Dotarło też do niej, że, bez najmniejszego cienia wątpliwości, jest zakochana w Joshu Salsburym.

Wymyślała sobie w duchu od idiotek, bo przecież ledwo znała tego mężczyznę. Ale choć było to żałosne, właśnie tak wyglądała prawda. Budziła się, myśląc o nim, a jakby tego było mało, pojawiał się również w jej snach.

Chciałaby wierzyć, że to jedynie chwilowe zauroczenie, niemal wolne od jakichkolwiek podtekstów erotycznych. W końcu Josha było za co podziwiać. Kiedy wymagała tego sytuacja, potrafił być twardy, umiał też być przyjacielski i czarujący. Pracował świetnie i nigdy nie padło pod jego adresem oskarżenie o nadużywanie władzy lub niekompetencję. Erin szybko polubiła nową pracę.

Dni mijały szybko, natomiast wieczory wlokły się ślamazarnie. Wiedziała, że w ten sposób nigdy nie wybije sobie z głowy Josha Salsbury’ego. Może powinna się umówić na randkę ze Stephenem? Skończyło się na postanowieniach.

W sobotę pojechała do Croom Babbington. Odliczała każde tyknięcie zegara i wróciła do Londynu w niedzielę, nie mogąc się doczekać poniedziałku, następnego dnia pracy.

Angela Toon przyszła do biura przeziębiona. We wtorek wydawało się, że już jest lepiej, ale w środę choroba zaatakowała z pełną siłą.

Josh Salsbury wszedł do pokoju po jej czwartym kichnięciu z rzędu, spojrzał na załzawione oczy i zaczerwieniony nos. Podszedł do wieszaka i zdjął płaszcz.

– Choć bardzo cenimy twój profesjonalizm, Angelo, niestety będziemy musieli obyć się bez ciebie – poinformował ją uprzejmie, podając okrycie.

– Nic mi nie będzie – zaprotestowała Angela.

– Po kilku dniach odpoczynku – odparł i zakazał myśleć o powrocie przed poniedziałkiem. Po wyjściu panny Toon zwrócił się do Erin: – Zadzwoń do kadr. Będzie ci potrzebna pomoc.

– Awansowałam!

– Może nieco grzeczniej – warknął, ale rozpogodził się, kiedy śliczna buzia Erin rozjaśniła się w śmiechu.

Erin podeszła do telefonu, by powiadomić kadry, ale gdy przypomniała sobie, ile czasu zajęło jej zapoznanie się z obowiązkami, zmieniła zamiar i udała się do sąsiedniego gabinetu.

Josh był czymś pochłonięty, ale po sekundzie uniósł głowę.

– Zastanawiałam się, panie Salsbury – zaczęła natychmiast i urwała, bo Josh uniósł brew, zdziwiony jej oficjalnym tonem. – Chodzi o to… nie sądzę, aby w kadrach zdążyli przysłać kogoś przed lunchem. No a pozostaje tylko dwa i pół dnia do powrotu pańskiej osobistej asystentki.

– Do czego zmierzasz?


Można było zakładać, że przejdzie prosto do sedna sprawy – taki miał zwyczaj; już o tym wiedziała.

– Chodzi o to, że wyjaśnienie komuś nowemu, jak się w tym wszystkim rozeznać, zajmie parę dni. Szybciej zrobię to sama.

– Uważasz, że sobie poradzisz?


Chciała odpowiedzieć „jasne”, ale jeszcze by pomyślał, że jest zarozumiała.

– Zapewne będę musiała pracować do późna, ale tak – odparła.

Musnął spojrzeniem jej usta, potem przeniósł wzrok na śliczne fiołkowe oczy.

– Dobrze, panno Tunnicliffe – zwrócił się do niej oficjalnie. – Bardzo proszę.

Roześmiała się i wróciła do siebie. Wiedziała, że kiedy opuści biuro w piątek po południu, przeklnie swą decyzję. Uwielbiała pracę w ośrodku badawczym, ale teraz, gdy poznała od podszewki, jak się prowadzi interesy, trudno jej będzie tam wrócić. Josh wyszedł w południe i wrócił o trzeciej.

