Przybysz Z Dalekich Stron

Tytuł oryginalny: Ridderens datter

Opowieści tom: 21

Z norweskiego przełożyła Lucyna Chomicz-Dąbrowska

ROZDZIAŁ I

Pięć dni po Wielkanocy rozdzwoniły się kościelne dzwony, a wokół pól i łąk ruszyła procesja wiernych z krzyżami i obrazami świętych. Na jej czele szedł ksiądz z kropidłem i święcił ziemie przeznaczone pod uprawy.

Z przodu, tuż za kapłanem i zakonnikami, kroczyły dwie młodziutkie panny: Tova, najmłodsza latorośl rycerza Gudmunda, uwielbiana przez swego ojca, oraz Sigrid, córka najbogatszego gospodarza we wsi. Takiego wyróżnienia dostąpiły nieprzypadkowo. W górskich wioskach nadal żywa była wiara, że dziewice mogą wybłagać urodzaj – pozostałość po pogańskich obyczajach.

Sigrid, bardzo przejęta swą rolą, zaciskała kurczowo dłonie wokół krzyża i zanosiła gorące modlitwy do nieba o łaskę dla ziemi budzącej się powoli z zimowego snu:

– Ziemio czarna, przyjmij nasze ziarna na siew i otul je starannie. Chroń kiełki od mrozu i suszy! Pozwól słońcu je ogrzać, ale nie za bardzo, bo i deszcz jest im potrzebny! Dobry Boże, spójrz na nas łaskawym okiem i obdarz urodzajem!

Ale choć modliła się z żarem, nietrudno się było domyślić, że tak naprawdę kieruje się dość egoistycznymi pobudkami. Zdawało się, że powtarza po cichu: Spraw, o Panie, by zboże pięknie urosło, żeby wszyscy mnie chwalili za skuteczne modły.

Myśli Tovy nie były takie pobożne.

Ta dziewczyna o łagodnym spojrzeniu i promiennym uśmiechu, już nie dziecko, a jeszcze nie kobieta, miała dość złożoną osobowość. Bardzo wrażliwa, kierowała się szczerym współczuciem wobec bliźnich i wierzyła, że w każdym człowieku tkwi dobro. Pod względem wierności i lojalności nie miała sobie równych. Ale mina niewiniątka mogła zwieść niejednego! Figlarne błyski, zapalające się w oczach dziewczyny, zdradzały nieprawdopodobną radość życia, której nie stłumiły ani ciężkie czasy, ani ciągłe utyskiwania matki.

– Najświętsza Matko naszego Pana – szeptała Tova, uśmiechając się przekornie na widok rozmodlonej Sigrid. – Spraw, bym przeżyła coś niezwykłego! Wiesz, czego pragnę najgoręcej: miłości. Nie pozwól, bym została poślubiona jakiemuś nudnemu właścicielowi bogatego dworu, wybranemu przez ojca. Bo ojciec, niestety, nie ma dobrej ręki. Co prawda moje starsze siostry, dumne panie na włościach, wydają się być zadowolone z wyboru, jakiego dla nich dokonał, ja jednak wiem, że nie byłabym na ich miejscu szczęśliwa.

Tova za wszelką cenę usiłowała zagłuszyć w sobie wewnętrzny głos, który podpowiadał, że, niestety, jej losy potoczą się dokładnie tak samo jak losy jej sióstr.

Na ustach dziewczyny znów pojawił się figlarny uśmiech. Ciekawe, co zakonnicy noszą pod habitem, zastanawiała się nieprzystojnie, z trudem tłumiąc ogarniającą ją wesołość. Na przykład ci dwaj młodzi, którzy mają takie smutne twarze?

Sigrid chyba dosłyszała parsknięcie, bo popatrzyła na Tovę surowo. Ale córka rycerza szybko przybrała poważną minę. Ksiądz, który także odwrócił głowę, na widok czystego, niewinnego spojrzenia dziewczęcia poczuł zalewającą go falę wzruszenia.

Myśli Tovy tymczasem znów odbiegły od religijnej ceremonii.

