernej uldze. – Nikt cię nie odprowadzał, poczłapałaś sama.

Podróż… ten mężczyzna… Myśli krążyły, nie mogły się zebrać.

– To znaczy, że nigdy nie byłam w Hestebotn.

– Ty nie! Oczywiście, że nie! A podziemnego króla z wilczymi pazurami zobaczyłaś w książce, którą czytałaś wieczorem. Przeprowadziłem Martę sam, cała odpowiedzialność spoczywa na mnie.

Sissel potarła czoło.

– Powiedziałeś, że mam pomóc Marcie. Wiesz, że niczego bardziej nie pragnę.

– Świetnie! Trzeba natychmiast zapewnić jej ochronę. Tam, gdzie mieszka, nie ma telefonu, wiadomość należy jej przekazać bezpośrednio. Pojmujesz chyba, że ten, kto chciał pozbawić ją życia, doskonale zrozumiał twój sen? Jasne jest dla niego, że widziałaś Martę i że planowano ją przeprowadzić przez Hestebotn.

– I ciągle grozi jej niebezpieczeństwo?

– Większe niż kiedykolwiek. A Agnes dziś wieczorem gdzieś się wybiera, obiecałem, że zajmę się dziećmi. Ona tak rzadko wychodzi z domu, nie mogę sprawić jej zawodu. Zresztą dopytywałaby się, gdzie idę. Musisz to zrobić ty.

– Co zrobić?

– Zastanów się: każdy może teraz pojechać naokoło samochodem, żeby pochwycić Martę. A ponieważ powszechnie wiadomo, że mam rodzinę po drugiej stronie gór, nie tak trudno się domyślić, gdzie ona jest. Musisz dotrzeć tam pierwsza! Napiszę list, ale musisz mi obiecać, że go nie przeczytasz. Zdradzę ci adres Marty, a ty oddasz jej list. Będzie wiedziała, co ma robić.

– Ale jak mam tam dotrzeć? Nie prowadzę samochodu.

Tomas popatrzył na nią zniecierpliwiony.

– Czy ty naprawdę niczego nie pojmujesz? Musisz przejść przez Hestebotn, to przecież jasne! Jeśli się pospieszysz, zdążysz przed zapadnięciem ciemności.

Sissel poczuła, jak oblewa ją lodowata fala strachu. Hestebotn!

– Nie, tego nie możesz żądać, Tomasie, ja…

Westchnął zrezygnowany.

– Taki z ciebie tchórz? Niemądre fantazje są dla ciebie ważniejsze niż życie Marty? Mówiłaś, że zrobisz wszystko, aby jej pomóc. Tak mało dla ciebie znaczy?

Sissel opuściła ramiona.

– Dobrze, Tomasie. Zrobię to.


Kwadrans później pedałowała przez mostek na rzece. Dręczyło ją uczucie, że wyjaśnienia Tomasa w wielu punktach nie są zadowalające. Miała wrażenie, że doktor Gren i Tomas uchylili przed nią jakieś drzwi, ale wciąż zbyt mało mogła przez nie zobaczyć.