– A właśnie, papiery! Jak mi je przyniesiesz, to ci uwierzę.
Liv rozjaśniła się.
– Ależ tak. Pójdę po nie natychmiast. Chociaż – przerwała, niepewna. – Jak ja się tam teraz dostanę? Zawsze tatuś wozi nas samochodem. Ale on właśnie teraz jest na polowaniu. Tam trzeba jeździć okrężną drogą, ale może mogłabym pójść na skróty przez las, to by nie było tak daleko.
– Sama?
Liv spojrzała w stronę mrocznego, ponurego lasu. Dzień, a może nawet dwa wędrówki przez góry… łosie, niedźwiedzie…
– Nie – westchnęła bezradnie. – Oczywiście, że to niewykonalne.
Ruszyli w kierunku osady.
– Liv – powiedział lensman stanowczo. – Będę z tobą szczery. Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Masz po prostu niebywałą fantazję, wszyscy o tym wiedzą, i tak w ogóle to nie ma w tym nic złego. Ale tym razem posunęłaś się za daleko. Morderstwo to nie jest temat do żartów. Nie znam się zbyt dobrze na psychologii, ale zdaje się, że należysz do ludzi, którzy sami wierzą w to, co mówią. Czy nie rozumiesz, jaka to niewiarygodna historia? Byłaś jakoby świadkiem morderstwa, widziałaś, że dwóch mężczyzn zastrzeliło trzeciego z broni myśliwskiej. Zwłoki zniknęły. Takie „straszne przestępstwo” w naszym Ulvodden! Czy sama nie słyszysz, jak nieprawdopodobnie to brzmi? I na dodatek jakieś ważne papiery, ukryte w lesie pod kamieniem, wiele mil stąd! Co Berger robił w górach z tymi ważnymi dokumentami? Nie, Liv, nie chcę ci sprawiać przykrości, ale myślę, że naczytałaś się kiepskich powieści kryminalnych.
– Ale to wszystko prawda – powtórzyła Liv z desperacją w głosie. – Ja niczego nie wymyśliłam.
– Nie pierwszy raz weszłaś w konflikt z wymiarem sprawiedliwości przez tę skłonność do zmyślania – mruknął lensman Lian. – Pamiętam, jak wtedy, przed paroma laty, prześladowałaś niewinnego chłopaka oskarżając go o włamanie do sklepu, bo zobaczyłaś, że wychodzi z domu kupca przez okno.
Liv zachichotała.
– Przecież nie mogłam wiedzieć, że był z wizytą u córki kupca!
– Gdybyś wtedy była starsza, mogłabyś zostać postawiona przed sądem za fałszywe oskarżenie – zakończył lensman surowo.
Dziewczyna westchnęła ciężko.
– Gdybym tylko mogła się dostać do Månedalen!
Policjant był wyraźnie zirytowany.
– Jeśli tak koniecznie musisz, to ruszaj, choćby zaraz, ale nie licz na żadną pomoc z mojej strony. Ja sprawdzę tylko, gdzie znajduje się ten Berger, nic więcej zrobić nie mogę. Gdyby naprawdę zniknął, to co innego, ale do tej pory…
To jakiś koszmar, myślała Liv. Widzę postaci, które wyłaniają się znikąd, po prostu z powietrza, i zaraz potem znikają. Na moich oczach mordują człowieka, a potem wszystkie ślady przepadają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Szybko zmierzchało. Barwy się rozmazywały i coraz trudniej było rozróżnić zarysy przedmiotów. Przed idącymi majaczyły pierwsze zabudowania osady.
– A zresztą – powiedział nagle lensman. – Coś mi przyszło do głowy. Jutro rano wyrusza do Månedalen grupa geodetów. Pójdą drogą przez las. Mogę zapytać, czy by cię ze sobą nie wzięli, to nie potrzebowałabyś wędrować sama. Ale musisz mieć pozwolenie od mamy!
– To nie będzie trudne, skoro tata jest w domku na działce. Poza tym mama się na pewno ucieszy, że pozbędzie się mnie na jakiś czas. Bardzo panu dziękuję za pomoc.
