– Nie mówiłem o pracy.

I tyle jej przyszło z taktu. Dobre sobie, a więc on za nią tęsknił!

– A jak tam interesy? Idą dobrze, jak zawsze?

– Popełniłem wielki błąd – ciągnął uparcie i Erin zaczęła żałować, że w ogóle zgodziła się z nim spotkać.

– Cóż, już przepadło – odparła lekko i wzdrygnęła się, gdy pochylił się nad stołem i chwycił jej lewą dłoń.

– Byłem głupcem, Erin. Gdybym tylko mógł cofnąć czas… – powiedział szczerze.

Szybko wyrwała rękę.

– Wszyscy robimy rzeczy, których… potem trochę żałujemy – stwierdziła pogodnie, ale czuła się niezręcznie.

– Tak bardzo tego żałuję… szczerze! – wyznał żarliwie. O, niech to!

– Nie musisz przepraszać. – Nic innego nie przyszło jej do głowy.

– Więc wybaczasz mi? Możemy zacząć od nowa?

– Nie o to mi chodziło – wtrąciła szybko. I dodała łagodniej, niż na to zasługiwał: – To przeszłość, Mark. Teraz, mieszkam i pracuję tutaj. Już się nawet nie widujemy.

– Jeździsz do domu na weekendy. – Jej słowa raczej go zachęciły niż zniechęciły.

Powstrzymała go od razu.

– Przykro mi, Mark – nie było sensu go zwodzić – ale to nie najlepszy pomysł.

W końcu przyjął do wiadomości, że nie ma żadnych szans. Restauracja była zatłoczona, obsługa powolna. Erin zbyt późno zdała sobie sprawę, że spotkanie z Markiem jest pomyłką, chciała jedynie jak najszybciej wrócić do biura. Lunch ciągnął się w nieskończoność.

– Może spotkamy się w weekend – zaproponował Mark przy pożegnaniu.

– Możliwe – uśmiechnęła się i dzielnie zniosła następny pocałunek w policzek. Wiedziała, że zrobi wszystko, by go więcej nie spotkać.

Wróciła mocno spóźniona do pracy. Drzwi stały teraz otworem i gdy tylko weszła, Josh spojrzał na nią surowo. Postanowiła pracować do późna, by nadrobić stracony czas. Postanowiła szybko zażegnać ewentualny konflikt z Joshem.

– Przepraszam za spóźnienie. Kelnerzy nie mogli nadążyć z zamówieniami. Wiesz, jak to jest.


Nie miała pojęcia, czego się spodziewała, pewnie jakiegoś zdawkowego stwierdzenia, dlatego zaskoczyło ją jego lakoniczne pytanie:

– Mark to ten, którego porzuciłaś?

– Ja… eee… nie sądzę, aby Mark miał coś wspólnego z moją decyzją – odparła zdumiona, że Josh w ogóle pamiętał jej opowieść.

– To on sypiał ze swoją byłą dziewczyną – przypoxxxmniał Josh. Nie mogła zaprzeczyć. – Chyba nie zamierzasz do niego wrócić?

Co to miało znaczyć? Przyszła tylko przeprosić!

– Proponował, ale odmówiłam – odparła sztywno. Była w połowie drogi do drzwi, kiedy ją zatrzymał.

– Chciał, żebyś wróciła? – Erin była naprawdę zła. Jej zdaniem nie wypadało dyskutować o uczuciach osób trzecich. Ale Josh miał jeszcze coś do dodania: – Rzuciłaś go – stwierdził. – W sumie go rzuciłaś.

Już zamierzała powiedzieć, że to nie jego sprawa, ale ku własnemu przerażeniu palnęła coś, co nigdy, przenigdy nie powinno przejść przez jej usta.

– Czułam się w obowiązku pozwolić mu odejść – odparła sucho i wróciła do swojego biurka, uświadamiając sobie, że jednak ma w sobie coś z matki!