– Radzisz sobie? – zapytał.

– Świetnie się bawię – odparła z szerokim uśmiechem, i naprawdę tak było. Przyglądał jej się dłuższą chwilę.

– Zapewne. Czy twój pobyt w Londynie nie miał trwać krócej?

Pierwszy raz odkąd pracowała w jego biurze, przypomniał, że nie poznali się w pracy.

– Przyjechałam, stwierdziłam, że mi się podoba, i postanowiłam zostać dłużej – uśmiechnęła się.

– Z dala od rodzicielskiej władzy – skomentował Josh i Erin poczuła, jak robi jej się gorąco.

– Hm…

– Zawstydziłem cię?

– Jeżdżę do niego w weekendy. A właśnie – zapytała pospiesznie – jak się miewa twój ojciec? – Nie było to zbyt taktowne, ale musiała ciągnąć ten temat. – Jego atak serca pewnie był dla ciebie strasznym szokiem.

– Czuje się dobrze. Jeśli będzie słuchać zaleceń lekarzy, wyzdrowieje.

– O, bardzo się cieszę – odparła szczerze i dostrzegła jego przenikliwe spojrzenie.

– Znasz mojego ojca? – zapytał ostro.

– Nie, skąd. – Przestraszona, że prawda zaraz wyjdzie na jaw, Erin położyła folder na jego biurku i szybko wróciła do spraw służbowych.


Potem niemal żałowała, że nie wykorzystała świetnej okazji, aby powiedzieć, czyją jest córką. Wręcz wypadało to zrobić.

A może i lepiej się stało, że siedziała cicho. Trudno, będzie musiała poradzić sobie z wyrzutami sumienia, które ją gryzły. Było jasne, że Josh wini Ninę Woodward za atak serca Salsbury’ego seniora. Pewnie niezbyt by się ucieszył, że córka Niny pracuje w jego biurze…

Nie prosiła o tę pracę, ale radość sprawiała jej każda spędzona tu minuta. Wyznanie prawdy oznaczałoby bez wątpienia natychmiastowy powrót do ośrodka badawczego. Co więcej, Josh mógł ją zwolnić z Salsbury Engineering Systems. Nie, nie wyzna mu prawdy. Zdecydowanie nie. Pracując tu, może będzie miała okazję spotkać go od czasu do czasu. I, kto wie? A jeśli kiedyś znowu będzie potrzebował zastępstwa?

Westchnęła. Kochała go. Może była słaba i głupia, ale nie chciała stracić okazji do widywania Josha. By przestać myśleć o nieosiągalnym szefie, rzuciła się w wir pracy.

Choć pracowała pilnie przez cały dzień, musiała zostać do późnego wieczora. Wcale jej to nie przeszkadzało. Josh wyszedł z biura koło czwartej i wrócił dopiero po jej wyj ściu.

– Do której wczoraj pracowałaś? – zapytał ją następnego ranka.

– Chciałeś czegoś ode mnie? – nieco zaskoczona od powiedziała pytaniem. Potrząsnął głową.

– Byłem pod ogromnym wrażeniem, ile zrobiłaś pod moją nieobecność.

Dzień przeszedł dobrze. Pracowali ciężko w znakomitej harmonii.

– Zostało coś jeszcze do zrobienia? – zapytał, wchodząc do jej pokoju tuż po szóstej.

– Niewiele – odparła. Zauważyła, że jest w płaszczu.

– Wychodzisz?

– Jestem umówiony na kolację. Wolałbym się nie spóźnić.


Aż zzieleniała z zazdrości. Szedł do domu, aby wziąć prysznic, przebrać się i przygotować dla jakiejś pociągającej ślicznotki! Przez chwilę czuła, że go nienawidzi. Ale tylko przez moment, bowiem szybko uświadomiła sobie bezsens takiego podejścia do sprawy. No tak, ale kto powiedział, że miłość kieruje się rozsądkiem? Spojrzała na czekającą na uporządkowanie stertę papierów.