– O, na razie jeszcze nie ma za co. Wcale nie jest takie pewne, że oni zechcą cię zabrać. Przyjdź do mnie za pół godziny, to będę wiedział.
Po dłuższej dyskusji Liv uzyskała pozwolenie matki na „odwiedzenie taty”. Nie widziała powodu, by wdawać się w bardziej szczegółowe wyjaśnienia, i w pół godziny później, punktualnie co do minuty, zjawiła się w mieszkaniu lensmana.
Początki nie były obiecujące. Z biura lensmana docierał do niej zdenerwowany głos:
– Szesnastoletnia dziewczyna! Skąd panu przyszło do głowy, że mógłbym się podjąć czegoś takiego? I tak już mam dosyć na głowie, sam odpowiadam za wszystko, od kiedy szef się rozchorował. A na dodatek jeden z asystentów złamał nogę, wobec tego mam do pomocy jedynie dwóch niedoświadczonych dziewiętnastolatków. Sam pan chyba rozumie, jakiego zamieszania może w takiej grupie narobić młoda dziewczyna! Nie mam czasu, żeby się bawić w opiekuna.
– Wygląda na to, że ma pan niedobre doświadczenia z dziewczynami – wtrącił głos lensmana.
– Rzeczywiście, mam – odparł tamten krótko. – A zwłaszcza panny w tym wieku trudno opanować. Chcą udawać dorosłe i doświadczone. Spragnione przygód, chętne do Bóg wie czego, a zarazem dziecinne i bezradne. Będziemy musieli po drodze nocować w obozie, lensmanie Lian, proszę o tym pamiętać! Czy mam czuwać przez całą noc?
– Sam pan nie wie, co mówi – powiedział lensman rzeczowo. – Pan jeszcze nie zna tej dziewczyny.
– Nie. I nie odczuwam najmniejszej potrzeby, żeby ją poznać.
To już naprawdę trudne do zniesienia, pomyślała Liv zgnębiona. Taki już mój los, że nikt mnie nie chce. Nawet ludzie, którzy nigdy mnie nie widzieli, nie chcą mieć ze mną do czynienia. Cóż, trzeba wracać do domu. Później zadzwonię do lensmana i powiem, że rezygnuję.
W tym momencie drzwi biura otworzyły się i stanęli w nich dwaj mężczyźni. Liv nie widziała dobrze z powodu łez, jakie zdążyła uronić nad swoim nieszczęsnym losem, i zanim zdążyła je otrzeć, usłyszała nad swoją głową jęk i pełne zaskoczenia pytanie:
– To ty?
– Och – wykrztusiła Liv i poczuła, że robi się czerwona jak burak.
Stworzyła sobie idealny obraz nieznajomego, ale mimo wszystko doznała szoku. Zapomniała, jaki jest fascynujący, i na nowo poczuła, że kręci jej się w głowie. Zielone oczy połyskiwały spod czarnych rzęs. Teraz nie było w nich życzliwości, przeciwnie, spoglądały na nią niemal wrogo.
Upokorzona Liv najchętniej by się zapadła pod ziemię.
– Przepraszam – szepnęła. – Nie chciałam podsłuchiwać, ale nie mogłam uniknąć… Słyszałam wszystko, co krzyczałeś… Oczywiście nie pójdę z twoją ekspedycją. Najgorsze, co człowieka może spotkać, to czuć się nie chcianym. Chociaż, prawdę powiedziawszy, powinnam się już do tego przyzwyczaić. Więc możesz nie podnosić głosu, nie idę z wami.
– Czy wy się znacie? – zapytał lensman.
– Spotkaliśmy się raz – odparł tamten krótko. – I powinienem był wiedzieć, kto wymyślił tę rozbójniczą historię. I z jakiego właściwie powodu zamierzasz się wybrać w góry? Mam nadzieję, że nie zakochałaś się w którymś z moich asystentów. Musiałem wynająć dodatkowego pomocnika z osady. Finn jakiś tam. Tak ma na imię.
– Nie! – odrzekła Liv stanowczo. – Muszę iść do Månedalen, by wypełnić obietnicę daną Bergerowi. I potrzebuję towarzystwa, żeby tam dojść. Ale to już nieważne.