Natychmiast rzuciła się w wir pracy i spędziła dobrą godzinę nad jakimś skomplikowanym materiałem. Rozchmurzyła się, bo kiedy ponownie zwróciła się do Josha z jakimś pytaniem, odpowiedział bardzo uprzejmie.

Jednak dobra atmosfera nie trwałą zbyt długo. Mieli sporo roboty, a on był tytanem pracy i nie lubił, gdy coś mu przeszkadzało, zwłaszcza, jeśli to był następny telefon do jego asystentki.

– O, cześć, Stephen – uśmiechnęła się, rozpoznając znajomy głos.

– Masz jakieś plany na wieczór? – zapytał. – Jak sobie radzisz z kręglami? Roześmiała się.

– Nijak. A co do spotkania, dzisiaj chyba nie dam rady… – Dostrzegła zniecierpliwiony gest Josha. – Do zobaczenia w poniedziałek – zakończyła, wiedząc, że spotkają się w ośrodku badawczym.

– Do zobaczenia – przyjął jej odmowę bez urazy i pożegnali się.

Czy to jej wyobraźnia, czy też szanowny pan Salsbury znowu się najeżył?

– Jak widzę, nieźle dajesz sobie radę! – warknął, gdy tylko odłożyła słuchawkę.

– Z pewnością sam wiesz, jak to jest – odparła chłodno.


Pracowali w lodowatej ciszy, z trudem zachowując pozory uprzejmości. Nie marnowali czasu na przerwy. Erin nawet nie zaproponowała Joshowi herbaty…

Wspaniałe zakończenie cudownych dziewięciu dni.

Skończyła pracę koło siódmej. Przygotowała biurko dla Isabel Hill, która miała przejąć obowiązki w poniedziałek, zostawiła odpowiednie notatki dotyczące spraw do załatwienia, po czym poszła się pożegnać z mężczyzną, którego kochała, choć okazał się daleki od ideału. Była pewna, że już nie poprosi ją o pomoc i spotkają się dopiero na ślubie Charlotty.

Uniósł głowę, kiedy Erin otworzyła usta, by go poinformować, że wychodzi do domu.

– Wyglądasz na zmęczoną – powiedział i chrząknął zakłopotany.

– Każda dziewczyna marzy, żeby coś takiego usłyszeć! – palnęła bez zastanowienia.


Spojrzał lodowato na nią, potem na zegarek, stwierdził, że przepracowali ciężko ostatnie pięć godzin i nasadził skuwkę na pióro.

– Lepiej zabiorę cię na jakąś przekąskę – oświadczył.

– Zjadłam duży lunch, dziękuję – odparła oschle. Za nic nie usiądzie z nim przy jednym stole, choćby miało pęknąć jej serce.

Wróciła szybko do sekretariatu, chwyciła torbę i wyszła. I to ma być podziękowanie za jej ciężką pracę! Przekąska? Prędzej umrze z głodu!

Spacer uspokoił ją nieco. Szła w stronę stacji metra, kiedy nagle dostrzegła sunący wzdłuż krawężnika ciemny samochód. Zatrzymała się. Otworzyły się drzwi od strony pasażera.

– Wsiadaj! – rozkazał Josh Salsbury. To nie była prośba. Zamierzała powiedzieć mu coś do słuchu, ale zawahała się i… to był błąd. Wsiadła. Samochód nabrał szybkości i pognał w stronę jej domu. Josh przyjął do wiadomości, że Erin nie ma ochoty na jedzenie, ale postanowił dopilnować, aby dotarła bezpiecznie do mieszkania.

Jechali w milczeniu, ale to jej nie przeszkadzało. Była zmęczona i właściwie zadowolona, że dotrze wygodnie do domu.

No tak, ale Josh też musiał być wyczerpany. Poczuła w sercu przypływ cieplejszych uczuć. Odwalił dziś kawał niesamowitej roboty. Pewnie nie może się doczekać powrotu do domu.

Nagle zdała sobie sprawę, trochę poniewczasie, że jej szef pewnie umiera z głodu. Zostawiła go przy biurku, wychodząc na lunch, i nadal tam tkwił po jej powrocie. Czy w ogóle coś jadł?