Niebawem osiągnie dojrzałość do małżeństwa. Dreszcz lęku, a zarazem oczekiwania wstrząsnął jej ciałem. Zrozumiała, że budzi się w niej kobieta.

Ojciec nie rozmawiał z nią jeszcze o zamążpójściu. Matka miała zresztą o to ciągłe pretensje. „Nie chcesz jej stracić”, wyrzucała mężowi. „Pozostałym dzieciom pozwoliłeś odejść, ale tej najmłodszej, która urodziła się, gdy tamte były już dorosłe, nie masz serca oddać nikomu. W okolicy aż huczy od plotek o tym, jak ją rozpieszczasz”.

Akurat w tej sprawie matka Tovy żywiła niesłuszny żal. Rycerz, właśnie dlatego, że bardzo kochał swą najmłodszą córkę, okazywał jej szczególną surowość. Nie pozwalał jej nigdzie samej chodzić, nie wolno jej było bawić się z innymi dziećmi ani przebywać na powietrzu w chłodne dni.

Najbardziej lubił te chwile, kiedy zasiadała u jego stóp i wysłuchiwała opowieści z dalekiego świata, którego taki kawał przemierzył. Z ochotą przekazywał córce swą mądrość i doświadczenie, może dlatego, że nikt poza nią nie miał cierpliwości go słuchać?

Tova zamyślona przyspieszyła kroku i omal nie zaplątała się w habit idącego przed nią zakonnika. Przystanęła więc i zaczekała na Sigrid. Kiedy ta jednak posłała jej pełne wyrzutów spojrzenie, Tova z wysiłkiem przybrała śmiertelnie poważną minę.


Wysoko na wzgórzu, pod szczytem Skarvannfjell, zatrzymali się dwaj jeźdźcy i powiedli nieprzychylnym wzrokiem po przechodzącej procesji.

– Tam jest – odezwał się jeden z nich głosem śliskim jak skóra węgorza. – Idzie tuż za mnichami! Ta jasnowłosa dziewczyna z prawej strony to właśnie córka rycerza Gudmunda. Co prawda nie widać jej stąd dokładnie, ale zapewniam cię, że to niezwykle urodziwe dziecko. Przyjrzałem się jej kiedyś z bliska. Spójrz na te włosy połyskujące złotem w promieniach słonecznych! A cerę ma delikatną jak płatki róży. Zapamiętaj ją, Ravn!

– Po co?

– Dowiesz się, kiedy wrócimy do naszego dworu nad fiordem. Teraz obejrzyj sobie dwór rycerza i zwróć uwagę na rozkład zabudowań. Widzisz ten lśniący dach? Tam mieszka dziewczynka. Chodź już, wracamy!


Następnego dnia późnym wieczorem dwaj ciemnowłosi mężczyźni dotarli do dworu Grindom położonego nad wodami fiordu. Skierowali się w stronę starego pałacu należącego niegdyś do potężnych jarlów. Obecnie mieszkał tam cieszący się złą sławą zawistny i podejrzliwy Grjot.

Nie została mu przyznana godność rycerza, choć w jego rękach znajdował się najpotężniejszy dwór nad fiordem. Nie miał spadkobierców, gdyż „czarna śmierć” przed trzydziestoma laty zabrała mu żonę. Wiedział, że jeśli nie poślubi kobiety, która równa mu będzie stanem, skaże swój ród na wymarcie. Nałożnice i dzieci z nieprawego łoża wszak się nie liczyły.

Dwaj przybyli mężczyźni zbliżyli się do stojącego na podwyższeniu wysokiego krzesła, na którym zasiadał dostojny Grjot.

– Ravn ją widział – oznajmił Fredrik, mężczyzna w średnim wieku. – Wie już, co ma robić.

– Nie – zaprotestował młodzieniec. – Nikt mi jeszcze nie wyjawił, jakie mnie czeka zadanie.

Ciemne oczy i niesforne czarne włosy zdradzały jego obce pochodzenie. Dawno temu, kiedy norwescy jarlowie zostali zmuszeni do oddania swych najlepszych lenn u wybrzeży Morza Śródziemnego królowi Szkocji, jeden z przodków Grjota przywiózł z Katanii do Norwegii niewolnika, którego potomkiem był właśnie Ravn.