– Albo ma się szczęście, albo nie – zauważyła, patrząc mu prosto w oczy. Wytrzymał jej spojrzenie.

– To prawda – zgodził się i dodał: – A z ciebie wyga dana kokietka. Roześmiała się, na przekór samej sobie.

– Wygadana? Możliwe. Ale kokietka? Dopiero nad tym pracuję.

– Nadal? – spytał ironicznie, najwyraźniej pamiętając o jej planach zdobycia doświadczenia przy pierwszej nadarzającej się okazji.

– Już niedługo – zapewniła. Nagle zawstydzona odwróciła wzrok, chwyciła bezwiednie długopis. – Dobranoc – szepnęła i zaczęła przeglądać kartki maszynopisu, choć i tak nie była w stanie niczego przeczytać.

– Dobranoc, Erin – odpowiedział cicho. Nie podniosła głowy, póki nie usłyszała zamykających się za nim drzwi.


Tej nocy nie spała najlepiej. Budziła się, śniąc, że Josh Salsbury przetańczył całą noc, tuląc w ramionach jakąś smukłą piękność.

W piątek Erin jechała do pracy w ponurym nastroju, to był jej ostatni dzień pracy w biurze Josha. Isabel Hill miała wrócić już w poniedziałek.

Erin właśnie przeszła przez jezdnię do Salsbury House, kiedy niemal wpadła na Josha.

– Gdzie parkujesz samochód? – zapytał przyjaźnie, gdy dotarli do drzwi. Otworzył je przed nią i przepuścił szarmancko przodem.

– Nie jeżdżę samochodem. Metrem jest szybciej – odpowiedziała, skręcając w stronę wind. Dziwne, że Josh tak wcześnie zjawił się w pracy. Wczoraj na pewno balował do późna.

Inni pracownicy dołączyli do nich w windzie i Erin miała czas wziąć się w garść. Ale winda opustoszała, nim dotarli na ostatnie piętro.

– Udana kolacja? – usłyszała swój głos, choć przecież obiecała sobie zachować chłodny dystans. Nie wyglądał, jakby spędził całą noc na parkiecie, ale któż to może wiedzieć?

– Niezła – odparł. – Trochę się przeciągnęła, jak to zwykle bywa.

Wydawał się znudzony. Dobrze! Erin miała nadzieję, że tamta, kimkolwiek była, zanudziła go na śmierć.

– Kolacja była nudna? – upewniła się. – Och, czemu nie ugryzła się w język?

– Wieczór – odparł ku jej uciesze. – Wiesz, jakie są służbowe kolacje.

Poczuła się nagle w siódmym niebie. Nie zabawiał się z jakąś ślicznotką! Ledwo się powstrzymała od radosnego okrzyku.

Sprawy przybrały nieco inny obrót, kiedy koło dziesiątej czterdzieści pięć – drzwi do gabinetu były otwarte – zadzwonił telefon na jej biurku i usłyszała męski głos, o którym już dawno zapomniała.

– Halo, czy to Erin?

– Przy telefonie.

– Tu Mark Prentice – przedstawił się.

Mark Prentice? Jaki Mark Prentice? O, Boże, a kiedyś uważała go za swojego chłopaka!

– Cześć, Mark – odpowiedziała, może nieco cieplej niż zamierzała, pewnie dlatego, że rana już się zabliźniła. Właściwie wyświadczył jej wielką przysługę. Gdyby nie on, nadal nudziłaby się w pracy i mieszkała – spójrzmy prawdzie w oczy – w zapyziałym Croom Babbington. Co u ciebie? – kontynuowała pogodnie. Przez otwarte drzwi zobaczyła, jak Josh unosi głowę znad papierów. Przyłożyła rękę do mikrofonu i wyjaśniła: – Do mnie. Sprawa osobista.

Mark przyjechał do Londynu na dzień i chciał ją zaprosić na lunch.

– Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale nie dodzwoniłem się wczoraj na twoją komórkę, a dopiero wieczorem udało mi się zdobyć telefon do biura. – Zapewne od jej ojca, który, to również oczywiste, swoim zwyczajem wziął Marka na spytki.

Erin wyłączała telefon komórkowy w pracy i pewnie zapomniała włączyć po powrocie do domu. Lunch? Nie miała czasu na godzinną przerwę. Nie chciała jednak, by Mark Prentice pomyślał, że wciąż jest w nim zakochana i zbyt zraniona, by się z nim spotkać.

– Z chęcią zjem z tobą lunch – zapewniła pogodnie, umówiła się i odłożyła słuchawkę.

Gdy parę minut później zajrzała do drugiego gabinetu w sprawach służbowych, szef bezceremonialnie zapytał:

– Umówiłaś się na randkę?

Gdyby ją zapytał uprzejmie, odpowiedziałaby, że bez problemu odwoła spotkanie. Tylko że Josh nie zapytał grzecznie. Właściwie jego ton był całkiem obrailiwy. Może chodziło mu o to, że załatwiała osobiste sprawy w godzinach pracy. W końcu tyrała dla niego jak głupia, nie wspominając o godzinach nadliczbowych, więc skąd ten napastliwy ton?

Zamiast zachować się jak dobrze wychowana pracownica, wypaliła prosto z mostu:

– Tylko ty masz prawo dobrze się bawić?!

W odpowiedzi usłyszała chrząknięcie. Wróciła do swojego biurka wściekła. Nie pozwoli się tak traktować. O, co to, to nie! Nikt nie będzie się wtrącał w jej prywatne życie.

Gniew na Josha Salsbury’ego nie trwał długo. Kochała go tak bardzo, że nawet nie umiała się na niego złościć. Miłość pozbawiła ją resztek zdrowego rozsądku i Erin gotowa była odwołać spotkanie z Markiem.

Nie zrobiła tego. Duma, jeszcze spotęgowana nieodwzajemnioną miłością, nie pozwoliła jej na takie zachowanie. Nie pozwoli, by Josh traktował ją w tak paskudny sposób.

Z uderzeniem pierwszej, chwyciła torebkę i wyszła z biura. Szkoda, że drzwi do gabinetu Josha były wtedy zamknięte… Mark już czekał. Pocałował ją w policzek na powitanie. Chciał pocałować w usta, ale czujnie odwróciła głowę.

– Jesteś śliczna jak zawsze. – Chwycił jej dłonie.

Kiedy on to mówił, brzmiało wyjątkowo trywialnie, w ustach Josha nawet banalny komplement wydawał się czarujący i wyjątkowy.

– Dobrze wyglądasz – stwierdziła, cofając ręce.

Podeszli do stolika i Erin usiadła naprzeciwko Marka. Zastanawiała się, co na litość boską widziała w tym facecie? Próbowała być sprawiedliwa i musiała przyznać, że na tle innych mężczyzn z Croom Babbington wypadał całkiem nieźle. Jednak wyjechała stamtąd trzy miesiące temu i spotkała wielu innych mężczyzn. Wszyscy byli mili. Nawet Gavin Gardner, o ile nie wypił za dużo. Więc może nieco wydoroślała, odkąd opuściła rodzinne miasteczko? Prawda, poznała również Josha Salsbury’ego, a w jego cieniu inni prezentowali się wręcz żałośnie. Ale bez względu na wszystko, co się zdarzyło od jej wyjazdu z domu, wiedziała, że gdyby Mark Prentice zaprosił ją na randkę dziś wieczorem, powiedziałaby „nie”. Zrobił to, jeszcze zanim podano przekąski.

– Tęskniłem za tobą, Erin – powiedział żałośnie. A ja za tobą wcale, pomyślała natychmiast.

– Z pewnością znalazłeś bardzo dobrą sekretarkę na moje miejsce – udała taktownie, że nie zrozumiała.