Młody człowiek zaciskał szczęki tak, że widziała, jak mu się napinają mięśnie twarzy.
– Pójdziesz z nami, ale pod jednym warunkiem. Że nie będzie żadnych kłopotów po drodze. I żadnych głupstw z chłopcami. Musisz sobie wyobrazić, że ty także jesteś chłopcem, nie mam czasu na cackanie się z dziewczynami, zrozumiałaś?
– Możesz być najzupełniej spokojny – odparła Liv z goryczą. – Chłopcy nie mają zwyczaju mdleć na mój widok. A jeśli chodzi o wytrzymałość, to jestem tak samo dobra jak chłopak.
Lensman dodał:
– Myślę, że nie będzie pan miał z Liv żadnych kłopotów.
– Naprawdę? Zgadzam się z panem, że pod pewnymi względami Liv bardziej się nadaje do takiej wyprawy niż większość ślicznych szesnastoletnich laleczek, ale pod innymi jest kompletnie beznadziejna… – Spojrzał na nieszczęsną Liv. – Zmieniłaś się od ostatniego razu, ale może to ten okropny sweter, który wtedy miałaś na sobie…
Nieoczekiwanie znowu zrobił się niecierpliwy i zirytowany.
– Chłopcy w tym wieku mogą tracić głowę z byle powodu, a tam w górach nie ma znowu tak wiele dziewczyn do wyboru, więc na wszelki wypadek włóż jednak tamten stary sweter!
Zanim Liv zdążyła odpowiedzieć, ze złością mówił dalej:
– Masz być na przystanku autobusowym jutro rano, o ósmej. Ty i Finn pojedziecie autobusem do Blavatn. Tam się spotkamy i dalej pojedziemy samochodem, który wozi mleko, podwiezie nas jak daleko się da, ale resztę drogi musimy pokonać piechotą. I proszę, możliwie jak najmniej bagażu. Jedzenie mamy i dodatkowy śpiwór dla ciebie również. Weź tylko to, co absolutnie najpotrzebniejsze, płaszcz przeciwdeszczowy i tak dalej. I żadnych przyjaciółek, „które miały ochotę wybrać się z nami”.
– Oczywiście, że nie! Przecież nie jestem idiotką! – odrzekła, ale miała na myśli całkiem co innego niż on. – Obiecuję, że nie będziesz miał ze mną żadnych kłopotów. Może nawet będę wam mogła pomóc, coś poniosę, i w ogóle… – zakończyła onieśmielona.
– Nie trzeba. Wystarczy, jeśli zadbasz o siebie. Pamiętaj, palcem nie kiwnę, żeby ci pomóc w razie czego.
Czy to był ten sam sympatyczny, przyjacielski człowiek, którego spotkała wczoraj? Liv nie poznawała go. Przyglądała mu się ukradkiem, kiedy rozmawiał z lensmanem. Nadal miał tę niezdefiniowaną, elektryzującą siłę, dającą o sobie znać przy każdym najmniejszym ruchu, nawet kiedy marszczył brwi lub niecierpliwie machał rękami. Te ręce spoczywały na moich ramionach, pomyślała Liv z egzaltacją. I naprawdę nie rozumiem, jak to się stało, że wtedy nie umarłam!
Nagle uświadomiła sobie, że on przygląda jej się w zamyśleniu. Liv próbowała patrzeć mu w oczy bez mrugnięcia, ale z napięcia zaczęło jej szumieć w uszach. Poczuła, że nie wytrzyma długo jego spojrzenia, i spuściła wzrok. Odetchnęła z ulgą, jakby odpoczywała po wielkim wysiłku. Ten człowiek stanowił zagrożenie dla jej równowagi psychicznej.
– W takim razie zobaczymy się jutro – powiedział. – I jedno chciałbym ustalić: jeżeli jeszcze raz usłyszę, że nikt cię nie lubi, to ci po prostu przyłożę!
I to musiała usłyszeć od jedynego człowieka, którego uważała za swego przyjaciela!
W chwilę później jeden ze znanych obywateli miasteczka spotkał się w pewnym dobrze ukrytym miejscu z dwoma swoimi pomocnikami.