Przebiegły Grjot wziął osieroconego we wczesnym dzieciństwie chłopca na wychowanie. Wpoił mu hart, bezwzględność i wierność aż po grób. Chłopak otaczał swego opiekuna największym uwielbieniem, uznawał wyłącznie jego autorytet i gotów był spełnić każdy jego rozkaz. Grjot zamierzał uczynić z niego wojownika – najlepszego z najlepszych, wolnego człowieka, bo, jak powtarzał, nie wierzy, iż przodkowie chłopca byli niewolnikami. W głębi serca Ravn również przeczuwał, że pochodzi ze znamienitego rodu. Chłopak dorastał w świecie mężczyzn, twardych mężczyzn. Żadna kobieta nie miała prawa zakłócić reguł jego wychowania dobrocią i sentymentalną czułostkowością. Ravn trwał więc w przekonaniu, że okrucieństwo i przemoc stanowią kwintesencję życia, i nie zdawał sobie sprawy, jak wielką krzywdę wyrządził mu opiekun, pozbawiając go wszelkiego człowieczeństwa i całkowicie podporządkowując go swoim kaprysom.

– Posłuchaj, Ravn – zaczął Grjot. – Wiesz, że niegdyś mój ród panował nad tą krainą. Okoliczne wioski należały do mych przodków, zanim postanowili wyprawić się na zachód i dalej na południe. Kiedy powrócili z Katanii do kraju, ród Gudmunda zdążył zagarnąć wszystko. Jedyne, co nam pozostało, to wąski pas nabrzeża. Żyzne pola i obfitujące w zwierzynę lasy zostały nam odebrane. Uczepiliśmy się tego skrawka ziemi, tego ugoru, który ledwie jest w stanie nas wyżywić.

Mówiąc tak mocno przesadzał, gdyż u wód fiordu plony były zawsze lepsze niż w głębi lądu. Kiedy tu już zieleniły się brzozy, wysoko w górskich wioskach drzewa trwały w zimowym uśpieniu. Ale Grjot chętnie garnął do siebie wszystko, nawet cudzą własność.

– Prosiłem Gudmunda, by oddał mi ziemie, które mi się prawowicie należą. Groziłem mu, żebrałem, błagałem. Próbowałem układów, uciekałem się do przemocy. Niestety, na darmo. Gudmund jest silny i wie o tym doskonale. Odkryłem jednak jego słaby punkt… – Grjot zamilkł na chwilę, Ravn zaś czekał cierpliwie. Jego twarz o obcych rysach zdawała się nieruchoma, niczym wykuta w kamieniu. – Tym czułym punktem jest jego córka – wycedził Grjot, pochylając się do przodu. – Przyprowadź mi to dziecko, Ravn! Tylko ty jesteś na tyle sprytny i nieulękły, by tego dokonać.

– Po co ci ona, panie?

Grjot wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a jego długi spiczasty nos omal nie zetknął się z wystającą brodą.

– Zażądam od Gudmunda zwrotu wszystkich dóbr zagarniętych przez jego ród w zamian za uwolnienie jego córki.

– To może okazać się trudne – wtrącił Fredrik przymilnym głosem. – Król…

– Król? – parsknął Grjot. – Królem jest dziecko, które nie opuszcza granic Danii i pozwala rządzić swej matce. Norweskie prowincje nic go nie obchodzą! Zapamiętaj tylko jedno, Ravn – zwrócił się do swego wojownika. – Dziewczynie włos nie może spaść z głowy, bo stanie się dla nas bezwartościowa. Od tego zależy życie, twoje i jej! Rozumiesz?

Ravn skinął głową.

– Może byś ją poślubił, panie? – zapytał Fredrik. – Nie sądzisz, że to dobry pomysł?

– Poślubić? – zaśmiał się szyderczo Grjot – Ostatnio gdy ją widziałem, nie umiała jeszcze dobrze mówić. A to było nie tak znów dawno. Jeszcze wiele lat upłynie, nim dziewczyna osiągnie odpowiedni do zamążpójścia wiek. Nie zamierzam czekać tak długo.