Gdy samochód zatrzymał się przed jej domem, Erin siedziała przytłoczona wyrzutami sumienia. Dlaczego nie zaproponowała mu choćby filiżanki herbaty? Kochała go, powinna o niego dbać.

Odwróciła się do niego.

– Mogę ci przygotować coś do zjedzenia – zaproponowała impulsywnie, nie zastanawiając się, jak to zabrzmi. Nagle przypomniała sobie, co się stało, gdy był w jej mieszkaniu ostatni raz. Poczuła, że się rumieni. Pragnąc za wszelką cenę wyjaśnić, że to nie żaden podryw, dodała jeszcze: – Nie ma mowy o żadnych pocałunkach!

Spojrzał na nią nieprzyjaźnie. Dziwne, że nie zabił jej wzrokiem.

– Nie mam ochoty ani na jedno, ani na drugie – poinformował ją szorstko. I jakby to nie wystarczyło, dodał:

– Może niektórzy faceci chcieliby iść z tobą do łóżka, Erin, ale ja do nich nie należę.


Gapiła się na niego z szeroko otwartymi oczami. Potem ogarnęła ją furia. Jeśli miał jeszcze coś do powiedzenia w tym samym stylu, to nie zamierzała czekać. Wystrzeliła z auta jak rakieta. Niewychowany gbur! Usłyszała dość, więcej niż dość!

ROZDZIAŁ CZWARTY

Tak jak Erin przypuszczała, po pracy u Josha trudno było jej się odnaleźć w ośrodku badawczym. Brakowało jej gwara, gorączkowej atmosfery, wiecznego pośpiechu. Poważnie zastanawiała się, czy nie odejść. Ale nie mogła tego zrobić.

Po dwóch tygodniach stopniowo zaczęła przyzwyczajać się do wolniejszego tempa pracy. Liczyła po cichu, że Isabel Hill poprosi o pomoc w kilku niedokończonych sprawach, ale nic takiego nie miało miejsca. Asystentka Josha przysłała tylko liścik z podziękowaniem za świetnie wykonaną robotę i informacją, że pod koniec miesiąca na konto Erin wpłynie premia.

Erin zaczęła źle sypiać. Nie potrafiła wybić sobie Josha z głowy, więc próbowała się na niego złościć. W końcu on także mógł napisać podobne podziękowanie, korona by mu z głowy nie spadła! Wiedziała jednak, że nie jest wobec niego całkiem fair. Zbyt ciężko pracował, by marnować cenny czas na pisanie liścików. Od tego są osobiste asystentki.

A w ogóle czemu miałby do niej pisać? Czy poczułaby się przez to szczęśliwsza? Wciąż urażona przypomniała sobie, co powiedział na pożegnanie: „Może niektórzy faceci chcieliby iść z tobą do łóżka, Erin, ale ja do nich nie należę”…

Pocieszała się zatem nieskomplikowaną przyjaźnią ze Stephenem Dobbsem. Chodzili razem na kręgle i poznała kilku jego przyjaciół. Josha Salsbury’ego nie widywała nawet przelotnie.

Rozsądek nakazywał, by definitywnie wyrzuciła go ze swych myśli, by poszukała wreszcie innej pracy. Powinna też napisać list do Charlotty z przeprosinami, bo nie zamierzała pojechać na jej ślub. Po prostu nie mogła. A jednak spędzała mnóstwo czasu w sklepach w poszukiwaniu czegoś specjalnego na tę okazję.

Znalazła odpowiednią kreację na dwa dni przed wyjazdem do Bristolu – w odcieniu bladego fioletu, czy raczej lawendy, podkreślającym fiołkowy odcień jej oczu. Była to jedwabna suknia bez rękawów, dość skromna, lecz elegancka i twarzowa. Erin postanowiła zrobić się na bóstwo i rzucić Josha na kolana.