– Rozmawiałem dopiero co z naszym niczego nie podejrzewającym lensmanem. Liv Larsen wyrusza jutro rano w góry z ekspedycją geodezyjną. Oczywiście zorganizowałem wszystko tak, że jeden z was pójdzie z nimi jako eskorta dziewczyny, ale nikt nie może łączyć mojego nazwiska z waszymi. Dlatego musicie teraz działać na własną rękę…
Jeden z pomocników westchnął.
– Znowu mamy się męczyć w tych przeklętych górach? Nie, ja nie idę!
Głos jego zleceniodawcy brzmiał ostro:
– A jak to było z napadem w zeszłym roku? Czy mam może szepnąć słówko lensmanowi, że żywię podejrzenia co do dwóch określonych osób? Myślę, że byłoby za to co najmniej z dziesięć latek… Poza tym nie płacę chyba tak źle za te górskie wyprawy, co? No to jak?
– Ali right, all right. Idziemy w te góry!
– Znakomicie! Muszę mieć papiery z powrotem, żeby znowu spróbować. Berger miał mi je sprzedać, ale zdradził… Helikopter musiał zawrócić, nie załatwiwszy sprawy, więc wy musicie się postarać, żeby ta cała Liv pokazała wam, gdzie są ukryte papiery. A gdybyśmy my nie mogli ich dostać, to niech lepiej zostaną na miejscu. Teraz kryjówkę zna tylko Liv i jej ojciec. I dlatego ona nie może mieć sposobności porozmawiania z ojcem, dopóki nie przejmiemy papierów. Zrozumiano? Macie dwie możliwości: odnaleźć kryjówkę z pomocą Liv albo, gdyby nie wykazywała chęci współpracy, potraktować ją jako persona non grata.
– A co to znaczy?
– Osoba niepożądana.
Wszyscy trzej uśmiechnęli się złowieszczo, rozumieli się bardzo dobrze.
Kiedy następnego ranka Liv przyszła na przystanek autobusowy ze starannie zapakowanym plecakiem, autobus już stał gotowy do drogi. Weszła do środka i znalazła sobie miejsce przy oknie. Czekając, aż szofer wróci z bufetu i będą mogli jechać, próbowała przeanalizować sytuację. Doszła jednak do wniosku, że wszystko jest okropnie skomplikowane, że powinna dać sobie spokój, sama i tak tego nie rozwikła. Lepiej jest pomarzyć o czekającej ją wyprawie. Uznała, że przykre doświadczenie poprzedniego wieczora było czystym przypadkiem i że wspaniałe porozumienie, jakie miała na początku z tamtym mężczyzną, powróci, gdy tylko znajdą się na górskim pustkowiu.
Z marzeń wyrwał ją czyjś burkliwy głos:
– Hej!
Do autobusu wsiadł młody chłopak żujący gumę, ubrany w czarną koszulę związaną w pasie i nieprawdopodobnie ciasne dżinsy. Rzucił plecak na podłogę z przodu autobusu, a sam z tranzystorowym radiem w ręce szedł w stronę Liv.
– Hej, Finn – odpowiedziała. – Słyszałam, że mamy jechać razem.
– Aha, więc dzisiaj już wiesz, jak mam na imię? – uśmiechnął się kwaśno. – To bardzo miło z twojej strony, że mnie w ogóle zauważasz.
Ha, pomyślała Liv. Żebyś ty wiedział, jakie ja męki przeżywałam z twojego powodu. Ale to już koniec, mój chłopcze, już niczego takiego nie przeżywam.
– Słuchaj, co to właściwie za ekspedycja, na którą się wybieramy? – zapytała.
– Ech, ekspedycja jak ekspedycja, jakaś grupa geodetów ma robić pomiary czy coś takiego. Stary załatwił mi tę robotę, bo jeden z nich złamał nogę. Nie znam się na tym, ale stary mówił, że oni mierzą jakieś działki. Stoją każdy na swoim końcu obszaru, patrzą w lornetki i wrzeszczą do siebie.
"Uprowadzenie" отзывы
Отзывы читателей о книге "Uprowadzenie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Uprowadzenie" друзьям в соцсетях.