Fredrik pokiwał głową z udawanym zrozumieniem.

– Rzeczywiście, masz rację, panie. Jest za młoda – stwierdził, a w myślach dopowiedział: A ty jesteś stary cap, umrzesz, nim ta mała dorośnie.

Potem razem z Grjotem przedstawił Ravnowi plan uprowadzenia dziewczyny. Młody wojownik przysłuchiwał się uważnie, wykrzywiając usta w okrutnym uśmieszku. Oczy w oprawie ciemnych gęstych rzęs zalśniły stalowym blaskiem. Jego twarz byłaby niezwykle urodziwa, gdyby nie ten przerażający chłód, jaki się zawsze na niej malował.


Dwa dni później Tova pomagała swej matce wietrzyć zimową odzież. Stanęła w drzwiach i marszcząc brwi, popatrzyła na stojącą obok chatę.

Matka podeszła bliżej i chwyciła ją za ramię.

– Wejdź do środka i pomóż mi wreszcie – powiedziała ostro. – Znów ci się coś roi w głowie.

– Mamo, czy jesteś pewna, że nikt tu nie mieszka?

– Od śmierci twego dziadka ze strony ojca nikt. A to już wiele lat.

– Ale ja…

– Przywidziało ci się! Doprawdy dość już mam wysłuchiwania bzdur o postaciach krążących nocą w pobliżu chaty, o szeptach i cichych rozmowach!

– Czy mogłabym spać gdzie indziej, mamo? Okno alkierza wychodzi prosto na tę okropną ruinę.

– Porozmawiam o tym z ojcem. Uważam, że stanowczo zbyt długo prześladują cię te koszmary. Przecież to zaczęło się już podczas przesilenia wiosennego!

– Najlepiej byłoby spalić tę chatę – stwierdziła Tova i poczuła przebiegający jej po plecach dreszcz.

– Zwariowałaś? Budynki stoją tak blisko siebie, ogień rozprzestrzeniłby się w okamgnieniu. Lepiej przestań ciągle o tym myśleć! Doprawdy, martwię się o ciebie, Tova.

Dziewczyna popatrzyła na matkę z wyrzutem.

– Przecież każdy wie, że istnieje świat ukryty przed ludzkim wzrokiem!

– To prawda, ale istoty nadprzyrodzone nie wyglądają tak, jak je opisujesz. Nikt jeszcze nie widział takich okropności, o których ciągle bredzisz: mężczyzna z kamienną głową, kobiety ciągnące trumnę ze zwłokami… Drzwi do chaty są zamknięte, klucz dawno gdzieś zaginął, niemożliwe więc, by ktoś mógł wejść do środka. Chodź już i pomóż mi, dziecko!

Tova posłusznie zajęła się pracą, ale nie przestawała rozmyślać. Trzy razy w mroku wiosennych nocy widziała zjawy, słyszała szepty. Czy to mogły być senne koszmary? O, nie!

Do izby weszła służąca i ukłoniła się z pokorą.

– Ksiądz dobrodziej życzy sobie widzieć panienkę Tovę. Przysłał mnicha. Wprowadziłam go do sali rycerskiej. Czy zechce pani pójść do niego?

– A po co księdzu Tova? – matka dziewczyny zdumiała się tak bardzo, że ze zdenerwowania wszystko wypadło jej z rąk.

Służąca potrząsnęła głową.

– Nie wiem. Chyba chodzi o jakieś nabożeństwo.

– Akurat teraz, kiedy mój mąż wyjechał i wszystko na mojej głowie! Nie, Tova, ty tu poczekasz. Sama pójdę do sali rycerskiej i porozmawiam z mnichem. Dowiem się, o co chodzi.

Ale Tova nie należała do tych dziewcząt, które, siedzą tam, gdzie im kazano. Wychowana wśród kochających ją ludzi wyrosła na osobę pewną siebie. Odczekała chwilę, a potem podkradła się do masywnych drzwi prowadzących do sali rycerskiej i zajrzała przez szparę.