I chyba warto było się postarać. Kiedy dotarła do kościoła, kilku pracowników z agencji organizującej uroczystość ustawiło się w kolejce, aby pokazać jej miejsce do parkowania. Później dwóch dżentelmenów, którzy przedstawili się jako Greg Williams i Archie Nevitt eskortowało ją na miejsce.

Josh siedział z przodu obok Robina. Na jego widok drgnęło jej serce. Na szczęście rozmawiała jeszcze z Gregiem i Archiem, kiedy Josh spojrzał w ich stronę.

Ich oczy spotkały się na moment, ale Erin natychmiast spojrzała z uśmiechem na Grega, który właśnie zaproponował zacieśnienie ich znajomości. Może nie podobała się Joshowi Salsbury’emu, ale to, że widział, jak inni na nią lecą, podziałało jak balsam na jej zranioną duszę.

– To jest nas dwóch – natychmiast odezwał się Archie, zapowiadając przystąpienie do gry. Obdarzyła uśmiechem również jego.

Erin usadowiła się na przeznaczonym dla niej miejscu i przejrzała program uroczystości. Gdy już wydawało jej się, że jest wystarczająco opanowana, uprzejmie i obojętnie rozejrzała się dokoła, omiatając spojrzeniem mężczyznę siedzącego przed nią po prawej stronie nawy.

Josh nie patrzył w jej stronę, dzięki” temu Erin miała dużo czasu, by napawać się jego widokiem. W szarym surducie wyglądał wyjątkowo dobrze – wytwornie i jednocześnie swobodnie. Uwielbiała sposób, w jaki jego włosy opadały na kark.

Żałowała, że nie może powiedzieć mu o prawdy o Ninie. Przecież Nina Woodward rzuciła Thomasa Salsbuxxxry’ego na tydzień przed jego atakiem serca. Erin poważnie obawiała się ostrej reakcji Josha i komentarza: jaka matka, taka córka.

– Czy mogę się dosiąść?

W ławce siedziało już kilka osób i nie tylko Greg Williams chciał dotrzymać Erin towarzystwa. Za nim wcisnął się Archie Nevitt.

Charlotta wyglądała cudownie – wsparta na ramieniu ojca, ze sznureczkiem druhen z tyłu, szła do ołtarza w obłoku bieli.

Erin ze wzruszeniem wysłuchała przyrzeczenia Charlotty i Robina, ale podczas całej ceremonii jej wzrok co i rusz wędrował w stronę Josha. Jednak, gdy młoda para szła wzdłuż nawy do wyjścia, a za nimi procesja rodziców oraz drużba z pierwszą druhną u boku, Erin patrzyła akurat na Grega Williamsa.

Po opuszczeniu kościoła, nadal uważała, by nie spoglądać zbyt często na Josha. Jednak dziwnym trafem zawsze wiedziała, gdzie się znajdował.

Większość czasu, ku rozpaczy Erin, spędzał z pierwszą druhną, okazując jej większą atencję, niż było to konieczne. Erin zaczęła zawzięcie flirtować z Gregiem i Archiem.

Ponieważ na wesele zaproszono wielu gości, przyjęcie urządzono w hotelu pod Bristolem. Zarówno Greg, jak i Archie zaproponowali, że ją podwiozą, ale odmówiła i pojechała własnym autem.

Jakimś cudem, ku rozpaczy Archiego, Gregowi Williamsowi udało się załatwić, by siedziała przy stole obok niego. I, prawdę mówiąc, ucieszyła się z tego. Greg był przystojny i usłużny, a ponieważ oboje siedzieli zwróceni twarzą do stołu młodej pary, było dla niej sprawą honoru, by Josh Salsbury zobaczył, że nie mogła narzekać na brak powodzenia.

Nie wiedziała jednak, czy w ogóle zauważył jej obecność na sali. I choć gonitwa myśli przyprawiała ją o ból głowy, dzielnie uśmiechała się do Grega i prowadziła uprzejmą pogawędkę. Korciło ją, by podsłuchać, co takiego opowiadał Josh druhnie, gdy ta co chwila wybuchała śmiechem.